Czwarta odsłona zespołu ZACIER: Skazany na garnek. RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Wikimedia Commons
Wikimedia Commons

Gdyby wskazać artystę, którego utwory zawierają największy ładunek absurdu, z pewnością jednym z żelaznych kandydatów byłby Mirosław Jędras, występujący od wielu lat jako Zacier. Ten niegdyś jednoosobowy projekt, a od kilku wiosen jako regularny i koncertujący zespół, wydał właśnie czwarty oficjalny album zatytułowany tajemniczo „Skazany na garnek”.

Dwadzieścia lat temu w 1994 roku ukazał się na kasecie pierwszy oficjalny materiał Zaciera „Konfabulacje”. Kilkanaście miesięcy wcześniej w „Tylko Rocku” Kazik Staszewski w swoim felietonie zasygnalizował, że piosenki artysty zabiły go estetycznie. Bo i te kilkanaście utworów stanowiło swoisty gwałt artystyczny zadany słuchaczom przyzwyczajonym do tak zwanej twórczości normalnej. Na „Konfabulacjach” – które na płycie CD wyszły dopiero w roku 2005 – nic normalne nie było. Heavy metal w utworze o piciu wódki z ojcem, dynamiczny rockandroll w wulgarnej pieśni na temat kłótni pewnego starego małżeństwa, punk w piosence o byciu odpadem atomowym, do tego wyśmiewanie się z wieszcza Fryderyka Chopina, niewybredne, prawie discopolowe nutki, a przede wszystkim absurdalny humor. Jędras trochę przeklinał, więc urosła nieprawdziwa legenda o tym, że Zacier to projekt chamski, wulgarny i prymitywny. Natomiast takie wątki w twórczości artysty są jedynie pewnym dodatkiem, poza tym niemającym jakiegoś ważnego znaczenia. Potem nastąpiła przerwa, w której Zacier nagrał w domu kilka materiałów (są one dostępne na oficjalnej stronie zespołu).

Kolejne płyty, które ukazały się oficjalnie, były dość nierówne. Na „Masakrze na Wałbrzyskiej” oraz „Niedźwiedziu Januszu i innych zwierzętach” znalazło się sporo dobrych, humorystycznych, szalonych kawałków, jak i dość dużo tak zwanych wypełniaczy. Na szczęście „Skazany na garnek” okazuje się najlepszą rzeczą, która wyszła ze świata Zaciera od czasów debiutu. Bo i czego tu nie ma? Warstwa muzyczna tradycyjnie już jest wypadkową wielu przeróżnych, skrajnie ujętych i sprzecznych ze sobą stylistyk. Płyta rozpoczyna się od granej na dwa poleczki zatytułowanej „Kiedy w Polsce będą Chiny”, a kończy się monumentalnym, rozbudowanym, ciężkim rockowym songiem „Wrócił żołnierz z wojny”. Ten ostatni utwór znany był zagorzałym fanom zespołu z jednego z nieoficjalnych wydawnictw. Tutaj zyskuje on rozbudowaną aranżację i o wiele więcej emocji. A co dzieje się między początkiem a finałem płyty, może spowodować wrażenie przejażdżki kolejką górską. Mamy tutaj przaśny, polski, rolniczy folk z nieodłącznym akordeonem w „Artyście nieodwracalnym”. Ten sam zabieg widzimy w „Rękopisie znalezionym w chlewie”. Ten, opowiadający o życiu trzody chlewnej, refleksyjny utwór dodatkowo łączy wspomniane wcześniej ludowe inklinacje z muzyką rockową. Ta ostatnia jest dość mocno reprezentowana na albumie, w rezultacie czego „Skazany na garnek” wydaje się najbardziej spójną i zorientowaną na gitarowe granie płytą. Jednak Zacier nie byłby Zacierem, gdyby nie łamał konwencji, co skutkuje szantową pieśnią „Nad Śniardwami”, poezją śpiewaną w „Balladzie o Jezusie i Leninie”, czy ostrym hardrockiem w „Dżdżownicy – ziemnej dziewicy”.

Co może zaskakiwać i co ujawnia się dopiero po uważnym wysłuchaniu albumu, jest jego (jednak!) refleksyjność. Spod powierzchownej warstwy humoru, absurdu, groteski i szaleństwa zieje smutek. Gorzki smutek, który bierze się z niezbyt optymistycznych konstatacji dotyczących kondycji ludzkiej. Sporo utworów dotyczy wojny. Oprócz wspomnianego wyżej utworu dotyczącego tej tematyki, warto wymienić również „Rozprawę o wojnach”, ciężki, awangardowo – rockowy numer zaśpiewany gościnnie przez Kazika. Częstym zabiegiem stosowanym przez Zacier jest personifikacja zwierząt. Są one częstymi bohaterami utworów, jednak – niczym w tradycji La Fontaine’owskiej bajki – stają się metaforami ludzkich postaw. Ryby, świnie, dżdżownice – to nie tylko konkretne zwierzęce tropy, ale również symbole pewnych cech: umiłowania tradycji, przyzwyczajenia do starych zwyczajów, ograniczenia horyzontów umysłowych.

„Każda moja płyta jest nieco inna, każda różnorodna stylistycznie, trochę chaotyczna i przypadkowa” – wnioskuje Mirosław Jędras w książeczce do płyty. W istocie to prawda i słuchacz szukający wysokiej sztuki, granej poważnie muzyki nie ma czego na „Skazanym na garnek” szukać. Może srogo się zdziwić. I dalej możemy przeczytać, że „Zacier nie jest dla wszystkich. Wymaga od słuchacza doświadczenia, bardzo małej lub… bardzo dużej inteligencji, obycia z muzyką, tolerancji i sporego dystansu do siebie i świata”. Nie ma tutaj niczego do dodania. Zacier to nie konfekcja, to nie muzyczny odpowiednik łatwo przyswajalnej i łatwo trawionej papki. Zacier to potrawa kaloryczna, trudna w odbiorze, szczególnie dla kogoś, kto w muzyce nie toleruje szaleństwa i nieprzewidywalności. Jednak, kto raz tego Zacieru skosztuje i w nim zasmakuje, już nie wyobraża sobie bez niego życia.

Michał Żarski

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych