PIER PAOLO PASOLINI. Chrystus przemówił przez marksistę? RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

„W jakąkolwiek stronę chciałby iść człowiek o wymiarze fizycznym- jest to droga do zwierzęcości, do „wieprzowatości”. Chciałoby się powiedzieć, że wyjściem jest właśnie owa sfera ducha, kontakt z bogiem. Ale Pasolini nie wierzy w Boga. Inaczej- wierzy, lecz nie chce się do tego przyznać, bo widzi wszelkie okropności tego świata, więc schodzi do piekła, gdzie zamiast łaski jest tylko potępienie”- pisze w rozdziale o jednym z najbardziej szokujących filmów w historii kina „Salo czyli 120 dni Sodomy” Piotr Kletowski. Autor pracy „Pier Paolo Pasolini. Twórczość filmowa” w tym krótkim fragmencie dotarł do istoty trudności z oceną włoskiego reżysera, poety i pisarza, którego w czasach nadużywania słowa artysta, można takim mianem z czystym sercem ochrzcić.

Pier Paolo Pasolini- komunista, libertyn, otwarty homoseksualista i jednocześnie autor kilku religijnych traktatów filmowych, starających się pogodzić marksizm z specyficznie pojętym chrześcijaństwem. Najwierniejszy uczeń „czerwonego guru” Antonio Gramsciego mimo tragicznej śmierci w 1975 roku, wciąż oddziałuje na kolejne pokolenia kinomanów. Czy jednocześnie uderza w „fałszywą świadomość” społeczeństw nie rozumiejących istoty komunistycznej rewolucji? Czy Pasolini to niebezpieczny prorok „komunizmu z ludzką twarzą”, idący na czele pochodu tych, którzy „pierekowki dusz” zaprowadzają za pomocą idei, kultury, sztuki, a nie bagnetów? Śmiem w to wątpić. Nie tylko z uwagi na jego filmy, które są przesiąknięte wysublimowaną poetyką i nieraz trudnym do zniesienia intelektualnym napuszeniem. Napuszeniem które nie pasuje do popkulturowego postmodernizmu, naznaczonego debilnymi reality show, i powszechnego ogłupienia przez coraz mniej strawny medialny fast food dla mózgu. Wątpię by zmagający się przez całe życie z katolicyzmem artysta, który pewnie stałby się dziś entuzjastą medialnej rewolucji papieża Franciszka, i możliwe przeżyłby głębokie nawrócenie, byłby w stanie znieść ocierający się o jakobinizm antyklerykalizm. „Jeżeli wiesz, że jestem niewierzący, to znasz mnie lepiej niż ja sam. Być może i jestem człowiekiem niewierzącym, ale takim, który tęskni za wiarą”- mówił brutalnie zamordowany przez męską prostytutkę, niczym postacie z jego ostatniego, filmu reżyser.

To w końcu Pasolini poprzez zimne zobrazowanie skrajnej formy nihilizmu, seksualnej degeneracji („Salo. 120 dni Sodomy”) uderzał w fundamenty anty cywilizacji, symbolizowanej przez zdezelowanych moralnie jakobinów. A że przeniósł słynną powieść Markiza de Sade’a do faszystowskiej republiki Salò? Może podskórnie rozumiał wspólny mianownik dla odrzucających podstawowe normy moralne robiesspierowsko-mussolinowskich „morderców Boga” zanurzonych w nietzscheańskiej koncepcji człowieka? Czy ukazanie z niemal dokumentalną dokładnością czystego upodlenia człowieka, posuwającego się do zbrodni w imię własnej wyższości nie powinno być pokazywane wszystkim entuzjastom odrzucenia Boga i zastąpienia do Übermensch? Z drugiej strony sam jednak po uszy tkwił w równie szkodliwym, i prowadzącym do ludobójstwa marksizmie, który również z zasady odrzucał nieśmiertelność duszy i jakąkolwiek metafizykę. Sprzeczność? Nie do końca, bo wydaje się, że misją Pasoliniego było ożenienie chrześcijaństwa z marksizmem. Połączenie ognia i wody? Czy jest to możliwe? Nie, ale symbolizuje życie i twórczość jednego z najważniejszych włoskich artystów XX wieku. Subtelnego filmowca, ubierającego w szaty Gramsciańskiego mitu antyczne dramaty ( „Madea”, „Król Edyp”), który szukał Prawdy w naukach Chrystusa, wyrażonych w docenionym przez Watykan i zadedykowanym św. Janowi XXIII „Ewangelii wg. Św. Mateusza” czy wzbudzającym do dziś protesty wśród katolików „Ptaki i ptaszyska”. „Dla mnie duchowość, to estetyka”- mówi Pasolini duchownemu w finale swojego przejmującego dokumentu „Notatki z podróży do Palestyny”. Czy tylko?

