ŚWIATŁO CIENI. Kosmos wciąż niejasny. Nasz RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Ponoć lądowanie na Księżycu było nie początkiem, a końcem „ery kosmicznej”. Od tamtej pory kosmos stracił na atrakcyjności, ludzkość ostatecznie uciekła w komputery, a fantaści w inne konwencje. Czasem pojawia się jednak jakiś uparciuch, który nie widzi, że prym wiedzie fantasy, cyber- czy steampunk i wyprawia bohaterów w kosmos. Ostatnio uczynił to równolatek księżycowej misji, Rafał Dębski. Co nowego oferuje powieść „Światło cieni”, otwierająca „Horyzonty zdarzeń”, nowy cykl polskiej fantastyki w Rebisie?

Ludzkość podbija kosmos od co najmniej kilkuset lat, zjednoczona po egidą Federacji Układu Słonecznego i Kolonii o niezmiennej od kilkuset lat strukturze. Co nieco ziemiopodobnych planet już odkryto, życie też znaleziono, choć żadnej inteligencji kosmicznej wciąż ani widu ani słychu. Ludzkość generalnie nie lubi zapatrzonych w gwiazdy marzycieli i kosmicznych podróżników, za to amatorów codziennej harówki na niegościnnych planetach czy asteroidach, o dziwo, nie brakuje. Nad harujących pionierów autor przedkłada oczywiście owych marzycieli, chcących odkrywać kolejne światy. Takich jak komandor Reuben, który po latach nauki i szkoleń wreszcie dopiął swego i lata sobie po kosmosie, mając pod sobą gromadę niesfornych wojskowych i uczonych.

Lądujemy z nim na jednej z planet, Crennie, i od razu czujemy się jak na starych śmieciach – nowa planeta, nowe tajemnice. Dzieje się tam – jakżeby inaczej – coś niepokojącego i niewytłumaczalnego. Załoga mówi o jakichś cieniach i koszmarach, komputer pokładowy się zawiesza (na pół nanosekundy, ale zawsze) a między „trepami” (wojskowymi) a „jajogłowymi” (uczonymi) ze statku narasta plemienna nienawiść. Jeden z uczonych ni stąd, ni zowąd cofa się psychicznie do fazy niemowlęcia. Wypisz wymaluj inwazja Obcych, ale wyjątkowo nieantropomorficznych i niepojętych. Tylko Reuben coś podejrzewa, nawiąże kontakt i zrozumie niebezpieczeństwo grożące ludzkości, ale pozostali wezmą go za niebezpiecznego wariata…

Owi Obcy, „cienie” to dość oryginalny pomysł – nie są oparci na materii, tylko na promieniowaniu elektromagnetycznym (!) zaś podział jednostka-wspólnota nie ma w ich przypadku zastosowania. Brak cielesności nie przeszkadza im jednak w telepatycznej komunikacji z umysłem bohatera i w posiadaniu świadomości. Niedościgłym wzorem Obcych z ostatnich lat pozostaje „Ślepowidzenie” Wattsa. „Cieniom” z Cronny czegoś brakuje, są zbyt niewiarygodni fizycznie i rzucają slogany o konieczności „współistnienia” jak jacyś sekciarze poddani praniu mózgu. O zawieszenie niewiary jest trudno. A już kompletnym unikiem jest kwestia sztucznych inteligencji – w przyszłości ich po prostu nie ma. Obowiązuje zakaz ich budowy, odkąd owe albo się buntowały, albo popadały w autodestrukcję (prawa robotyki Asimova nie działały) – pozostają więc klasyczne komputery-maszyny. Co prawda o układach zerojedynkowo-kwantowo-rybonukleinowych (!), ale wciąż tylko maszyny.

A ludzie? Niczym się nie różnią od współczesnych. Nie ma tu trans- ani postludzi, autor – psycholog z wykształcenia – stoi na stanowisku, że ludzkość pozostanie taka sama mentalnie, nie pozbędzie się zawiści, ambicji, pożądania. Ale mamy i echa utopijne – Federacja Układu Słonecznego zapewnia stabilność, ludzkość przestała toczyć między sobą wojny, armia służy tylko „ochronie integralności”. Kontrastuje z tym wykład o wciąż istniejącym podziale klasowym – elitę próżniaków (urzędników, artystów…) utrzymuje ciężko pracująca ludność planet i asteroid. Narody tłuc się przestaną, ale ludzkość pozostanie rozwarstwiona ekonomicznie, klasowo. Nic nowego w konwencji SF – w końcu nawet taki postoświecenowiec jak H. G. Wells wymyślił Elojów i Morloków.

Zatem przekonaniu o postępie, powiedzmy, „politycznym” towarzyszy tu bardziej zdroworozsądkowe przekonaniem o tkwiących w człowieku diabolizmach. W tym świecie przyszłości zanikła też religia, co mam za niekonsekwencję – gdyby jeszcze nastała era rozumu i kult nauki, to rozumiem, ale nic takiego nie następuje. Skoro nauka tylko powiększy obszar nieznanego, teza o zaniku religii brzmi karkołomnie (choć mamy wzmiankę o wstydliwie ukrywającym się chrześcijaństwie). Zanik wiary w naukę nie powoduje zwrotu ku metafizyce, ale owocuje poczuciem niezrozumiałości wszechświata. W kosmosie, nawet w próżni, kłębią się niepojęte siły, wszechświat ma iks wymiarów a prawa kwantowe może zrozumieć tylko wariat. „Światło cieni” to takie science fiction, gdzie otwarcie przyznaje się, że „science” to za mało, a kosmos jest wciąż niepojęty.

Przyzwoita powieść, nie będąca kosmiczną nawalanką, choć jednak zbyt kurczowo trzymająca się dawno wynalezionych konwencji.

Sławomir Grabowski

tytuł
tytuł

Rafał Dębski, Światło cieni. Rebis, Poznań 2014.

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych