Trzy filmy na WIELKANOC: PASJA, ZŁY PORUCZNIK, WSZYSTKO BĘDZIE DOBRZE

Kadr z filmu "Wszystko będzie dobrze" (2007)
Kadr z filmu "Wszystko będzie dobrze" (2007)

Najważniejsze święto chrześcijan zawsze skłania do refleksji. Na szczęście tajemnicy Zmartwychwstania nie dotknęło jeszcze piętno triumfującej komerchy, jak stało się to choćby w przypadku Bożego Narodzenia. Dlatego warto przedstawić z okazji Wielkanocy kilka ciekawych propozycji filmowych dla wymagającego widza.

I na początek paradoks: w pierwszej kolejności polecę film, który okazał się jednym z najbardziej kasowych filmów w historii kina. Mowa o "Pasji" Mela Gibsona. Jednak to nie tanie wabiki spreparowane pod gusta masowej publiki zdecydowały o sukcesie, tak artystycznym, jak i finansowym tego obrazu.

Niezwykle rzadko zdarza się bowiem, aby ceniony artysta filmowy, który ma w swoim dorobku wiele niezapomnianych obrazów stworzył dzieło, które przyćmi jego dotychczasową działalność. Właśnie tego doświadczył Mel Gibson po nakręceniu „Pasji”.

Niestety dysputy światopoglądowe i zacietrzewienie niektórych środowisk nie przysłużyły się ocenie obrazu Mela Gibsona pod względem stricte artystycznym. Momentami można było odnieść wrażenie, że głównym kryterium oceny filmu są hektolitry krwi, jakie towarzyszą męce filmowego Jezusa. Żachnięcia krytyków na brutalne sceny trąciły jednak hipokryzją, jeśli weźmiemy pod uwagę agresję, jaką epatuje od lat światowe kino. Tym bardziej, że celem Gibsona było realistyczne oddanie ostatnich dwunastu godzin życia Jezusa. W końcu droga na Golgotę była ścieżką bólu i cierpienia, a nie drogą usłaną różami...

Mało kto zwrócił uwagę na syntezę gatunków, jaką można dostrzec w „Pasji”. Tak oto konwencja horroru, wraz z biegiem akcji, ustępuje miejsca wstrząsającemu dramatowi. Obraz Mela Gibsona nie jest zwykłym filmem religijnym, którego celem jest niesienie Dobrej Nowiny. Często pojawiający się Szatan w quasi-kobiecej postaci, mroczne wizje Judasza, kruk wydziobujący oko wiszącemu na krzyżu łotrowi... Gibson lubi straszyć widza, co nie zawsze jest związane z przesłaniem filmu. Nic więc dziwnego, że „Pasja” zyskała uznanie fanów kina grozy. Film był zresztą nominowany przez Międzynarodową Gilidię Horroru w kategorii „Najlepszy film”.

Duża zasługa w tym Rosalindy Celentano, która perfekcyjnie wcieliła w postać Złego. Również inni odtwórcy głównych ról stanęli na wysokości zadania. Na szczegolną uwagę zasługują zwłaszcza kobiece kreacje. Maia Morgenstern w roli Maryi idealnie oddaje dramat matki Zbawiciela. Matka Boża w jej wykonaniu jest przytłamszoną kobietą, która w ciszy przeżywa prawdziwą gehennę. Ciekawa jest również rola prawdziwej gwiazdy europejskiego kina Monici Bellucci w roli Marii Magdaleny, która w filmie Gibsona jest utożsamiona z nawróconą jawnogrzesznicą. Chociaż Kościół katolicki w XX w. odciął się od wielowiekowej tradycji, ukazującej świętą jako kobiety, która porzuciła nierząd, reżyser zdecydował się właśnie na takie przedstawienie tej postaci. Cóż, w końcu licentia poetica...

Nieco zastrzeżeń można mieć do stosunkowo płaskiego, jednowymiarowego ukazania Jezusa, który w wielu momentach filmu jest praktycznie postacią niemą. Bez słów, bez mimiki, bez gestów. Owszem, to opowieść o męce, ale można było oczekiwać więcej retrospekcji, jak choćby w przypadku sceny przedstawiającej życie w Nazarecie, kazanie na Górze czy rozmowy w wieczerniku w których mamy okazję podziwiać kunszt Jima Caviezela – de facto – praktykującego katolika.

Film Gibsona wywołuje jednak prawdziwy wstrząs we współczesnym widzu, przyzwyczajonym przecież do epatowania przemocą na ekranie. "Pasja" pozwala bowiem zastanowić się nad tym, jak wielka miłość i poświęcenie musiały stać za poddaniem się takiemu okrucieństwu.