Nie zamierzam się mądrzyć na temat twórczości Pasoliniego. Choć kocham włoski neorealizm, wielbię dzieła Felliniego, Viscontiego i niektóre filmy Rosseliniego, to Pasolini do mnie nie przemawia. Nie znoszę manieryzmu jego filmów, odrzuca mnie jego uwielbienie pracy z amatorami, i trudno mi wczuć się w narracje choćby „Włóczykija”. Niemniej jednak książka znakomitego filmoznawcy dr Piotra Kletowskiego mnie porwała. Celowo używam tego słowa, bowiem jest to praca przeznaczona dla miłośników kina, i nie jest popularną biografią jednej z najbardziej kontrowersyjnych postaci europejskiego kina w XX wieku. Mimo typowej dla filmoznawczych analiz i ciężkiej struktury tej monografii, erudycyjna forma pracy Kletowskiego pozwala wejść w dusze Pasoliniego, i odczytać jego życie przez dzieła, które stworzył. To chyba najlepszy prezent jaki artysta może dostać od analityków jego twórczości. Kletowski z pietyzmem, niemal klatka po klatce, analizuje wszystkie dzieła włoskiego artysty, odnosząc je do jego filozofii, poglądów i życiowych doświadczeń. Cała książka jest też (dlatego polecam ją szczególnie mocno osobom wierzącym), próbą odczytania twórczości Pasoliniego przez Jezusa Chrystusa. Szalenie złożona i skomplikowana osobowość Pier Paolo Pasoliniego na pierwszy rzut oka uniemożliwia taki zabieg. A jednak Kletowski wychodzi z niego obronną ręką.

Filmowa i życiowa droga Pasoliniego dobiegła końca listopadowej nocy 1975 roku na plaży w Ostii. To, czy reżyser-poeta padł ofiarą politycznego spisku, czy też zamordował go młody innocenti ze strachu, a może z chęci zysku, jest tak naprawdę drugorzędne. Bo ta okrutna zbrodnia, po której pozostało wstrząsające zdjęcie zmasakrowanego ciała Pasoliniego przypominającego torturowane i mordowane ofiary finałowych ujęć „Salo”, była ostatnim, wielkim tragicznym spektaklem włoskie reżysera.

pisze Kletowski i dodaje, że okoliczności śmierci reżysera, które następnie stały się podstawą filmów, spektakli teatralnych czy powieści „uzmysławiają fakt, do jakiego stopnia Pasolini reżyserował nie tylko filmy, ale również każdy aspekt swego życia-łącznie z własną śmiercią”. Czy tak było w rzeczywistości? Czy może autor ekranizacji „120 dni Sodomy” doświadczył banalności zła, obnażonej tak doskonale przez Trumana Capote w arcydziele „Z zimną krwią”? Film o życiu i śmierci Pasoliniego z Willemem Dafoe w głównej roli realizuje inny enfant terrible kina, grzesznik realizujący przenikliwe traktaty religijne- Abel Ferrara. Nie wyobrażam sobie lepszego artysty opowiadającego o życiu Pasoliniego niż autor „Złego Porucznika”. Dlaczego? Kletowski na pewno was zbliży do odpowiedzi na to pytanie.

Łukasz Adamski

„Pier Paolo Pasolini, Twórczość filmowa”, Piotr Kletowski. Wyd. SEDNO

tytuł
tytuł

Tekst pochodzi z wPolityce.pl

——————————————————————————-

Książkę „Pier Paolo Pasolini Twórczość filmowa” można szybko, tanio i wygodnie - kupić w naszym internetowym sklepie wSklepiku.pl!

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych