Druga filmowa odsłona "Igrzysk śmierci" nie przynosi rozczarowania, choć zdumiewa łatwość, z jaką motywy z poważnej, szacownej klasyki filmu i literatury dostosowano do kategorii young adult. Autorzy proponują nam wejście w dystopijny, orwellowski świat Wielkiego Brata, w którym toczy się opowieść o wszechwładzy telewizji i o rewolucji. Ambitnie? Bez przesady. Złośliwie można wręcz porównać film do "Zmierzchu" ze względu na nastoletnią bohaterkę osadzoną w nieprzyjaznym świecie i wątek dwóch kręcących się obok niej młodzieńców. Na szczęście tak źle nie jest, a ów wątek nie jest przesadnie eksponowany.
Uniwersum Panem zdumiewa eklektycznością. Postapokaliptyczne Stany Zjednoczone po spacyfikowaniu zbuntowanej ludności podzielone zostały na dystrykty i są zarządzane z Kapitolu. Nad dzielnicami nędzy unoszą się statki kosmiczne rodem z klasycznego science fiction, czemu towarzyszą starożytne rydwany i rzymskie imiona bohaterów (Seneka czy Plutarch), dekadencki przepych i siermiężny monumentalizm rodem ze szczytowego komunizmu. Natomiast teren owych śmiercionośnych igrzysk – czyli morderczego reality show – to naturalny las naszpikowany przeszkadzajkami typu niewidzialne bariery rażące prądem, trująca mgła, hitchcockowskie ptaki czy krwiożercze małpy. O dziwo, jakoś kupujemy scenograficzny miszmasz przypominający ten z całkowicie umownego i postmodernistycznego "Tytusa Andronikusa" Julie Taymor.
Druga część każdego filmu z zasady ma przewyższać atrakcyjnością poprzedniczkę. W tym przypadku zatem nie mamy do czynienia z rywalizacją pomiędzy "zwykłymi" zawodnikami – tym razem stają do niej zwycięzcy poprzednich igrzysk, co odpowiednio podnosi poziom trudności dla głównej bohaterki, Katniss Everdeen (Jennifer Lawrence). Cóż, taka survivalowa gra-walka na śmierć i życie to pomysł nienowy, widzieliśmy to dziesiątki razy – chociażby w „Battle Royale”, „Uciekinierze” czy w pewnym sensie w serialu „Zagubieni”, a i publiczność obserwująca pojedynki gladiatorów doświadczała pewnie podobnych emocji. W przypadku „Igrzysk śmierci” gra jest o tyle ciekawsza, gdyż wymaga zawierania sojuszy pomiędzy postaciami o różnych umiejętnościach (mistrzowie kamuflażu, technologii czy posiadacze innych „skills”), a różni „mistrzowie gry” dbają o dodatkowe utrudnienia. Samo zabijanie jest zupełnie odrealnione – widzimy w Katniss urodziwą i szlachetną amazonkę z łukiem, a nie bezlitosnego kata. Zarzucający filmowi zupełnie bezrefleksyjne traktowanie śmierci będą mieli trochę racji, ale w końcu to widowisko rządzi się prawami gry komputerowej. Katniss dzięki współpracy z „dobrymi” zawodnikami, zwinności i szczęściu ostatecznie znajdzie sposób na wyjście cało z zawodów i oszukanie systemu, podobnie zresztą jak w części pierwszej. Można widzieć w tym przechytrzeniu świata schemat baśni czy nawet mitu – coraz wyraźniejsza jest rola bohaterki jako zbawczyni świata, jako tej, która ma dać ludziom nadzieję i doprowadzić do rewolucji. „Smokiem” do pokonania jest tu totalitarny system i… telewizja, będąca narzędziem władzy do zdyskredytowania bohaterki-zbawicielki w oczach publiczności.
Udało się twórcom zapewnić ponad dwie godziny dobrej rozrywki dla każdego. Żądni adrenaliny będą ukontentowani, film nie unika też młodzieńczych wzruszeń (romantycznych też) i pochylania się nad losem niesłusznie uciskanych. Starzy wyjadacze też będą zadowoleni, widząc, że duch Orwella i socjologicznej fantastyki żyje i ma się dobrze, choć w opowieści skierowanej do nastolatków płci obojga (cóż, sami zapewne nimi byli, gdy czytali Zajdla i Orwella…). Owszem, to wyrazisty paradoks, że film o rządzeniu tłumem za pomocą telewizji i igrzysk… sam należy do tej „rozrywkowej” kategorii, trudno mi uwierzyć, że popcornowa publiczność wezwanie do rewolucji potraktuje poważnie, ona też w końcu przyszła do kina na „igrzyska”. Może zresztą i całe szczęście – nie każda rewolucja jest szlachetna, nie każda zabawa (w tym popkulturowa) godna potępienia.
Warto wspomnieć, że drugoplanową rolę gra w filmie zmarły tragicznie Philip Seymour Hoffman. Rola zblazowanego i hedonistycznego mistrza ceremonii wygląda z obecnej perspektywy jak jakiś ponury omen.
Sławomir Grabowski
Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia, Reż: Francis Lawrence. Dystr: Forum Film Poland Sp. z o.o.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/251049-igrzyska-smierci-w-pierscieniu-ognia-fun-w-sluzbie-rewolucji-recenzja-dvd