STANLEY KUBRICK. Władca marionetek. SYLWETKA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Screenshot YouTube
Screenshot YouTube

Do Krakowa przywieziono eksponaty, które od 4 maja będą pokazywane w Muzeum Narodowym na wystawie poświęconej amerykańskiemu reżyserowi, scenarzyście i producentowi Stanleyowi Kubrickowi. Przypominamy tekst o wielkim filmowcu z tygodnika wSieci.

Przypadająca na ten rok 15. rocznica śmierci Stanleya Kubricka na nowo rozbudziła chęć przeniknięcia jednego z najgenialniejszych reżyserskich umysłów w historii kina. Namiastkę jego świata już w maju zobaczymy w Polsce.

Stanley Kubrick nie lubił ruszać się z miejsca. Nie przepadał za podróżowaniem, rumorem wielkich miast, a nawet kręceniem filmów na otwartym powietrzu. W swoim domu w Anglii trzymał cały świat. Poskładany w pudełka, posegregowany alfabetycznie i pozamykany w oddzielnych pokojach. To archiwum reżysera, na które składają się tysiące zdjęć, scenariuszy, notatek, ujęć, listów, szkiców, nagrań i raportów. Kubrick zbierał wszystko. Nawet listy od fanów, posegregowane wedle miejscowości, z których przyszły. Wszystkie je trzymał, choć nigdy na nie nie odpisywał – bał się nawiązywania kontaktów z obcymi. Wolał towarzystwo swojej rodziny, kotów i najbliższych współpracowników. Ci byli oddelegowani do najdziwniejszych zadań, które pomagały utrzymać reżyserowi pod kontrolą całą jego twórczość – Kubrick dbał o każdy detal od początku kręcenia filmu po moment jego wejścia na ekrany na całym świecie. Zdarzało mu się zamawiać do domu gazety np. z Portugalii, żeby sprawdzić, czy rozmiar czcionki na plakacie zgadza się z jego wskazówkami.

Syn lekarza

Nie tylko segregowanie i czcionki były obsesjami reżysera. Kubrick uwielbiał także boks i szachy, dużo czytał, choć – jak twierdził – od 19. roku życia nie przeczytał żadnej książki dla przyjemności. W trakcie trwającego 40 lat małżeństwa na wakacjach był ponoć raz, a i tak cały czas robił na nich jakieś notatki do następnego filmowego projektu. Stąd też bierze się trudność z ustaleniem granicy między jego życiem osobistym a zawodowym – Kubrick prawdopodobnie pracował nieprzerwanie, trzymając swój umysł w stanie wiecznej otwartości, chłonięcia coraz to nowych informacji.

Przez 50 lat, które reżyser spędził w przemyśle filmowym, nakręcił jedynie 13 pełnometrażowych produkcji i wspomniane opasłe archiwum materiałów, które przyczyniły się do powstania tych filmów. Wejrzeniem w nie jest wystawa stworzona 10 lat temu przez Deutsches Filmmuseum we Frankfurcie, która m.in. po Rzymie, Berlinie, Paryżu i Los Angeles w maju zawita do Polski, do Muzeum Narodowego w Krakowie. Zebrane na niej notatki, rękopisy, zdjęcia, kamery tworzą jednak zaledwie namiastkę świata Kubricka i przeprawę przez sposób jego pracy – proces odbywający się pod jego całkowitą kontrolą, drobiazgowy, przemyślany w najmniejszym szczególe. Tyleż odkrywającą, ile wciąż pilnie strzegącą odpowiedzi na wiele pytań o geniusz Kubricka.

Twórca „Lolity” zaczął swoją karierę od krótkich metraży kręconych w 1951 r., kończąc ją zaś „Oczami szeroko zamkniętymi” w roku 1999. Choć Kubrick zmarł, zostawiając ostatecznie zmontowany materiał, wielu jego współpracowników twierdzi, że 31 Marca–6 kwietnia 2014 | 59 ten film wyglądałby inaczej, gdyby reżyser popracował nad nim jeszcze kilka miesięcy. Chłodno przyjęta produkcja stała się jego pożegnaniem ze światem i bodaj najbardziej osobistym filmem w karierze. Planowanym co najmniej 20 lat wcześniej (pierwszy szkic pomysłu powstał prawdopodobnie podczas korespondowania reżysera z pisarzem Anthonym Burgessem). Wiele tu odniesień do jego prywatnego życia, m.in. fakt, że głównym bohaterem obrazu uczynił lekarza, czyli przedstawiciela profesji sprawowanej przez jego ojca.

To właśnie ojciec w największym stopniu przyłożył się do tego, że syn został filmowcem. Potrafił reagować na potrzeby Stanleya i umiał sprostać jego poszukiwaniom. Ofiarował mu pierwszy aparat, dzięki któremu Kubrick został fotoreporterem, a potem dał synowi pieniądze na pierwsze dwa filmy – gdy Stanley zauważył, że fotografia już mu nie wystarcza i zapragnął tworzyć bardziej skomplikowane dzieła.

Wszechstronny dręczyciel

Kubrick nie skończył żadnej szkoły filmowej. Kręcąc pierwsze produkcje, bazował głównie na wiedzy zdobytej w pracy fotografa i na teoriach montażu rosyjskich klasyków. Po dwóch filmach – „Strachu i pożądaniu” oraz „Pocałunku mordercy” – doszedł do kilku wniosków. Po pierwsze: że reżyseria interesuje go bardziej niż fotografia. Po drugie: oba filmy są według niego bardzo słabe. Po trzecie: nie zmienia to jednak faktu, iż uznał, że potrafi reżyserować. A więc jest gotowy, by się ubiegać o współpracę z profesjonalnym studiem. Jest wart, aby w niego zainwestował ktoś więcej niż jego ojciec.

Kubricka z tamtych lat większość producentów zapamiętała jako bardzo pewnego siebie młodzieńca. Może nawet zbyt pewnego siebie, bacząc na wątłą filmografię, która zdradzała potencjał chłopka, ale jeszcze nie zwiastowała, iż dokona on rzeczy ponadprzeciętnych. Gdy jednak Kubrick dostał zielone światło dla kolejnych projektów, to każdym następnym krokiem umiejętnie budował swoją legendę.

Większość ludzi, z którymi pracował, opowiedziałoby, że przede wszystkim był manipulatorem. Uwielbiał dręczyć ludzi, doprowadzać ich do granic wytrzymałości, prowokować. Do legendy przeszły już słynne telefony w środku nocy, które od Kubricka dostawał amerykański twórca horrów Stephen King podczas prac reżysera nad „Lśnieniem”. Albo przypadek Frederica Raphaela, współscenarzysty „Oczu szeroko zamkniętych”, który zaproszony do tworzenia tekstu filmu razem z reżyserem zorientował się po czasie, że w rzeczywistości służy Kubrickowi tylko do zabawy. Scenariusz tak naprawdę był już gotowy, bez jego wskazówek i pomysłów. Podobne wspomnienia mają o reżyserze aktorzy. Jack Nicholson musiał czasami powtarzać jedno ujęcie ponad 130 razy. Shelley Duvall przypłaciła pracę na planie „Lśnienia” nerwicą trwającą jeszcze długo po ukończeniu zdjęć. Podczas kręcenia „Mechanicznej pomarańczy” na podstawie powieści o tym samym tytule autorstwa Anthony’ego Burgessa, Malcolm McDowell zaprzyjaźnił się z reżyserem, z którym namiętnie grał na planie w tenisa stołowego, a potem się okazało, że godziny spędzone na grze Kubrick potrącił McDowellowi z wynagrodzenia.

Tom Cruise i Nicole Kidman, grający jeszcze jako małżeństwo w „Oczach szeroko zamkniętych”, długo nie chcieli mówić o tym, co się działo na planie u mistrza. Dopiero kilka lat po jego śmierci ujawnili kilka szczegółów o tym, jak byli odseparowani od siebie niemal przez cały proces kręcenia (trwający nieprzerwanie przez 400 dni), wypytywani o detale swojego prywatnego życia, poddawani wielomiesięcznym próbom. Kubrick pilnie pracował także na to, aby między małżonkami zapanował konflikt. Toma nieprzerwanie krytykował i nazywał „narwańcem”. Nicole była dla niego rasową aktorką, której uwag i spostrzeżeń zawsze warto było wysłuchać.

Nienakręcone arcydzieła

Przez te wszystkie lata Kubrick mówił skarżącym się na dyskomfort współpracownikom, że żadne arcydzieło nie powstało bez cierpienia, a wielokrotnie powtarzane ujęcia to wina samych aktorów, którzy mają problem z powtórzeniem swoich tekstów. Dlatego aktorzy zjawiający się u niego na planie często sami prowokowali swoje niefortunne położenie. „Przychodzili na plan do legendy i zachowywali się jak marionetki w rękach mistrza. Mało kto śmiał mu się sprzeciwić” – wspominał po latach Jan Harlan, producent „Oczu szeroko zamkniętych”.

Kubrick udowodnił, że potrafi zrobić wszystko: widowisko science-fiction („2001: Odyseja kosmiczna”), stworzyć historyczną superprodukcję za miliony („Spartakus”), opowiedzieć komedię („Dr. Strangelove”), zrealizować horror („Lśnienie”) i nakręcić film wojenny („Full Metal Jacket”). Tyle legend, ile projektom powstałym, towarzyszyło tym, których Kubrick ostatecznie nie nakręcił: „Napoleonowi” oraz „The Aryan Papers” (miało być przejmującą opowieścią o Holokauście). Dla niego kino nie miało ograniczeń. Reżyserowi przysługiwała taka sama wolność jak pisarzowi, który sam sobie kupił papier do maszyny.

Paradoksalnie Kubrick często miewał problemy ze studiami finansującymi jego filmy. Windował budżety i uchodził za ogólnie trudnego we współpracy, nieznośnego i drobiazgowego. Dziś właśnie te drobiazgi pozwalają snuć niekończącą się liczbę teorii na temat jego obrazów, prowadzić interpretacje w rozmaitych kierunkach i odkrywać opowiedziane przez niego historie na nowo. Sztuka Kubricka pozostała bowiem tak samo jak jej twórca czymś nigdy do końca nieodgadnionym i nigdy nieudzielającym odpowiedzi na wszystkie pytania.

Urszula Lipińska

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych