Znamy już istotną część obsady VII Epizodu Gwiezdnych Wojen. Sam nie wiem czy należy mieć wobec tego filmu obawy czy wręcz go wyczekiwać?
Mimo wszystko - wyczekuję. I wiem, że po tym co teraz powiem narażę się na poćwiartowanie mieczem świetlnym, ale nawet I, II i III Epizodu nie uważam za całkowicie bezwartościowe.
Czy jestem jakimś zapalonym fanem Star Wars? W tej chwili trudno mi to jednoznacznie ocenić. Bez wątpienia u "Nowa Nadzieja", "Imperium Kontratakuje" i "Powrót Jedi" to po prostu wielkie kino. Wielkie, wybitne kino. Swego czasu starano się zeń zrobić głupiutką opowiastkę o świecących kijach - bezskutecznie. Obecnie nawet najbardziej hardkorowi krytycy tacy jak Paweł Mossakowski przyznają, że Star Wars to po prostu kanon kinematografii. We wszelkich gatunkach.
Moja fascynacja Gwiezdnymi Wojnami zaczęła się jak chyba u wielu osób - w dzieciństwie. Byłem maniakiem. Z czasem mania mi przeszła więc z tym większą zazdrością patrzę na tych znajomych, którzy ogień pasji wobec Star Wars przenieśli do życia dorosłego i są w stanie go w sobie krzesać nawet objuczeni codziennymi "poważnymi" sprawami. Z kolei Epizody I, II i III przypadły właśnie na okres z fascynacji Star Wars wychodzenia - tak więc "Mroczne Widmo" oglądałem jeszcze jako dziecko, toteż ponowne wejście do Galaktyki mnie porwało i nie przeszkodził w tym nawet ten człowiek-ryba, którego słusznie wszyscy tak hejtują. Tymczasem "Zemstę Sithów" oglądałem już jako człowiek wchodzący w dorosłość, sceptyczny - bardziej mnie więc ten film odepchnął, niż zainteresował.
Zresztą - te dokręcone epizody odzierały Star Wars z pewnej tajemnicy - tajemnicy wchodzenia w zło. Anakin Skywalker dla mnie był zawsze pewną tajemnicą - jak to możliwe, że ten, który miał ocalić Galaktykę stoczył się w odmęty mroku - to zresztą niesłychanie chrześcijański motyw w Trylogii - czyż fascynacja Ciemną Stroną Mocy nie ma w sobie wiele z opętania? Czyż chęć osiągnięcia dzięki Ciemnej Stronie galaktycznej dominacji i towarzyszące temu zniszczenia ciała i duszy nie przywołują obrazów Pisma Świętego? To chyba dobry wątek dla redaktora Adamskiego do kolejnej książki?
Z drugiej strony reżyserią zajmie się JJ Abrams. Mam do niego stosunek szczególny - należę bowiem do tych, którzy są fanami zarówno Gwiezdnych Wojen jak i klasycznych Star Treków. Abrams w moim przekonaniu z rewitalizacją Star Trek poradził sobie nieźle, choć zdaję sobie sprawę, że narażam się teraz z kolei na porażenie fazerem. Z drugiej strony - nie dość wykorzystał potencjał. Nowe Star Treki są tak samo jednoznaczne w swej moralnej kolorystyce jak tamte klasyczne. Gwiezdne Wojny mogłyby iść inną drogą - po wielobarwnej pierwszej trylogii, po dziecinną drugą, trzecia mogłaby ukazywać świat pełen niejednoznaczności, w której dawny wróg i czarno-biały obraz świata odszedł w zapomnienie a panować w Galaktyce zaczęły starcia egoizmów - bardziej moralnie degenerujące niż Imperium i Ciemna Strona. Może pójdzie w tę stronę. A może nie. A jak Państwo sądzą?
Arkady Saulski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/251025-star-wars-viii-nowi-wrogowie-moralne-niejednoznacznosci
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.