OLDBOY. Po co kopiować doskonałość? RECENZJA DVD

Materaly prasowe
Materaly prasowe

Remake „Oldboya” Park Chan-Wooka od początku był naznaczony pewnym piętnem. Jak przerobić atrakcyjnie film tak nowatorski, szokujący i nie starzejący jak koreańskie dzieło sprzed dekady? Mam problem z filmem Spike’a Lee, bowiem nie wiem jak będzie on odbierany przez tych, którzy nie widzieli oryginału, i nie znają zaskakującego scenariusza. Na szczęście Lee zmienił kilka wątków by uatrakcyjnić film również dla fanów starej wersji. Czy to jednak wystarcz by dotrzymać kroku koreańskiej perełce?

Quentin Tarantino tak powiedział o koreańskim filmie „Old Boy” z 2003 roku: „Ten film jest bardziej tarantinowski niż wszystko co do tej pory zrobiłem”. Słowa reżysera nie były przesadzone. „Pan zemsta”, „Old Boy”, „Pani zemsta” Park Chan-Wooka to brutalny, ale zarazem głęboki tryptyk o zemście, jakiego kino wcześniej nie widziało. „Old Boy” jest nie tylko opowieścią o czystej vendetcie, ale również stanowi ( bez pretensjonalności i bełkotliwości „Tylko Bóg Wybacza”) traktat moralny o nieuchronności kary za grzechy. Nie jest to jednak film chrześcijański, ani stricte oparty na założeniach religii wschodu. „Old Boy” to raczej ukazanie w całej rozciągłości starotestamentowego pojęcia sprawiedliwości, zamykającego się w żądaniu „oka za oko, zęba za ząb”.

Koreański film otrzymał na festiwalu w Cannes Wielką Nagrodę Jury, oraz został nominowany do Złotej Palmy. Jeden z najwybitniejszych krytyków filmowych Roger Ebert pisał, że siłą „Old Boya” jest jego głębia, która na dodatek uzasadnia dosłowną przemoc obrazu. Mimo kilku szokujących scen film jest spójną wizją artysty, dla którego przemoc jest jedynie dojściem do określonego rezultatu. Nie stanowi natomiast wartości samej w sobie. „Old Boya” można śmiało zestawić z filmami największych artystów kina, co automatycznie ogranicza pole manewru tym, którzy chcą ich kopiować. Mimo to Amerykanie zachęceni sukcesem „Infiltracji” Martina Scorsese, która jest oparta na azjatyckim „Internal Affairs”, postanowili koreański hit opakować po amerykańsku. Siła obrazu Park Chan-Wooka od początku wymagała by zrealizował inny twórca kina autorskiego. Wybór padł na Spike’a Lee, który kilka lat temu odszedł od robienia jedynie zaangażowanego kina o z samymi Murzynami w głównych rolach, i skierował się w stronę kina bardziej komercyjnego (choć dziwaczny „Cud w wiosce Sant Anna” poniósł porażkę jako połączenie politycznego zaangażowania Lee z blockusterowym zacięciem). Można było się spodziewać, że jego spojrzenie na „Old Boya” będzie musiało mieć zaskakującą formę. Czy tak się stało?

Joe Doucett po pijackie nocy, którą spędza na ulicach zamiast na urodzinach swojej 3 letniej córeczki nagle budzi się w zamkniętym pokoju bez okien. Nie wie jak się w nim znalazł. Przez 20 lat jest skazany wyłącznie na czerpanie wiedzy o świecie z telewizji i łasce osoby, która podaje mu jedzenie przez lufcik w drzwiach. Nie może popełnić samobójstwa, bowiem każda próba jest szybko udaremniana przez oglądającego go 24 godziny na dobę na ekranie strażnika. Na dodatek dowiaduje się, że jest poszukiwany…za zamordowanie swojej żony. Uzależniony od alkoholu, pozbawiony kręgosłupa moralnego Joe postanawia za pomocą treningów stać się maszyną do zabijania, i jakimś sposobem wydostać się z pokoju, by odnaleźć córkę. Niespodziewanie po 20 latach budzi się w skrzyni w środku lasu, i dowiaduje się, że ma pięć dni, by odkryć, kto go uwięził. Szkielet historii Lee nie zmienił się znaczącą od oryginału. Trudno jednak by było inaczej, skoro samo założenie filmu jest tak specyficzne. Nie po to Hollywood postanowił eksploatować azjatycki film by zmieniać radykalnie jego wymowę. Różnice między wizją Park Chan-Wooka, a ujęciem historii vendetty Lee kryją się więc w szczegółach.

Twórca „Morderczego lata” nie mógł z drugiej strony prymitywnie kopiować scen, dzięki którym film Koreańczyka stał się tak sławny. W erze dosłownej przemocy z „Walking Dead” nie sztuką jest zresztą chirurgiczne pokazywanie przemocy, która dekadę temu tak szokowała. Sztuką jest za jej pomocą uwiarygodnienie opowiadanej historii. Czy to się Lee udaje? Z jednej strony zrezygnował on z wielu rozwiązań Koreańczyka, choć niemal 1:1 nakręcił choreograficzny balet śmierci na korytarzach starej fabryki. Lee nie mógł sobie już jednak odmówić autorskiej wersji tortur, jaką zdeterminowany bohater dokonuje na jednym ze swoich oprawców. Możliwe, że wejdzie ona do klasyki „gore scenes”. Amerykanin inaczej rozkłada też akcenty historii. Interesująco żongluje scenariuszowymi twistami, których proste skopiowanie z filmu Park Chan-Wooka zniechęciłoby tych, jego fanów. Lee momentami porozumiewawczo mruga też do widza ( scena z ośmiornicą), który przyszedł do kina porównać oba filmy. Cieszyć może też fakt, że finał filmu jest dobrze przez Lee rozegrany, i wzbudził emocje nawet takiego fana koreańskiego filmu, jak piszący ten tekst. Dodam tylko, że Lee zmienił bardzo znacząco jeden z jego elementów, wpływając na wymowę całej historii, co w moim przekonaniu, paradokslanie, może zarówno rozjuszyć, jak i zadowolić fanów oryginału.

Największą siłą amerykańskiego „Old Boya” jest natomiast kreacja Josha Brolina, który w filmie wciela się w człowieka doświadczającego trzech ogromnych wstrząsów. To kolejna rola nominowanego do Oscara za rolę w „Obywatelu Milk” aktora, który błyszczał również jako Georga W. Bush w głupawym skądinąd filmie Olivera Stone’a „W” czy w znakomitym „To nie jest kraj dla starych ludzi” braci Coen. Brolin jest doskonały zarówno jako zapijaczony prostak, który olewa urodziny własnej córki, by w żałosny sposób podrywać dziewczyną swojego klienta, zdewastowany wewnętrznie człowiek zamknięty w klatce, pragnący popełnić samobójstwo, jak i zdeterminowany zabójca, dokonujący zimnej i krwawej zemsty na oprawcach. Warto podkreślić, że cały emocjonalny wachlarz postaci ma miejsce w filmie trwającym mniej niż 2 godziny.

Nowy „Old Boy” miejscami zaskakuje jednak negatywnie. Nie tylko monotonne schematy muzyczne, które podkreślają w oklepany, hollywoodzki sposób dramaturgie, powodują zgrzyty w zestawieniu z wersją koreańską. Wielki zaskoczeniem jest fatalna, zasługująca wręcz na Złotą Malinę, trzecioplanowa rola doskonałego aktora Samuela L. Jacksona, który zanim stał się gwiazdą po „Pulp Fiction”, grał wiele ciekawych ról we wczesnych filmach właśnie Spike’a Lee. Choć Jackson grywa w dziś na przemian w takich dziełach jak „Django” i zaskakująco wielu słabych filmach ( „Węże w samolocie”), to chyba nigdy nie widziałem go tak nieporadnego. Jackson nawet proste kwestie wypowiada z ociężałością aktora z polskich tasiemców, co wygląda jakby zagrał od niechcenia w filmie wyłącznie na prośbę przyjaciela. Szkoda, bo mógłby jako właściciel mrocznego „hotelu”, wykreować postać zapisującą się w popkulturze.

Jak już pisałem na początku tekstu, odbiór filmu „Old Boy. Zemsta jest cierpliwa” zależy od tego czy dobrze pamiętamy koreańską wersję oraz tego, jak mocno jesteśmy do niej przywiązani. Mimo tego, że obie historie różnią się szczegółami, to moje serce leży jednak przy azjatyckiej perełce, choć doceniam kunszt Spike’a Lee, któremu udało się nie zepsuć oryginału. Każdy kto widział film Park Chan-Wooka wie jak trudne było to zadanie. Jednak podczas całego seansu wciąż zadawałem sobie pytanie: po co wybierać kopie, skoro oryginał robi wciąż tak piorunujące wrażenie?

Łukasz Adamski

"Oldboy. Zemsta jest cierpliwa" – Oldboy, 2013, reż: Spike Lee, wyst: Josh Brolin, Elizabeth Olsen, Sharlto Copley, Samuel L. Jackson. dyst: Monolith

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych