Eko-NOE. Potop dla współczesnych. NASZA RECENZJA

Oczekiwanie na premierę filmu „Noe. Wybrany przez Boga” można sobie uprzyjemnić lekturą komiksu. Darren Aronofsky jest nie tylko reżyserem filmu, ale też współscenarzystą „powieści graficznej”, której dwa z czterech tomów już się ukazały na polskim rynku. Autorzy nie potraktowali historii o biblijnym potopie ze szczególnym nabożeństwem, ale też nie poszli w bluźnierstwo czy skandal, choć reinterpretacja mitu jest zaskakująca.

Noe jest tu człowiekiem bardzo prorodzinnym, mężem Naamy i ojcem Sema, Chama i Jafeta. Zapewne twórców zaintrygował fakt ratowania zwierząt kosztem ludzi, więc uczynili z niego bohatera wyjątkowo proekologicznie nastawionego, któremu los planety leży bardziej na sercu niż los współbratymców.

Świat, którego centrum stanowi gigantyczne miasto Bab-ilim z sięgającą nieba wieżą zamienił się w pustynię (zapewne doszło do takiego biblijnego globalnego ocieplenia), skutkiem zapewne niekontrolowanej „gospodarki eksploracyjnej”; ludzkość najwyraźniej opatrznie zrozumiała nakaz, by „czynić sobie ziemię poddaną”. Zamiast rajskiego ogrodu mamy „piekło cywilizacji”, a pojawiające się u i ówdzie„technologiczne” ruiny sugerują, że równie dobrze może to być przyszłość naszego świata. Taka sceneria kojarzy się z konwencją fantastyki postapokaliptycznej – choć apokalipsa „boska” ma dopiero nadejść, a nadchodzący potop ma być szansą na nowy początek i odrodzenie natury (bo już ludzkiej cywilizacji niekoniecznie). Wina ludzkości jest właśnie raczej „ekologiczna” niż „moralna” czy „religijna” – tu twórcy całkowicie popuścili wodze fantazji. Dodali do tego mit prometejski – sześcioręcy olbrzymi – giganci zamieszkujący ziemię są… strąconymi z nieba za karę aniołami. Za cóż to? Otóż zrobiło się im żal wygnanych z raju ludzi i postanowili im pomóc, oferując (jakżeby inaczej) technologię, którą to źli ludzie obrócili przeciwko sobie, światu, a nawet przeciwko owym gigantom-wybawicielom. Technologia jest zarazem darem bogów (u Dänikena, też zresztą przerobionego na komiks, byliby kosmici), ale i przekleństwem. Więcej to mówi o duchu czasów obecnych z ich technocentryzmem niż o czasach biblijnych.

tytuł
tytuł

„Noe” opowieść o potopie dostosowuje do dzisiejszej wyobraźni i współczesnych konwencji. Biblijna czy mityczna historia przestała sobie rościć pretensje do jakiekolwiek prawdziwości i zawędrowała do krainy czystej fantastyki heroiczno-postapokaliptycznej, gdzie została „ekologicznie” przeinterpretowana. Mam, przyznam, mieszane uczucia – może to i lepiej, że zamiast po raz setny sprowadzać Biblię do bogobojnego „kina familijnego” próbuje się takiej konwencji, w końcu Pismo Święte wbrew pozorom nie jest bajką dla grzecznych dzieci. Choć rację mają i ci, którzy sądzą, że Biblia nie powstała po to, by czynić z niej popkulturową zabawę. Na szczęście komiks nie „demitologizuje” nadmiernie, nie racjonalizuje na siłę i nie usuwa elementów nadprzyrodzonych – Bóg co prawda „opuścił ten świat” (spaskudzony przez ludzi), ale Noe uznaje Jego obecność, a On w kolejnych wizjach udziela mu wskazówek dotyczących postępowania. Przybycie zwierząt na arkę jest też interpretowane w kategoriach cudu. Nie zastąpiono też Boga kosmitami, a to już coś.

tytuł
tytuł

Sam rysunek jest dość – nomen omen – konserwatywny, Henrichon nie stara się być twórcą najbardziej oryginalnej kreski na świecie. Krajobrazy trochę jak z Beksińskiego, dużo szerokich kadrów, styl odrobinę przypomina „Thorgala” Rosińskiego. W filmie Noego zagrał Russell Crowe, jego żonę Naamę Jennifer Connelly a giganta Oga Kevin Durand. Podkreślony zostanie zapewne wątek znalezionej i „adoptowanej” Ili (Emma Watson) i dziadka Noego, Matuzalema (Anthony Hopkins), który zdaje się tu być wtajemniczony w jakąś (obawiam się, że tajemniczo-ezoteryczną) wiedzę. Gwiazdorska obsada i nazwisko reżysera przyciągną ludzi do kin – choć na tle poprzednich dzieł reżysera „Czarnego łabędzia” i „Źródła” „Noe” zdaje się być opowieścią najbardziej zachowawczą, blockbusterem w mniej typowej scenerii. Po filmach w rodzaju „300” i „Starcie tytanów” ktoś w Hollywood wpadł na pomysł, że można w ten sam sposób potraktować historie biblijne i potraktować je jak fantastykę – jeśli chwyci, czeka nas więcej tego typu produkcji.

Noe. Tom 1: Za niegodziwość ludzi.Tom 2: Wszystko, co pełza po ziemi. Scenariusz: Darren Aronofsky, Ari Handel. Rysunki i kolor: Niko Henrichon. Tłumaczenie: Marta Duda-Gryc. SQN, Kraków 2013, 2014.

Sławomir Grabowski

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych