LISTA OPRAWCÓW. Tylko u nas fragment książki!

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Fragment książki wydawnictwa Fronda – Tadeusz Płużański „Lista Oprawców”

OD AUTORA

O Żołnierzach Wyklętych, których ze względu na postawę trzeba nazywać Niezłomnymi, można mówić od 1989 roku. Niewielu badaczy jednak zajmuje się drugą stroną, czyli ich oprawcami. Dlaczego tak się dzieje? Jak to możliwe, że sprawy te pozostają w Polsce nierozliczone, stanowiąc swoisty temat tabu? Ci zbrodniarze, czy to śledczy stosujący bezpośredni terror, czy sędziowie i prokuratorzy, wciąż są pod ochroną. Nie ponieśli żadnej kary. O abolicji dla nich przesądzono pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku w wyniku porozumień przy okrągłym stole oraz w Magdalence. Oprawców chronią powiązania środowiskowe, rodzinne i nietrudno wywnioskować, że zajmowanie się tym tematem jest podkopywaniem całej konstrukcji III Rzeczpospolitej, pokazuje bowiem, że dzisiejsza Polska stanowi właściwie kontynuacją PRL.

W książce, którą oddaję w Państwa ręce, chciałem przedstawić najważniejszych według mojej opinii twórców tamtego totalitarnego, zbrodniczego systemu. Decydentów, ale też funkcjonariuszy niższego szczebla. Obok zdeklarowanych komunistów opisuję osoby podejmujące współpracę z imperium zła z innych pobudek.

Staliniści nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności ani na fali tak zwanej gomułkowskiej odwilży, w gruncie rzeczy będącej rozliczeniem fasadowym, propagandowym, ani we współczesnej Polsce. Dawne komunistyczne układy, ludzie tamtego systemu i struktury, funkcjonują dalej, mając często przemożny wpływ na życie publiczne. Potomkowie stalinowskich sędziów i prokuratorów orzekający wyroki w późniejszym PRL, czyli na przykład w stanie wojennym, często pracują do dziś, i rzecz jasna nie są zainteresowani osądzaniem swoich ojców, dziadków. Ograniczanie zbrodni komunistycznych do brutalnych funkcjonariuszy bezpieki czy Informacji Wojskowej jest jedną z największych chorób współczesnej Polski. Tymczasem bestiami byli także inni pracownicy stalinowskich struktur.

Niektórym III RP stawia zarzuty. Warto podkreślić, iż pojawiły się one dopiero wraz z powołaniem Instytutu Pamięci Narodowej, placówki, która jako pierwsza ustanowiła przepisy o zbrodni komunistycznej. IPN nie ograniczył ich zasięgu wyłącznie do Urzędu Bezpieczeństwa i Informacji Wojskowej, ale stwierdził, że oprawcami są również sędziowie i prokuratorzy. Wprowadził do tych spraw pojęcie morderstwa sądowego. Stalinowski prokurator oskarżał na ogół na podstawie wymuszonych i spreparowanych dowodów. Oficer śledczy w trakcie przesłuchań do protokołów wpisywał, co chciał, więźniowie byli bowiem tak zmasakrowani, że podpisywali je, często w ogóle ich nie czytając. Na tej podstawie prokurator, mający pełną świadomość, jak wygląda dochodzenie, orzekał, że więzień przyznaje się do winy.

Na przykład prokurator Czesław Łapiński, oskarżający grupę Witolda Pileckiego, doskonale wiedział, że byli oni maltretowani, mimo to uznawał protokoły śledcze za wiarygodne. Podobnie sędzia Jan Hryckowian, który wydał wyrok śmierci na rotmistrza i jego współpracowników na podstawie wymuszonych w dochodzeniu materiałów. Dziś takich ludzi ściga IPN. Są oskarżani o to, że na podstawie spreparowanych dowodów jedni żądali kar śmierci, drudzy zaś je orzekali. Akty oskarżenia trafiają potem do polskich sądów, a tam oprawcy są uniewinniani ze „względów humanitarnych”, z powodu wieku czy, na podstawie zaświadczeń lekarskich, stanu zdrowia. W efekcie żaden z morderców sądowych po 1989 roku nie został skazany.

Dzisiejsze odkrycia na „łączce” Cmentarza Wojskowego na Powązkach w Warszawie szczątków zamordowanych Żołnierzy Wyklętych umożliwiają łatwe odtworzenie całego łańcucha zbrodni. Ułatwiają identyfikację tych, którzy znęcali się w śledztwie, którzy oskarżali i skazywali, w końcu katów strzelających w tył głowy. I tak w kwaterze Ł można znaleźć ofiary stalinowskiego sędziego wojskowego Stefana Michnika, przyrodniego brata Adama Michnika, redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej”. Obecnie Stefan Michnik żyje sobie spokojnie w Szwecji, która odmówiła wydania go Polsce, bo jego czyny miały ulec przedawnieniu. Często jestem pytany, jak w śledztwie traktowano Żołnierzy Wyklętych. Kazimierz Moczarski, jeden z czołowych wywiadowców Armii Krajowej w czasie wojny, opisał czterdzieści dziewięć metod śledczych, jakich doświadczył na Rakowieckiej. To oczywiście niepełna lista. Do najprostszych zaliczało się bicie, zarówno rękoma, jak i różnymi przedmiotami, na przykład gumowymi pałkami, prętami, sadzanie na nodze odwróconego stołka, przypalanie części ciała. Słynna Julia Brystygierowa z UB, kobieta potwór, szczególnie lubiła znęcać się nad młodymi chłopcami, miażdżąc ich genitalia za pomocą szuflady czy okładając przyrodzenie rozmaitymi pejczami. Był też słynny konwejer; polegał na pozbawieniu więźnia snu i wody przez kilka dób, co prowadziło do utraty świadomości. Psychiczne znęcanie się stanowiło metodę, którą Sowieci i ich polscy kolaboranci opanowali do perfekcji. Szantażowano więc śmiercią zatrzymanego, ale także jego rodziny. Było to szczególnie bolesne, gdyż straszono aresztowaniem żony, dzieci, rodziców, grożąc wykończeniem ich.

Razem z całą grupą Pileckiego, w maju 1947 roku aresztowano mojego Ojca, Tadeusza Ludwika Płużańskiego, a także ówczesną żonę Taty, Stanisławę, która także trafiła na Mokotów. Śledczy Eugeniusz Chimczak mówił do Ojca: „My wiemy, że ty masz twardą dupę. Ale obok mamy kogoś, kto nam wszystko wyśpiewa”. W podobny sposób groził też Stanisławie – że jeśli nie będzie zeznawać, zabiją jej męża. Chimczaka i jemu podobnych znajdziesz, Czytelniku, w tej książce.

Może zrodzić się pytanie, skąd właściwie wzięli się ci oprawcy? Przecież w większości (prócz wysoko postawionych doradców sowieckich) byli Polakami wychowanymi w przedwojennej II RP. Okazuje się jednak, że z Polską wiązało ich tylko miejsce urodzenia oraz polsko brzmiące imię i nazwisko. Decydenci stalinowskiego systemu: przywódcy komunistycznej partii i państwa, szefowie bezpieki, sądownictwa, prokuratury, to po prostu wieloletni funkcjonariusze Kominternu, czyli III Międzynarodówki. Niepodległość Polski stanowiła dla nich przeszkodę do rozprzestrzeniania się bolszewickiej rewolucji na cały świat. Gdy mówimy o postaciach niższego szczebla, problem jest poważniejszy. Często nie mieli z komunizmem do czynienia przed 1939 rokiem. A więc dlaczego kolaborowali z sowieckim okupantem? Przecież z niemieckimi nazistami Polacy nie chcieli współpracować. Ich motywacja była na ogół taka, że pragnęli „normalnie” żyć.

(…)

Tadeusz M. Płużański, luty 2014

tytuł
tytuł

OSTAPOWICZODZIMIERZ

Był absolwentem Wydziału Prawa Uniwersytetu im. Jana Kazimierza we Lwowie (1930). Do wybuchu wojny był aplikantem adwokackim i adwokatem w Stanisławowie. W latach 1931–1937 należał do Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy. We wrześniu 1939 roku, po wejściu Sowietów, został p.o. sekretarza Tymczasowego Kierownictwa miasta Stanisławowa. Pełnił szereg innych funkcji w administracji sowieckiej. Został ewakuowany w głąb ZSRR. Był szeregowcem w 750. strojbatalionie w Saratowie i robotnikiem m.in. w mieście Gorki.

