TEORIA WSZYSTKIEGO. Teoria absurdu i nonsensu? RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Ateista i wieczny outsider Terry Gilliam postanowił poszukać sensu życia. A, że jest jednym z Monty Pythonów to zanurza je w absurdzie, nonsensie i paranoi. Tym razem futurystyczna i pełna „gillianizmów” wizja nad wyraz dobrze się sprawdza. Widać, że z małym budżetem, z dala od wtrącających się producentów Gilliam potrafi najmocniej zaintrygować.

Jeden z największych wizjonerów współczesnego kina jest równocześnie jednym z największych jego pechowców. Wciąż walczy z producentami o zabierany mu budżet i wtrącanie się w autorskie wizje. Nieraz doświadcza dotkliwych upadków („Przygody barona Munchausena”), by się podnieść w chwale „(12 małp”). Od lat nie może dokończyć, nomen omen, filmu o Don Kichocie, i niemal musiał zakończyć zdjęcia do „Parnassusa” po śmierci głównego aktora. I choć zbyt często jego filmy to pusty fajerwerk, erupcja czystego autorskiego wizjonerstwa bez treści ( „Las Vegas Parano”), to niespodziewanie robi on głębokie, mądre przypowieści zanurzone w pokręconej rzeczywistości ( „Fisher King”, „Brazil”). Jaka jest „Teoria wszystkiego”?

To coś pomiędzy skrajnymi filmami jedynego Amerykanina w trupie „Monhy Python”. I choć jestem wyczulony na płycizny intelektualne i hochsztaplerkę w wizjach Gilliama, to mam wrażenie, że ten film jest swoistą szczerą spowiedzią człowieka dostrzegającego sens życia jedynie w jego bezsensie i iluzji. „Teoria wszystkiego” to przede wszystkim przykład co się dzieję, gdy Gilliam nie ma nad sobą bicza producentów. Ten film to futurystyczny orgazm, z jaskrawo-neonową erupcją. Pastelowy świat kabli oplatających dosłownie i w przenośni mieszkańców Londynu rządzonego przez korporacje, która kontroluje, i patrzy niczym Wielki Brat u Orwella. „Teoria wszystkiego” jest również kolejną wariacją na temat losu jednostki w absurdalnie totalitarnym świecie, którą Gilliam nakreślił już w orwellowsko- kafkowskim „Brazil”.

Opowieść o Qohenie Lethie ( doskonały jak zwykle Christopher Waltz) , hakerze wielkiej korporacji, który zajmuje się całymi dniami rozpracowywaniem dziwacznych wzorów matematycznych, to przede wszystkim ponura wizja samotności. Samotności osadzonej w futurystycznym świecie osoby. Ale również jest to symboliczna opowieść o dzisiejszym pokoleniu kontaktującemu się ze sobą za pomocą portali społecznościowych i zanurzonego w wirtualny, alternatywny świat. A może to również świat samego Gilliama, który nie funkcjonuje poza swoimi wizjami? Leth to dysfunkcjonalny mizantrop i hipochondryk, niepotrafiący porozumieć się z otoczeniem. Uzależniony od wirtualnego świata, trybik w maszynerii idącej nie wiadomo, gdzie i po co. Leth nie jest jednak nic nie znaczącym elementem układanki. Kontroluje go wyglądający jak postać z teledysków disco lat 80-tych albo aktor z retro-rave porno po niemiecku Zarządca ( Matt Damon). O kondycje psychiczną Lethiego dba zaś landrynkowo- komputerowa psycholog ( Tilda Swindon) oraz syn korpo capo di tutti capi Bob (Lucas Hedges). Sfrustrowany niemocą znalezienia zarówno tajemniczego wzoru na „Teorie Zero” jak i sensu egzystencji oddaje się w ręce wirtualnej prostytutki Bainsley (Melanie Thierry). Ta w końcu pragnie pojawić się w realnym życiu Qohena. Lethie jednak nie jest jak bohater „Vannila Sky”, który nie miał większych wątpliwości czy wybrać wieczną egzystencję w świecie pięknych złudzeń czy brutalną rzeczywistość absurdalnej codzienności.

Wiele filmów Gilliama zawiera motyw ucieczki bohatera od świata absurdu, idiotyzmu czy przewrotnego zła. Przejście na drugą stronę kotary w Parnasusie, narkotyczny odpływ w „Las Vegas Parano” czy dezercja w świat fantazji w „Fisher King”- wszystko to jednak było obciążone jakimś „haczykiem”- diabłem o twarzy Toma Waitsa w różnych konfiguracjach. Tym razem Gilliam zdaje się mówić coś zgoła odmiennego. Tutaj ucieczka może się okazać czystym wybawieniem i odpowiedzią na świat, który nawet dla szaleńca jest nieznośny. „Marność nad marnościami i wszystko marność”- zdaje się mówić Qohenie Lethie ( Kohe-Let).**

Idącego ulicą Qohenie bombardują zewsząd reklamy i indoktrynacja korporacyjnego Wielkiego Brata. Synkretyzm religijny wylewa się strumieniami. Skoro zaś religia „Batmana” jest równa chrześcijaństwu, to dlaczego nie ma być nią wirtualny świat ze swoją czarną dziurą? Religia otacza zresztą Lethiego w każdej godzinie jego męki. Mieszka on w spalonym kościele kupionym od ubezpieczyciela ( Pythonowski humor w opowieści o mnichach, którzy złożyli śluby milczenia i nie mogli zawiadomić straży pożarnej). W zdewastowanym krzyżu zamiast głowy Jezusa umieszona jest kamera Wielkiego Brata- nowego bożka korporacyjnego. Lethie buduje w dawnym kościele własne sanktuarium, gdzie obcy ma zabroniony wstęp. Czy otwierający i zamykający film nagi Lethie symbolizuje też obnażony, zamknięty krąg beznadziei?

Kontrola w świecie Gilliama jest wszechobecna. Ale czy aż tak daleka od tego co obserwujemy dziś? Kamery na każdym kroku ulicy, coraz więcej zakazów ( fantastyczne ujęcie siedzącego w parku Lethiego pod stosem tabliczek z zakazami) ograniczanie wolnego rynku przez wielkie korporacje, tworzące polityczno-biznesowo-medialne konglomeraty- to wszystko już nas otacza. A wszechwładne maszyny? Ilu z nas jest pod ciągłą obserwacją GPS-a w komórce? Ilu z nas siedzi przez kamerką internetową i wyszukiwarką odnotowującą treści, które nas interesują. Czy tych informacji nie mają tez korporacje zasypujące nas reklamami przyciętymi do naszych potrzeb produktów?

„Teoria wszystkiego” nie ma morału, innych znanych antyutopii. Choć jest najbardziej ponurym filmem Gilliama, to daje nadzieję większą niż Orwell. Nie jest też triumfem nihilizmu. Czy więc jest ostateczną kapitulacją jednostki? Ponura i odrażająca to wizja. Niemniej jednak warto jej się przyjrzeć. Może unikniemy losu Lethiego.

Łukasz Adamski

„Teoria wszystkiego”, reż: Terry Gilliam,dystr: Gutek Film

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych