SĄSIEDZI Ostra jak kombinacja chilli i tequili komedia prorodzinna RECENZJA

Jest to film dla tych, którzy nie unikali szalonych imprez. Jest to też film na wskroś amerykański: z kultem przedmieść, tradycją bractw studenckich, męską przyjaźnią i podkreśleniem rodzinnych wartości. A wszystko jest podlane pikantnym humorem. Może nie jest to „To już jest koniec”, ale z pewnością miejscami wpisuje się w wulgarny, ale przezabawny świat firmowany przez Setha Rogena.

W przenikliwym i mądrym filmie „Take This Waltz” Seth Rogen wcielił się w młodego męża, który pogodził wewnętrznie wiecznego ducha Piotrusia Pana z odpowiedzialnym mężczyzną. I choć nie potrafił zatrzymać przy sobie rozdartej żony, to został moralnym zwycięzcą opowieści. Oglądając nakręconą w zupełnie innym duchu, niegrzeczną komedie „Sąsiedzi”, kilka razy miałem tą postać przed oczami. Oczywiście i tym razem Rogen wciela się w postać, która uczyniła go sławnym: misiowatego wiecznego chłopca, który mimo 30 kilku lat na karku wciąż uwielbia przyjarać skręta. I choć różni się od bohatera „Take This Waltz”, to mają wiele wspólnego.

Maco (Seth Rogen) i Kelly (Rose Byrne) są młodym małżeństwem z kilkunastotygodniowym dzieckiem. Para szalonych imprezowiczów staje przed zupełnie nowym wyzwaniem- dorosłością. Jak jednak stać się odpowiedzialnym człowiekiem z „middle class” z domkiem, ogrodem i samochodem, skoro tuż obok wprowadza się studenckie bractwo Delta Psi Beta ze stojącym na czele i wyglądającym jak model z reklam Kevina Cline’a Teddym (Zac Efron)? Początkowa próba dogadania się imprezowicza z przebrzmiałego już i niemodnego początku XXI wieku, z wychowanymi na „Jersey Shore” studentami szybko spala na panewce. Pragnący względnego spokoju małżonkowie i studenci wypowiadają więc sobie wojnę, w której wszelkie chwyty będą dozwolone. I może nikt nie robi wrogowi „krwawych psikusów” rodem z „Wojny Państwa Rose”, to stopień chęci pokonania oponenta sięga momentami zenitu. Twórcy sięgają zarówno po wytarte schematy komedii, jak i całkiem nowe grepsy, które rozśmieszą nawet Robopawlaka z PSL ( motyw z poduszką powietrzną). Z drugiej strony ocierają się o żenadę ( dosłowne dojenie kobiety), jednak razem tworzą one zaskakująco strawny i uroczy miszmasz. Choć pedał nigdy nie jest dociśnięty do samego końca jak w komediach Setha MacFarlane’a czy „To już jest koniec” z Rogenem i jego trupą komediową, to w kilku miejscach twórcy balansują na bandzie. Film jest jednak najzabawniejszy w warstwie dialogów i igraszek z popkulturą ( dziecko przebrane za Waltera White’a z „Breaking Bad” etc.), które pobrzmiewają w ocierających się nieśmiało o hultajstwo Kevina Smitha rozmowach bohaterów. Szczególnie słodko wygląda reżyserowanie wyluzowania małżeństwa „zgredów”, gdzie pierwsze skrzypce gra niespodziewanie nie komik Rogen, ale australijska aktorka Rose Byrne, z przerysowanym, ale słodkim manieryzmem. Cała obsada wypada zresztą bardzo przyzwoicie łącznie z wymodelowanym Zaciem Efronem.

Istotą żartów w „Sąsiadach” jest granie na kwestii przemijalności, z którą próbuje walczyć nie tylko wchodzący w okres rodzicielstwa młodzi małżonkowie, ale również infantylni studenci. Na pierwszy rzut oka chodzi im o dokładnie to samo, co bohaterom serii „American Pie”- nachlać się, naćpać, i zapisać w historii szaleństw bractwa istniejącego od lat 20-tych poprzedniego wieku. Jednak również oni muszą sobie zadać pytanie o zbliżającą się wielkimi krokami przyszłość. Czy wyrzeźbiona klata i wianuszek łatwych dziewczyn zapewni choćby namiastkę sukcesu po wyjściu z murów uczelni? Czy szalone studenckie imprezy są istotą najlepszego, beztroskiego okresu w życiu młodego człowieka? Czy może stanowią jedynie dodatek do ciężkiego wykuwania sobie przyszłości?

Twórcy „Sąsiadów” nie silą się na moralizatorstwo czy wyciąganie głębszych myśli z pokręconej i niegrzecznej opowiastki. Niemniej jednak bardzo gładko i przystępnie dotykają takich tematów jak dorosłość, odpowiedzialność, pogodzenie się z etapowością życia i konsekwencją wyborów życiowych. Wszystko to jest podlane jednak ostrym jak kombinacja chilli i tequili sosem, jednocześnie wulgarnej i bardzo prorodzinnej komedii. „Sąsiedzi” mogą być najlepszą komedią tego sezonu.

Łukasz Adamski

4/6

„Sąsiedzi”, reż: Nicholas Stoller, dystr: United International Pictures Sp z o.o.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych