10 kwietnia 2004 r. w Gdańsku zmarł
Jacek Kaczmarski. Jakże brakuje nam
przenikliwych strof tego niezwykłego
śpiewającego poety, barda
niepokornego, wciąż odkrywanego
przez nowe pokolenia rodaków.
Jeszcze rankiem 9 kwietnia zaczął pisanie poematu
„Münchhausen, czyli Europa rozstrzygnięta albo Historia
zamarzniętego dźwięku”. W przededniu wejścia
Polski do Unii Europejskiej chciał – z właściwym sobie
humorem i ironią – odnieść się do związanych z tym oczekiwań.
Z otwierającej tekst „Kanapy Pana Barona” i szkiców
dalszych zwrotek zapowiadała się większa całość. Pozostały
tylko fragmenty, bo wieczorem sanitarka zabrała artystę do
szpitala. Jacek przegrywał dwuletnią walkę z rakiem przełyku.
Nazajutrz, z inicjatywy Alicji Delgas, towarzyszki życia
swych ostatnich lat, przyjął chrzest. Ok. godz. 18.30 zmarł. To
była Wielka Sobota. 24 kwietnia 2004 r. jego prochy spoczęły
w Warszawie, na Powązkach Wojskowych. W roku 2007, w 50.
rocznicę urodzin barda, Sejm specjalną uchwałą uhonorował
jego zasługi dla Polski.
Życie i twórczość Kaczmarskiego przybliżają erudycyjne książki Krzysztofa Gajdy, nowy zbiór wywiadów Katarzyny Walentynowicz i liczne inne publikacje. Jednak i sam wiem o nim niemało. Jako dziennikarz muzyczny od połowy lat 70. XX w. obserwowałem rozwój jego talentu, byłem na kilkudziesięciu koncertach. Do dziś – już z płyt i kaset, a mam chyba większość nagrań – słucham tego, co śpiewał.
Syn burzy
Urodził się 22 marca 1957 r. w Warszawie. Ojciec i matka
studia malarskie odbyli w Leningradzie i Kijowie. „Lata
1955–1957 to był koniec stalinizmu, zobaczyli na własne oczy,
jak wygląda ten wymarzony ustrój. […] Tam też zostałem
spłodzony, a dokładnie podczas burzy na Morzu Czarnym,
podczas wycieczki rodziców statkiem »Rossija«” – tak to
opisywał Jacek.
W dzieciństwie dużo zajmował się nim dziadek od strony matki, zaprzysięgły komunista, po wojnie dyplomata i pracownik ministerstwa oświaty. Starał się zaszczepić chłopcu swą wizję świata, ale – niejedyny to paradoks w życiu wnuka – właśnie w świecie dziadka przyszło mu dostrzec kwintesencję zła…
(…)
W 1990 r., po dziewięciu latach emigracji, przyjechał do Polski. Po świetnie przyjętym koncercie w Filharmonii Narodowej była dwutygodniowa trasa, a potem następne. Przebiegały burzliwie. Zdarzały się scysje z tymi, którzy domagali się powtarzania „Murów”. Jacek tłumaczył, że choć miło mu, gdy słyszy o swych zasługach w obalaniu komunizmu, chce być już wolny od ideologii. „Dziesięć lat zajęło mi demontowanie cokołu, na jakim mnie postawiono” – mówił.
W 1995 r. z drugą żoną i córką Patrycją Volny-Kaczmarską (dziś aktorką i piosenkarką, wykonującą utwory ojca) wyemigrował z Polski do Australii. Nadal jednak przyjeżdżał na koncerty do kraju.
(…)
Cały tekst Adama Ciesielskiego w jutrzejszym numerze wSieci. Co jeszcze w numerze?
Miłość silniejsza od śmierci – wzruszające i niezwykłe losy prezydenckiej pary – Marii i Lecha Kaczyńskich, a także obszerne fragmenty niepublikowanego dotąd wywiadu ze śp. Prezydentem, to główne tematy najnowszego wydania tygodnika „wSieci”, który ukazuje się tuż przed czwartą rocznicą katastrofy smoleńskiej. Odważny tygodnik młodej Polski w sprzedaży już od 7 kwietnia. Nowy numer tygodnika „wSieci” w sprzedaży od 7 kwietnia, także w formie e-wydania. Tygodnik „wSieci” jest też dostępny w nowych, wygodnych formatach EPUB, MOBI i PDF, które idealnie dopasowują się do urządzeń takich jak telefony, tablety i czytniki e-booków. Szczegóły na http://www.wsieci.pl/e-wydanie.html
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/250824-wsieci-swietny-tekst-o-zmarlym-10-lat-temu-jacku-kaczmarskim