De Niro przygotował się do roli bezdomnego tak pieczołowicie, że nie rozpoznawano go na ulicy. Jak za swoich najlepszych czasów jednym spojrzeniem uwypukla całą osobowość swojej postaci. Szkoda, że solidny dramat z wybitnym De Niro w roli alkoholika, mitomana i życiowego losera nie przebił się w Polsce do szerokiej dystrybucji.
Film reżysera m.in. „American Pie” (sic!) czy “W doborowym towarzystwie” z 2012 roku został oparty na wspomnieniach amerykańskiego poety i pisarza Nicka Flynna pt. "Another Bullshit Night in Suck City". Nick Flynn (coraz popularniejszy Paul Dano) pracuje jako pomoc w ośrodku dla bezdomnych. Rozbity, niepewny siebie młodzieniec całe życie cierpi z powodu porzucenia go przez jego ojca Jonathana ( Robert de Niro) oraz samobójczą śmierć matki Jody ( Jullianne Moore). Ojciec Nicka niczym Truman Capote uważa siebie za wybitnego pisarza i geniusza, który już niebawem wyda dzieło życia. W przeciwieństwie do Capote jest jednak pozbawionym talentu mitomanem, który pracuje jako taksówkarz. Jedyną nicią, która łączy go ze światem sławnych pisarzy jest zamiłowanie do "procentów". Jednak zamiast podbitego romantyzmem alkoholizmu, stacza się on w szarzyznę prozy życia, którą mógłby zobrazować Smarzowski. Porzucony przez niego syn natomiast błąka się między wyrzutami sumienia z powodu śmierci matki, i chęcią oddania się pasji, która jest jedynym dziedzictwem po samolubnym ojcu. Losy dwóch mężczyzn krzyżują się, gdy Jonathan zostaje eksmitowany z mieszkania i trafia do ośrodka, w którym pracuje Flynn.
Solidny, dobrze poprowadzony obraz dotykający popularnego w kinie motywu trudnych relacji ojca z synem nie specjalnie by się wyróżniał ze średniej półki z napisem „dramat obyczajowy”, gdyby nie wielka rola Roberta de Niro. 2012 rok był szczególnie dobry dla byłego (?) giganta kina, który nie wiedzieć czemu często pojawia się w tak nieudanych produkcjach jak „Wielkie wesele”, „ Stone”, „Elita zabójców” czy „Sezon na zabijanie”. W tym okresie został on po raz pierwszy od ponad 20 lat nominowany do Oscara za rolę w „Poradniku Pozytywnego Myślenia”. Rola w „Być jak Flynn” nie tylko jest równie dobra jak w filmie Davida O. Russela, ale może być zestawiona z jego kreacjami w takich obrazach jak „Chłopięcy świat”, „Stanley i Iris”, „Bez skazy” czy „Prawdziwe wyznania”. Warto przypomnieć, że Robert de Niro poza najsłynniejszymi rolami u Martina Scorsese, zagrał całą paletę zwykłych facetów z problemami, które znajdujemy codziennie u naszych sąsiadów, przyjaciół, kumpli rodziny czy u nas samych.
De Niro tworzy postać jednocześnie odpychającą jak i wzbudzającą litość. Gdy wsiada do taksówki i trzęsącymi rękoma robi sobie „śrubokręt” w kartoniku z sokiem pomarańczowym, siłą rzeczy jest karykaturę Travisa z „Taksówkarza”. Z ukrywanym grymasem zażenowania na twarzy obserwuje własne życie, które koncentruje się na wyrywaniu mało urodziwych kobiet, kłótniach z sąsiadami i spalaniu się z powodu rasistowskiej nienawiści do mieszkańców własnej podłej dzielnicy. Jednak nic ( łącznie z wylądowaniem na ulicy) nie zdoła odsłonić przed nim faktu, że zamienił się w „white trash”, człowieka pozbawionego jakiegokolwiek poczucia żenady i wstydu. A może to właśnie podświadomy strach przed przyznaniem się do porażki powoduje, iż nawet mieszkając na ulicy przekonuje syna o wspaniałym życiu jakie prowadzi? . Strach przed przyznaniem się do upadku nie wynika tylko ze wstydu przed synem, skoro Jonathan nie ma oporów bezczelnie robić odrzuconemu dziecku publicznie awanturę za…brak należytej opieki ze strony syna. Pisane przez lata „arcydzieło” jest zresztą idealnym wyrazem duszy Jonathana. Rozdymana na 12 tomów, podzielona na wszystkie gatunki literackie książka ma najprawdopodobniej nigdy nie powstać, by nie dowieść porażki samozwańczego następny Marka Twaina. Jak jednak dowieść wielkości przed odtrąconym synem, który na dodatek w młodym wieku osiąga coś, o czym Jonathan marzy całe życie?
De Niro jak za swoich najlepszych czasów jednym spojrzeniem potrafi uwypuklić całą osobowość swojej postaci. Zazdrość z miłością, melancholia z cynizmem, buta z bezradnością- to wszystko kotłuje się w Jonathanie. Jednak jest on kimś zupełnie innym niż Rupert Pupkin z „Króla komedii”, który też w bezwzględny sposób chciał dotrzeć na szczyt. Pozbawiony talentu Jonathan może być wielki tylko w swoim świecie- dotowanym przez pomoc społeczną mieszkanku zawalonym rupieciami.
De Niro przygotował się do roli bezdomnego bardzo pieczołowicie, z czego był znany w latach 70-tych i 80-tych. Podczas przerwy w kręceniu scen udał się w pełnej charakteryzacji i ubraniu, do hotelu, którego jest współwłaścicielem. Nikt go nie poznał. Reżyser filmu opowiadał zaś jak podczas sceny w przytułku jeden z pracowników powiedział: "Może Bob De Niro mógłby zagrać mnie", nie zdając sobie sprawy, że De Niro stoi kilka stóp od niego. Oglądając nie wydany w Polsce na DVD (film był pokazywany krótko na Canal plus) „Być jak Flynn” kilkakrotnie mówiłem sobie w głowie „Witajcie w Bobbyland”. Jak widać, De Niro wciąż ma w sobie to coś, co uczyniło go wielkim.
Łukasz Adamski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/250817-z-kolekcji-nieznanych-filmow-byc-jak-flynn-witajcie-w-bobbyland
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.