W LWP służył od 8 czerwca 1943 do 12 sierpnia 1955 roku. Od lipca 1944 roku pracował w wojskowym wymiarze sprawiedliwości, m.in. na stanowisku szefa Sądu Polowego 2. DP. Został przewodniczącym Wydziału ds. Doraźnych Sądu Okręgowego w Białymstoku, komunistycznego trybunału śmierci, który jeździł po wsiach i miasteczkach i skazywał przeciwników politycznych na ogół na karę śmierci. W ciągu 143 dni działalności sąd ów skazał na karę śmierci 93 oskarżonych. Wszystkie wyroki śmierci orzekł kpt. Ostapowicz. Z wyjątkiem jednego skazanego, którego ułaskawił Bierut, wszystkie kary zostały wykonane. W wielu miejscowościach egzekucje przez powieszenie miały charakter publiczny. Tak było np. w Kołakach, Zabłudowie, Zawadach i Szudziałowie. Przypomnijmy, że prokuratorem Wydziału ds. Doraźnych Sądu Okręgowego w Białymstoku był Czesław Łapiński. Czyli w teren jeździli obaj: Łapiński żądał kary śmierci, Ostapowicz ją ogłaszał. Po latach Łapiński tak kłamał o swojej pracy i Ostapowiczu: Do Białegostoku trafiłem na skutek incydentu. W grudniu 1945 roku zostałem zaproszony przez znanego aktora do nocnego lokalu w Łodzi. Poprosiłem, aby kapela zagrała „Czerwone maki”. Na dźwięk melodii od stolików podniosło się kilka par. Byłem oburzony, że tańczą przy takiej piosence. Poprosiłem, aby przestali. Następnego dnia mój szef, mjr Włodzimierz Ostapowicz, który był ciężkim psychopatą i wiele niewinnych osób skazał na karę śmierci, oddelegował mnie karnie do Białegostoku.

Z Wydziału ds. Doraźnych Ostapowicz przeskoczył na stanowisko szefa Wojskowego Sądu Rejonowego w Białymstoku. Sąd ten, a zarazem jego szef, po wejściu w życie w lipcu 1946 roku nowej wersji Dekretu o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy państwa i zmianie Dekretu o postępowaniu doraźnym przejął kompetencje Wydziału ds. Doraźnych przy białostockim Sądzie Okręgowym. Czyli Włodzimierz Ostapowicz na mocy stalinowskiego prawa zabijał dalej. Szacuje się, że jako szef WSR skazał na śmierć co najmniej 75 kolejnych osób. Ostapowicz orzekał zarówno w swojej siedzibie w Białymstoku, jak i podczas pokazowych procesów urządzanych na terenie województwa.

W marcu 1947 roku Ostapowicz trafił do Departamentu Personalnego MON. Ale już we wrześniu następnego roku został szefem Wojskowego Sądu Okręgowego nr 1 w Warszawie. Do końca 1949 roku wydał cztery następne wyroki śmierci. Od października 1950 do lipca 1955 roku Ostapowicz był jeszcze szefem Wojskowego Sądu Rejonowego we Wrocławiu. Najgłośniejszym procesem, jaki prowadził, była sprawa lokalnej organizacji antykomunistycznej „Rzeczpospolita Polska Walcząca”. 31 lipca 1952 roku zasądził sześć wyroków śmierci.

Rozkazem personalnym MON nr 442 z 29 lica 1955 roku został zwolniony ze służby wojskowej. W tym samym roku został adwokatem. Do końca 1956 roku praktykował w podwrocławskim Strzelinie, a później, do 1 marca 1978 roku, pracował w Zespole Adwokackim nr 3 we Wrocławiu. Był też aktywistą Komitetu Dzielnicowego PZPR Wrocław-Stare Miasto. Liczbę jego ofiar, według wciąż niepełnych danych, szacuje się na ponad 200, z czego 174 zostały wykonane. Ten największy morderca sądowy w PRL nigdy nie odpowiedział za swoje zbrodnie. Zmarł w 1978 roku. Został pochowany we Wrocławiu.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych