Bono powiedział niegdyś: „W porównaniu z Johnnym Cashem, wszyscy jesteśmy maminsynkami”. Ta książka tłumaczy w dużym stopniu mit Johnnego Casha. To piękna opowieść o upadku na dno narkotycznego bagna, chrześcijańskim nawróceniu i kulisach show biznesu, który Cash poznał od podszewki.
Legendy i kłamstwa, głupcy i pijacy, starzy przyjaciele i anioły. Wszyscy oni mają swoje miejsce w tej książce. Martwię się jednak, że coś, co powinno się tu znaleźć, pominę. Przez całe życie ogromna liczba osób miała dla mnie znaczenie.
pisze Johnny Cash na kartach wydanej w USA w 1997 roku jego drugiej autobiografii. Trzeba bowiem pamiętać, że Cash w Stanach Zjednoczonych Ameryki to ikona niemal porównywalna do Elvisa. Człowiek instytucja symbolizujący całą amerykańską popkulturę, będący na 31. miejscu listy najwybitniejszych muzyków wszechczasów magazynu „Rolling Stone”. Facet, który grał z Elvisem, Royem Orbisonem i Jerrym Lee Lewisem, odrodził się dzięki królowi hard rocka i rapu Rickowi Rubinbowi. Zawsze występujący w czerni ćpuń i pijak, który po głębokim nawróceniu grał gospel. Upadał, powstawał i znów przeżywał upadek. Rok przed śmiercią w 2003 roku nagrał jeden ze swoich najpiękniejszych albumów „American IV: The Man Comes Around”. Choć w latach 80-tych wydawało się, że Cash pozostanie przebrzmiałą gwiazdą, to udało mu się znów wejść na szczyt. Po jego śmierci legenda znów odżyła z powodu znakomitego filmu „Spacer po linie” z genialną rolą Joaquina Phoenixa (Cash) i Reese Whittherspoon jako June Carter. Kilka tygodni temu na rynku pojawiła się „zagubiona” płyta Casha, która dowodzi jak wiele do powiedzenia miał ten złożony artysta.
JOHNNY CASH. Out Among the Stars. Epitafium godne Mistrza. RECENZJA
Film „Spacer po linie” został zresztą oparty m.in. na książce „Cash. Autobiografia”, którą po tylu latach w końcu mamy szansę przeczytać w Polsce, i stanowi doskonałe rozwinięcie wielu jego wątków. Bono powiedział niegdyś: „W porównaniu z Johnnym Cashem, wszyscy jesteśmy maminsynkami”. Ta książka tłumaczy w dużym stopniu legendę Casha.
W wydanej w 2006 roku biografii Casha ( muzyk ten doczekał się kilkunastu takich książek) Michael Streissguth zauważył, że wiele aspektów Casha było kultywowanych zarówno przez niego samego, jak i przez stworzoną przez niego machinę marketingową.88 Autor biografii próbował odmitologizować Casha, opisując m.in. jego pełną cierpienia śmierć, na którą wpływ miało wieloletnie uzależnienie od najróżniejszych pigułek. Niemniej jednak nawet śmierć Casha miała w sobie wymiar symboliczny i niemal hollywoodzki. Na pogrzebie zmarłej niespodziewanie ukochanej żony June w swoim stylu stwierdził, że czeka na dzień, gdy będzie mógł znów przespacerować się z nią nieopodal przepływającej pod ich domem rzeki. Johnny Cash zmarł niespełna trzy miesiące po niej.** Najsłynniejsze śpiewające małżeństwo leży razem w Hendersonville Memory Gardens. Piękne zakończenie niezwykłej historii? Z pewnością w stylu Casha.
„Cash. Autobiografia” to książka bardzo szczera, choć najprawdopodobniej zawiera kilka „podkręconych” fragmentów. Robert Hilburn w swojej biografii Casha obalił np. opis jego nawróceni, jakie muzyk przeżył podobno w jaskini Nickajack. Cash utrzymuje, że wczołgał się do niej, będąc na dnie nałogu. Tam, czekając na śmierć w kompletnej ciemności doznał objawienia. W cudowny sposób wydostał się na zewnątrz podążając za światłem niczym Paweł z Tarsu. Cash bardzo poetycko opisał to przeżycie. Ba, mogłoby ono pojawić się pierwotnie w jednej z jego piosenek gospel, które w późniejszym okresie poświęcił Jezusowi. Jednak historycy dowodzą, że… opisywana jaskinia była w tamtym czasie całkowicie zalana wodami rzeki Tennessee. Czy to obniża wartość „spowiedzi” Casha?** W najmniejszym stopniu, bowiem podkoloryzowane fragmenty tworzą harmonijną jedność z opisem jego bujnego życia. Opisem momentami bardzo ekshibicjonistycznym.
