JOHN PORTER o wyższości buddyzmu nad katolicyzmem

Mieszkający od 1976 roku w Polsce walijski muzyk udzielił wywiady „Dużemu Formatowi”. Opowiada w nim o tym, co by zmienił w swoim życiu oraz błędach w karierze oraz o tym, że jego muzyka „jest polska”. Partner życiowy Anity Lipnickiej odniósł się do swojej burzliwej „hipisowskiej” przeszłości.

Ważne, z jakiego pokolenia się pochodzi, ja byłem hipisem, wtedy stolica kultury, fermentu, zmian była w Londynie, a ja tam właśnie mieszkałem i to było fantastyczne. Zmieniało się społeczeństwo, obyczajowość, muzyka, świat, nie było powrotu do tego, co było wcześniej. Uczestniczyłem w tej zmianie.Trzeba pamiętać, co w związku z tym miało się w głowie, wewnętrzną wolność, choć to brzmi pompatycznie, otwartość na wszystko.

mówi muzyk. Porter dodaje, że eksperymentował wiele z narkotykami.

Brało się LSD, paliło haszysz, który nie był wtedy zanieczyszczony. Chodziło o poszerzanie świadomości, eksperyment. Każdy rozwijał to, co w nim było, ja słuchałem muzyki i słyszałem dźwięki, których inaczej bym nie usłyszał.

Muzyk, który niebawem wydaje kolejną płytę opowiada też o swojej religijności.

Potem eksperymentowałem z buddyzmem zen, dzięki temu jeszcze jestem zdrowy i mam w pewnym sensie fajniejsze spojrzenie na świat. Buddyzm, właściwie medytacja, dużo mi dał, odnalazłem swoje granice, swój umysł, to był następny etap po narkotykach, fajne doświadczenie. Medytacja bardzo dobrze oddziaływała na twórczość, tworzyła dobrą energię.

Porter widzi wyższość buddyzmu nad katolicyzmem. Do buddyzmu jest skłonny zachęcać.

Na pewno bardziej niż do katolicyzmu. Nie ma Boga, jest się zależnym od samego siebie i odpowiedzialnym za własne czyny. Ale ja nie jestem zwolennikiem zorganizowanych religii.

mówi muzyk.

Q/Duży Format