eKażdy obraz o Ojcu Świętym zawiera skróty i przeinaczenia. Także dlatego, że kino wciąż nie ma pomysłu na sportretowanie Jana Pawła II w bardziej dogłębny sposób.
Przed jego śmiercią najchętniej kręcono o nim dokumenty. Po 2 kwietnia 2005 r. powstały o nim liczne filmy biograficzne. Rzadko oceniane, bo też nie artystyczne walory były w nich najważniejsze. Kręcone głównie po to, aby przypominać i wzruszać, w okresie po odejściu Ojca Świętego sprawdzały się w tej roli idealnie. W polskich kinach „Człowieka, który został papieżem” Giacomo Battiato obejrzało wówczas prawie 2 mln widzów. Wyemitowany w telewizji pobił rekord oglądalności.
Droga do Watykanu
Wątpliwości nie ulega to, że kino papieskie ma swojego odbiorcę i to zarówno wśród wierzących, jak i wątpiących. Tych pierwszych ma utwierdzać w świętości papieża Polaka, zakochanych w postaci Karola Wojtyły jako człowieka – rozkochiwać w niej na nowo. Reżyserzy, dobrze znając tego widza, nie są otwarci na inne spojrzenie. Wolą budować jego mit, zamiast przybliżać postać Jana Pawła II, tworzyć kino uniwersalne, ukazać w sposób głębszy wartości, którymi kierował się Karol Wojtyła.
Opowiadają więc zwykle nie o żywym człowieku, który miewał swoje słabości, lecz o świętym z obrazka. Najchętniej w manierze hagiograficznej biografii, z obowiązkowym motywem drogi duchowej z Wadowic do Watykanu i kościelnej kariery. Nie jest to droga usiana trudnymi wyborami, zwątpieniem, dylematami, ludzkimi dramatami. To raczej prosta ścieżka do świętości, wytyczona nieskończonym dobrem, która czyni ekranowego Jana Pawła II postacią nieco jednowymiarową.
Duma narodu
Filmowego portretu papieża nie ratuje także fakt, że podejmowali się nakręcenia go zarówno Polacy, jak i reżyserzy zagraniczni. Wśród tych ostatnich znaleźli się m.in. Włoch Giacomo Battiato oraz Kanadyjczyk John Kent Harrison. Do serialu o życiu Karola Wojtyły od kilku lat przymierza się ponoć Mel Gibson. Reżyserzy zaglądają w przeszłość Jana Pawła II, kluczowe wydarzenia z czasów pontyfikatu przeplatają się z ujęciami retrospektywnymi, w których papież jest nieustannie konfrontowany ze swoim obrazem z lat młodości. Szkoda tylko, że ten zabieg nie wzbogaca portretu bohatera, lecz jedynie pozwala reżyserom sprawnie poruszać się po jego biografii. Publiczność zaś przez cały czas otrzymuje obraz Ojca Świętego, do jakiego przywykła i jakiego zna z telewizji – konsekwentnego, spójnego, niezachwianego, wyrozumiałego.
Jednym z pierwszych twórców, który sięgnął po biografię Jana Pawła II przedstawił go właśnie w ten sposób, był Herbert Wise, autor nakręconego w 1984 r. „Pope John Paul II”. W swoim filmie przedstawił drogę Karola Wojtyły do watykańskiego tronu. Drogę prostą i jakby od początku oczywistą. W ten sam sposób temat ujął trzy lata wcześniej Krzysztof Zanussi, kręcąc „Z dalekiego kraju” – jeden z najbardziej lubianych portretów papieża w Watykanie. Zanussi, który zrealizował właściwie fabularyzowany dokument, pilnował, aby losom przyszłego papieża towarzyszył komentarz i wypunktowanie ważnych chwil z biografii Wojtyły. Wydaje się nawet trochę, że przemawiał z pozycji pewnej wyższości twórcy, który znając polskie realia, musi je zagranicznemu widzowi objaśnić. Po premierze Zanussi zyskał etykietkę reżysera katolickiego, choć w jego opinii „Z dalekiego kraju” to film najmniej związany z wiarą w jego karierze. „Moim zdaniem ta etykietka jest w ogóle nieuprawniona, bo to był film o Kościele jako instytucji, a nie o wierze” – mówił niedawno w jednym z wywiadów.
Papież ciekawszy niż mecz
Postać Jana Pawła II to wyzwanie nie tylko dla reżyserów, ale również dla aktorów. **Jon Voight, laureat Oscara i odtwórca głównej roli w filmie Harrisona, mówił, że przede wszystkim trzeba się przebić przez ogromną ilość archiwalnego materiału. „On był jedną z najczęściej kamerowanych osób w historii i można znaleźć bardzo dużo informacji na jego temat. Można zaobserwować jego zachowanie, poczuć jego emocje, dostrzec, jak podchodzą do niego ludzie. Potem pracuje się nad tym, aby odtworzyć te wszystkie szczegóły na ekranie” – dodawał aktor. Zgoła inne obserwacje ma na temat roli papieża Piotr Adamczyk, któremu do dziś salutują u bram Watykanu. Proszą go także o podpisywanie obrazków z Ojcem Świętym, błogosławienie jedzenia, odsłanianie pomników. „Jestem przekonany, że ten film zmienił moje życie. Po tych dwóch produkcjach o papieżu mój świat się powiększył, poznałem setki niezwykłych ludzi, zacząłem być aktorem europejskim. Filmy »Karol. Człowiek, który został papieżem« i »Karol. Papież, który pozostał człowiekiem« obejrzało prawie 800 mln ludzi na świecie. W samych Włoszech obejrzało go więcej niż finał mistrzostw świata w piłce nożnej” – wyznawał aktor.
Reżyser z dalekiego kraju
Podczas gdy w fabule Jan Paweł II częściej jest obserwowany oczami obcokrajowców, w dokumencie portretowali go niemal wyłącznie Polacy. Być może dlatego, że w dokumentach dużo bardziej w spojrzeniu na pontyfikat papieża istotna była narodowa identyfikacja. Przewijające się w nich hasła w rodzaju: „Z Wadowic do Watykanu” Kazimierza Błahija, „Papież z Polski” Andrzeja Trzosa-Rastawieckiego, „Papież u górali” Witolda Zadroskiego oraz „Jan Paweł II w Łodzi” Zygmunta Skoniecznego zapowiadały treść filmowych opowieści i przypominały, że ich bohater jest dziedzicem naszej polskiej tradycji. Napawa dumą, jest papieżem Polakiem, jednym z nas.
Nie zmienia to jednak faktu, że dokumentom o Janie Pawle II towarzyszyło nie mniej zamieszania niż fabułom. Najgłośniejszy z nich – tryptyk Andrzeja Trzosa-Rastawieckiego „Pielgrzym” (1979), „Credo” (1983) i „Pontyfikat” (1996) – najpierw był wyświetlany w kościołach, a dopiero potem trafił do kina. Na krótko. W czasie stanu wojennego film odłożono na półki. „Credo” do dziś uważa się za poruszający zapis pielgrzymki Jana Pawła II do Polski, w którym uwieczniono podniosłość duchowego przeżycia i wyjątkowość tego wydarzenia, wykraczającego poza suchą kronikę z wizyty.
Za kluczowymi wydarzeniami pontyfikatu Jana Pawła II podąża młody reżyser Jarosław Schmidt w swoim dokumencie „Jan Paweł II. Szukałem Was…”. Twórca urodzony w roku, w którym Karol Wojtyła został papieżem, nie chciał robić filmu o wszystkim, choć jego produkcja jest największym polskim przedsięwzięciem dokumentalnym. Zdjęcia kręcono na czterech kontynentach i w 12 krajach. Samych materiałów archiwalnych zaczerpniętych z zasobów watykańskiej TV był ogrom – aż 14 tys. kaset. Obraz realizowano przez trzy lata, zmieniając zarówno reżyserów, jak i koncepcje jego nakręcenia. Każdego z nich materiał przerastał. Schmidt przyjął strategię analizy postaci papieża poprzez jego poezję, wplatając słowa Jana Pawła II jako komentarz i narzędzie porządkujące narrację. Stworzony przez niego dokument jest dużo bardziej łagodny niż topornie nakręcony „Jan Paweł II. Sine Die” Roberto Burchielliego, przyjmuje pozbawioną słów metodę opowiadania. Nie ma komentarza historycznego czy politycznego, jedynie przemówienia papieża i obrazy z archiwum układają się na ekranie w portret Karola Wojtyły. Niezwykle rzadko reżyserzy przyjmują też strategię opowiadania o Janie Pawle II poprzez osoby trzecie. Porwał się na to Paweł Pitera w filmie „Świadectwo”, dla opisu postaci papieża przyjmując punkt widzenia kard. Stanisława Dziwisza.
Skrojony pod edukację
Najnowszym skokiem na papieski temat była animacja „Karol, który został świętym” Grzegorza Sadurskiego, promowana teledyskami Arki Noego. Film był o tyle wyjątkowy, że skierowany do najmłodszej publiczności i łączący ze sobą fabułę, animację oraz materiały archiwalne. Opowieść jest prowadzona przez dziadka, który przed laty przyjaźnił się z Karolem Wojtyłą, a teraz opowiada o nim swojemu wnukowi.
W tej produkcji widać wszystkie cechy kina papieskiego: prostą historię, skrojoną pod cele edukacyjne, natchnione przesłanie, nieskomplikowany poziom dialogu z widzem. „Karola…” skrytykował nawet ks. Marek Lis z Katedry Homiletyki i Środków Przekazu Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Opolskiego. Na Twitterze napisał, że ten film to „słaba animacja z naiwną treścią. Żal, bo to kolejna zmarnowana okazja. Może przesadzam, ale poziom filmów religijnych 2014 obrzydza chrześcijaństwo” – dodał. A listę grzechów „Karola, który został świętym” można wydłużać i wydłużać. Choćby o widoczny w produkcji pośpiech wynikający chyba tylko z chęci wstrzelenia się z premierą przed kanonizacją.
Co więc pozostaje, gdy na ekranie obraz papieża jest raczej pobożnym życzeniem zbliżenia się do ideału (także artystycznego) niż spełnieniem tego planu? Być może najlepszym rozwiązaniem jest to, na które zdecydował się biblista ks. prof. Waldemar Chrostowski, deklarując, że produkcji o JP II nie ogląda i nadal nie zamierza tego robić. Swoje stanowisko komentuje tak: – Sądzę, że jest stanowczo za wcześnie, by robić filmy o Janie Pawle II. On sam był postacią na tyle „filmową”, że wszelkie próby naśladowania go tylko spłaszczają jego wizerunek, a nawet po prostu irytują. Dla pokolenia, które zna Jana Pawła II, nic i nikt nie zdoła go zastąpić, a odgrywanie roli tego papieża przypomina mi sytuację, w której ktoś próbowałby odgrywać rolę mojego ojca czy kogoś bardzo, bardzo bliskiego. Wystarczy, że JP II mam w głowie, w pamięci i w sercu.
Urszula Lipińska, Jolanta Gajda-Zadworna (wSieci)
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/250993-wsieci-filmowe-twarze-karola-wojtyly