UWAGA – artykuł, który za chwilę przeczytasz zawiera SPOILERY dotyczące fabuły serialu „True Detective”. Jeżeli nie widziałeś jeszcze serialu omiń ten tekst i wróć po obejrzeniu ostatniego odcinka.
Wczoraj mieliśmy możliwość obejrzeć finał serialu „True Detective” (polski tytuł „Detektyw”) – teraz można powiedzieć jedno – bezsprzecznie mieliśmy do czynienia z jednym z najlepszych seriali ostatnich lat. Najlepszym, ale też poruszającym wyjątkowo skomplikowaną problematykę, praktycznie nieobecną w medium jakim jest telewizja. Zacznijmy od finału. Ostatni, 8 odcinek, „Form and void” miał wyjątkowo mało treści w porównaniu do wcześniejszych – raczej wątki splatały się w jedną, logiczną całość aniżeli pojawiały nowe. I z dość dużą satysfakcją muszę odnotować, iż ze wszystkich spekulacji dotyczących finału moja zawarta w poprzednim artykule sprawdziła się praktycznie w całości.
Carcosa istotnie okazała się zaginionym miastem, konkretnie – fortecą z czasów poprzedzających Wojnę Secesyjną, położoną głęboko na bagnach i zapomnianą, z czasem zamienioną przez zdziczałych mieszkańców w zakazaną świątynię obłąkanego kultu. Z kolei sam Król w Żółci był kimś więcej niż seryjnym mordercą realizującym swoje urojenia w akcie zadawania innym śmierci. Był arcykapłanem szalonej religii, który poprzez śmierć „naznaczał” wybrane owieczki, które zapewne stawały się jego „aniołami”. Sam zaś w finale poszukiwał wyniesienia (co sugeruje ułożenie zwłok jego ostatniej ofiary – zawieszonej jakby była na naszych oczach wniebobrana), osiągnięcia czegoś w rodzaju życia wiecznego.
I tutaj zatrzymajmy się na dłuższą chwilę. Bo o czym tak naprawdę był „True Detective”? Każdy kolejny odcinek mylił tropy – na początku wydawało się, że to serial o obłudzie, o maskowaniu zepsucia religijnymi frazesami. Potem – o szaleństwie, nicości. Wreszcie jednak serial okazał się być, przynajmniej w moim przekonaniu, o kruchości naszej cywilizacji, czy wręcz „cywilizacji” pisanej w cudzysłowu.
Kim byli mieszkańcy Carcosy? Wyznawcy straszliwej „religii”? Byli ludźmi porzuconymi lub w jakiś sposób wypchniętymi poza cywilizację. Detektywi od początku jawią się jako kalecy, ale jednak, tejże cywilizacji obrońcy. No, a czym jest ta cywilizacja? Okazuje się, że realnie – niczym. Formą, którą staramy się nadać nicości. Mordercy, ćpuny, wyznawcy szalonego kultu przypominającego najprymitywniejsze, plemienne obrzędy okazywali się być ludźmi wypchniętymi poza ramy cywilizowanego świata. Poza drogi, poza miasta. Funkcjonujący w nich w pewnym stopniu, owszem, tak jak wilk, który funkcjonuje na obszarze danego państwa nie będąc jego obywatelem, a korzystając z naturalnej przestrzeni, jednak realnie już będący wypchniętymi poza ramy cywilizacji. Cofnęli się oni na bagna, w delty rzek, tak samo jak Lester Ballard w powieści „Dziecię Boże” Cormaca McCarthy’ego wyrzucony z domu rodzinnego wycofał się w góry, gdzie stał się zwierzęciem. Zresztą – w wypadku kraju tak wielkiego jak Stany Zjednoczone nie jest to wcale tak fikcyjne. Odnotowano przypadki zdziczałych mieszkańców niektórych bardziej odciętych regionów tego kraju i to jeszcze pod koniec XX wieku.
Ale dlaczego ukazanie tej ludzkiej dziczy w kontekście okrutnych zbrodni i obłąkanej niby-„religii” wyrosłej w Luizjańskim interiorze wzbudza w nas, w widzu takie bojaźliwe drżenie. Wzbudza w nas to drżenie, ten podskórny strach bardziej, niż gdyby detektywi byli Afrykanami, badającymi zbrodnie gdzieś pośród plemion Afrykańskiej sawanny?
A dlatego, gdyż widząc tych ludzi zdajemy sobie sprawę jak cienka jest ta warstwa farby nakładanej na istotę ludzką, farby, którą nazywamy cywilizacją. Farba owa w „True Detective” złuszczyła się, spadła i uwolniła demony. Przecież wyznawcy, członkowie kultu Króla w Żółci nie byli (przepraszam jeśli ktoś me słowa uzna za rasistowskie) prymitywami, wyrosłymi w wiosce głęboko w buszu pośród bagien Luizjany, lecz białymi mieszkańcami jednego z najpotężniejszych i najbogatszych przecież państw naszego świata, ludźmi, którzy wyrośli w cywilizacji i dopiero po jej odrzuceniu lub po przez nią ich wypchnięciu stali się zwierzętami, odprawiającymi straszliwe obrzędy ku czci łaknących krwi bogów. To właśnie tak nas w tym serialu przeraża – ukazanie nam, uświadomienie jak niewiele nas dzieli od bycia na powrót zwierzętami, jak kruche są podstawy naszego trwania w ciepłym łóżeczku cywilizacji. Jak szybko ta farba się łuszczy, odpada.
Jest to też w pewnym stopniu serial o nawróceniu – Cohle, nihilista, pod koniec, umierając, dotyka absolutu, a przynajmniej tak mu się zdaje. Widzi otchłań i zdaje sobie sprawę, że oto był na pierwszej linii frontu „walki światła z ciemnością” jak sam mówi. Sporo to mówi o słowach pastora z pierwszego odcinka, który mówi „tu toczy się wojna o wyższą stawkę”. Wtedy myśleliśmy, iż jego słowa wynikają z obłudy, teraz możemy się domyślić, iż były one celnym opisem rzeczywistości.
Wiele wątków jednak nigdy nie zostało do końca wyjaśnionych i najpewniej nie będą już wyjaśnione (sezon drugi ma prezentować zupełnie inną historię i nowych bohaterów) – dlaczego córki Harta układały lalki odtwarzając sceny rytuału z Carcosy? Gdzie mogły być świadkami takiego okrutnego widowiska? Czy władze Stanu istotnie wiedziały o tym czym zajmują się ich dalecy krewni? Co z pastorem z wędrownego kościoła – czy był on także członkiem kultu Króla w Żółci? Wreszcie – ilu „wyznawców” pozostało na wolności? I czy zbrodnie będą znów miały miejsce? Cohle zdaje się sądzić, iż spirala okrucieństwa będzie dalej się kręcić. Potwierdza to dwukrotnie – pod koniec serialu gdy mówi do Harta: „Było ich więcej na tym wideo. Nie dopadliśmy wszystkich”, a po raz pierwszy gdy w rozmowie z dwoma czarnymi detektywami mówi, iż zło jest, było i zawsze będzie obecne na tym świecie: „Ta dziewczynka znów będzie zamknięta w tym pokoju. Znów, i znów, i znów – bez końca”. „True Detective” okazał się więc być czymś więcej niż serialem. To wielki traktat – zarówno o cywilizacji i jej kruchości, o zwierzęcości istoty ludzkiej, wreszcie wielkiej walce zła i dobra toczącej się we wszechświecie. Walce wiecznej.
Arkady Saulski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/250601-po-finale-detektywa-o-wiele-wiecej-niz-opowiesc-o-glinach
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.