Nigdy nie zastosowałem wobec nikogo fizycznej przemocy, niemniej z pewnością skrzywdziłem wiele osób, zwłaszcza tych najbliższych, i nie miałem litości dla przedmiotów. Kopałem je, uderzałem w nie pięścią, roztrzaskiwałem, rąbałem, strzelałem do nich, dźgałem myśliwskim nożem. Na haju było mi wszystko jedno. Kiedy chciałem dać upust swojej wściekłości, po prostu to robiłem. (…) Niepokoi mnie fakt, że w oczach wielu ludzi model hotelowego wandalizmu, którego byłem pionierem, dziś jest rodzajem rockandrollowej rebelii. (…) Dla mnie było czymś zupełnie innym. Bardziej mrocznym i głębszym. To była przemoc.
pisze Cash. Fragment ten dobrze oddaje ducha książki, będącej jednocześnie rozliczeniem z burzliwym życiem, podkreślaniem swojego mitu ( pionier rozrób hotelowych!) i subtelnym moralizatorstwem. Cash pisząc nawet o nawróceniu i miłości do Jezusa nie bowiem jest nachalny. Nie okłada nikogo pałką z wyższością ostatniego „sprawiedliwego”. Nie potępia grzeszników, którzy nie dostali łaski wiary. On daje świadectwo Prawdzie. Proste, kowbojskie świadectwo siły nawrócenia i modlitwy. „Polegałem na Bogu, a nie chemikaliach”. „ Starałem się, mimo wielu porażek i nieustannego przywiązania do wszystkich siedmiu grzechów głównych, traktować ludzi jak Chrystus”. „ Wierzę, że wolą boga jest, żebym był zadowolony, może nawet szczęśliwy, i wiem z doświadczenia, że najszczęśliwszy jestem wtedy, gdy jestem blisko Niego, więc to żadna tajemnica, że studiowanie Biblii tak mnie cieszy. To jedna z dróg, by dojść do studni.”
To tylko kilka szczerych fragmentów traktujących o wierze Casha, które pokazują z jakim facetem mamy do czynienia. Spokojnie, nie jest to książka jedynie religijna. Nie mniej istotne są opisy libertyńskich tras koncertowych po bezbrzeżnych drogach Ameryki, i początków nałogu.
Tabletki te potrafiły mnie naładować i sprawić, że byłem w stanie zagrać. Białe pigułki to tylko jednak odmiana z tuzina czy więcej o różnych kształtach i rozmiarach. Nazywały się amfetamina, deksedryna, benzedryna, dexamyl. Miały wiele nazw i kolorów. Jeśli nie lubiło się zielonego, można było dostać pomarańczowe.
"Autobiografia" to świetnie napisany monolog. Gawęda z licznymi dygresjami, przemyśleniami i odsłonieniem kulis amerykańskiego show biznesu, który Cash obserwował przez pół wieku. Opowieść Casha jest pozbawiona zarówno pychy, którą taki gigant mógłby w sobie nosić, jak i sztucznej skromności. Jest zabawna i wzruszająca zarazem. Wielkie wrażenie robi opis dramatu Roya Orbisona, któremu w sąsiedztwie Casha spłonęły dzieci. Cash z prawdziwą czułością pisze też o June Carter, która uratowała go przed pewną śmiercią w objęciach narkotyków. Opowieść Casha jest bezkompromisowa dla szefów wielkich wytwórni, i pełna zrozumienia dla przyjaciół, którzy nie mieli tyle samozaparcia jak on by wyjść z nałogów. Czuć na kartach tej opowieści, że mamy do czynienia z przeciętnym facetem, obdarzonym jednak nieprzeciętnym talentem, który z pełną świadomością wykorzystywał. „Człowiek w czerni” otwiera przed nami swoją duszę. Potrzeba lepszego zaproszenia?
Łukasz Adamski
Johnny Cash, “Cash. Autobiografia” wyd. Czarne.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/251137-cash-autobiografia-piekne-i-madre-gawedziarstwo-legendy-recenzja