Takiej furory jak "Pasja" nie zrobił film Abela Ferrary "Zły porucznik", ale jego przesłanie wciąż pozostaje porażająco aktualne. Dlaczego nie odniósł sukcesu? Bo trudno sobie wyobrazić, że bywalcy salek katechetycznych oglądaliby sceny w których dochodzi do gwałtu, a tytułowy bohater rzuca bluzgi pod adresem Chrystusa (wyobrażonego czy Objawionego?). Istotnie, początek filmu nie zapowiada jego oryginalnego charakteru. Ot, mamy zdeprawowanego gliniarza, który bluźni, oddaje się hazardowi, a wolne chwile spędza w towarzystwie prostytutek, szukając ucieczki w dragach i wódzie.

Monotonne scenki z życia złego gliny (przy którym Despero z „Pitbulla” czy Franz Maurer z "Psów" to grzeczni chłopcy) zostają przerwane sekwencją, przedstawiającą zgwałcenie zakonnicy. Scena wywołuje spory wstrząs u widza, choć nieco infantylne może się wydać ukazanie w tym momencie Chrystusa na krzyżu, który wydaje z siebie agonalny jęk (może to budzić skojarzenia z „Wszyscy jesteśmy Chrystusami” Marka Koterskiego). To właśnie główny bohater zajmuje się śledztwem ws. paskudnego przestępstwa. Facet, który obelżywie wypowiada się o całej sprawie (nawet kumple z „psiarni” zaczynają go upominać) doznaje wstrząsu, gdy widzi delikatną, młodą dziewczynę w habicie, twierdzącą, że – mimo cierpienia - przebacza sprawcom. I tak, zdeprawowany glina, który nagabywał bezmyślne panienki z dyskoteki, teraz styka się z zupełnie inną formą kobiecości. Tą, z którą mógł spotkać się tylko w kościele. W końcu deklarował się jako katolik… Skundlony glina to jednak nadal glina, więc wraca do swej "psiej" powinności. Postanawia dorwać oprychów, którzy zniszczyli życie zakonnicy. Dochodzi jednak w nim do niezwykłej przemiany, która pozwala mu spełnić wolę dobrej kobiety w habicie.

Ferrara stworzył film o upadku człowieka, ale również możliwości jego przemiany, bezsilności i przebaczaniu. Reżyser dobitnie pokazał, że na zawrócenie nigdy nie jest za późno. Tyle, że jego wysiłki nie zostały należycie nagrodzone. Dla politycznie poprawnej elity filmowej „Zły porucznik” za bardzo epatuje wątkami religijnymi (wizerunek Chrystusa) i prezentowaniem „stereotypów” (zupełnie tak, jakby żaden Latynos nie popełnił przestępstwa). Natomiast dla chrześcijańskiej widowni nie do przetrawienie będzie scena gwałtu na zakonnicy, epatowanie wulgaryzmami czy negliżem. A szkoda. Skuteczna ewangelizacja powinna opierać się na autentycznym przekazie, który musi dostosowywać środki przekazu do bieżących uwarunkowań. Lepsze to, niż ugładzone historyjki o nawróceniu, które nie przekonają nikogo, poza już przekonanymi…

Jeśli polecamy filmy na Wielkanoc, nie sposób pominąć milczeniem obrazu "Wszystko będzie dobrze" Tomasza Wiszniewskiego. Z pozoru prosta historia, za sprawą niezwykłych kreacji aktorskich i subtelnego przesłania, skłania do zastanowienia się nad życiem. Życiem takim, jakie ono jest, a nie jego mrzonką serwowaną przez kolorowe żurnale.

Film opowiada historię Pawła Kwiatkowskiego (Paweł Werstak), który postanawia pobiec do Częstochowy, aby prosić Matkę Bożą o ratunek dla cierpiącej na nowotwór matki (w tej roli stworzona do takich kreacji Izabela Dąbrowska). Chłopcu towarzyszy jego nauczyciel WF-u, Andrzej (Robert Więckiewicz). Mężczyzna podczas podróży do Częstochowy zmaga się z własnymi demonami - przede wszystkim uzależnieniem od alkoholu.

Podczas tej osobistej Kalwarii nauczyciela i ucznia, każdy z nich walczy o swoje odkupienie, raz wcielając się w rolę naśladowcy Chrystusa, innym razem - Szymona z Cyreny. W okresie wielkanocnym ta historia nabiera zupełnie nowego, głębszego wymiaru. Warto zwrócić szczególną uwagę na znakomitą kreację Roberta Więckiewicza. To rola na miarę choćby Harveya Keitela we wcześniej wspomnianym "Złym poruczniku". Tyle, że film nie rozgrywa się w cieniu wielkich wieżowców, ale przydrożnych figurek...


To tyle w ramach rekolekcji. Wynalazek braci Lumière wykradł ludziom sny, ale również dał Bożym awanturnikom krzesiwo do rozpalania wiary. A.M.D.G!

Aleksander Majewski

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych