Rok 2014 będzie zdecydowanie należał do Matthew McConaugheya. W tym samym dniu, w którym w HBO zadebiutował świetnie przyjęty serial „Detektyw”, były amant kina otrzymał Złotego Globa za rolę umierającego na AIDS Teksańczyka. Teraz aktor zgarnął najważniejszą statuetkę w świecie filmu, na którego aktor w ostatnich latach pracował w pocie czoła.
Do niedawna McConaughey był znany wyłącznie jako król komedii romantycznych albo co najwyżej wizerunkowy młodszy brat Toma Cruise’a. Jego ostatnie role dobitnie dowiodły, że na zawsze pożegnał się z łatką pięknisia z Hollywood. Obecnie zachwyca w opartym na faktach obrazie „Witaj w klubie”, gdzie wciela się w Rona Woodroofa, elektryka z Dallas, u którego w 1986 r. zdiagnozowano AIDS. Ron nie mógł pogodzić się ze swoim losem i zaczął szmuglować nielegalne leki spoza granic USA. Aktor schudł do roli ponad 15 kg.
W zwiastunach filmu Matthew przypomina Christiana Bale’a, który zastosował dietę złożoną z kawy i puszki tuńczyka, by zmasakrować swoje ciało w „Mechaniku”. Rola Rona jest swoistą kwintesencją nowego stylu aktora, który konsekwentnie stara się odciąć od stworzonego przez siebie wizerunku z lat 90., gdy paradował po ekranie z białymi niczym włosy Gandalfa zębami i wyrzeźbioną w „thorowski” sposób klatą. Ten styl już na początku kariery McConaugheya mógł pozbawić go pracy. „Nie widziałem go w tej roli. Za dobrze wyglądał, był zbyt poukładany, za grzeczny. Jak miał zagrać kogoś lekko przerażającego, o rozwichrzonej osobowości?” – mówił Richard Linklater, który obsadził aktora w swojej „Uczniowskiej balandze”.
Film twórcy znakomitej trylogii „Przed północą” w ciągu kilku lat stał się kultowy. Wydawało się, że McConaughey jak wielu aktorów będzie się łapał kolejnych szans, grając w tak żenujących produkcjach jak „Teksańska masakra piłą mechaniczną. Następne pokolenie”. Przełom w jego życiu miał nastąpić dosyć gwałtownie i niespodziewanie. Już dwa lata po filmie Linklatera przystojniak z Teksasu zagrał w megahicie „Czas zabijania” Joela Schumachera. Mało znany aktor pokonał w wyścigu po rolę wchodzących na szczyt Vala Kilmera i Brada Pitta. „Przypomina młodego Marlona Brando” – mówił o Matthew reżyser, który znów obsadził go wbrew jego wizerunkowi z debiutanckiego filmu. Choć słowa Schumachera nabierają realnego znaczenia dopiero w ostatnich latach, to najsłynniejszych sądowy dramat Johna Grishama otworzył drzwi Hollywood przed potencjalnym następcą kinowych amantów lat 50. Czy powodem był fakt, że aktor jest niedoszłym prawnikiem? Z pewnością obycie w sali sądowej tłumaczy jego role w „Amistadzie” Stevena Spielberga i „Prawniku z Lincolna” z okresu, gdy mocno uderzał w swój wizerunek.
Wydawało się, że Teksańczyk zastąpi krystalicznie czyste i heroiczne postaci rodem z „Zabić Drozda”, ten jednak zasmakował w prostych komediach romantycznych. Po kilku rolach w takich wątpliwej jakości dziełkach jak „Jak stracić chłopaka w 10 dni”, „Duchy moich byłych” czy „Surfer”, aktor ugruntował pozycję gorącego „ciacha”, które było zresztą chrupane przez takie piękności jak Patricia Arquette, Sandra Bullock czy Penélope Cruz. W 2005 r. magazyn „People” przyznał mu tytuł najseksowniejszego człowieka roku. W tym samym czasie został obwołany królem komedii. Wydaje się, że ten średnio zaszczytny dla inteligentnego aktora z aspiracjami tytuł przypieczętował zmianę w jego życiu.
McConaughey po finansowej klapie „Sahary” powolutku porzucał lekki repertuar. Pojawił się więc obok Ala Pacino w „Podwójnej grze”, choć film poniósł w kinach porażkę. Niespodziewanie przełomem dla niego okazała się głupawa komedia „Jaja w tropikach”, która charakteryzowała się świetnym aktorstwem (Robert Downey Jr. dostał nawet za nią nominację do Oscara!). Krótki epizod cynicznego agenta z Hollywood zwrócił uwagę na talent króla romantycznych szmir. „Może chciałem zdystansować się trochę od marki, jaką stworzyłem. Wolałem stać się nieco bardziej wieloznaczny. Nie wiedziałem, co przyniesie mi to pragnienie” – mówił w jednym z wywiadów. Szokująca była jego rola w „Zabójczym Joe” Williama Friedkina, który chciał tym tytułem powrócić do wielkiej gry po bardzo chudych latach. Skrajnie brutalny, perwersyjny film nawet na widzach wychowanych na posttarantinowskiej epoce robił zbyt przygnębiające wrażenie.
Jednak McConaughey jako psychopatyczny morderca skradł show na tyle mocno, że zdecydował się nie wracać do wizerunku pięknisia z kalifornijskich plaż. „Wielu odrzuca ryzykowne rzeczy i wybiera role, w których ludzie chcą ich oglądać, których od nich oczekują. On potrafi się temu oprzeć, zachwiać swoim wizerunkiem” – mówił w jednym z wywiadów Friedkin. Samo zestawienie ostatnich filmów McConaugheya jest bardzo znamienne: „Bernie”, „Magic Mike” (fantastyczna autoironiczna rola striptizera w stylowym filmie Stevena Soderbergha), „Pokusa”, „Uciekinier” – każdy z nich był chwalony za oryginalność, przewrotność i odważne kreacje aktorskie. W każdym z nich McConaughey zupełnie otwarcie igra ze swoim image’em. Ba, w „Pokusie” i „Uciekinierze” subtelnie oszpecił sobie twarz, dodając do niej blizny czy wyszczerbiając zęby.
Do nagrodzonej Złotym Globem tydzień temu roli w „Witajcie w klubie” schudł ponad 15 kg, jednak nie tylko fizyczna metamorfoza zapewniła jego kreacjom uznanie krytyków i widzów. Aktor gra nieraz bardzo ekshibicjonistycznie i wyciąga ze swoich postaci najskrytsze ułomności, pragnienia czy mroki. McConaughey jest niejednoznaczny i w fascynujący sposób korzysta z poprzednich ról, myląc widza przyzwyczajonego do pozytywnych skojarzeń z jego twarzą.
Wielkość każdego aktora jest oceniania przez pryzmat epizodycznych ról. Kogo widzowie zapamiętali najlepiej z partnerów DiCaprio w „Wilku z Wall Street” Martina Scorsese? Matthew McConaughey pojawił się na ekranie zaledwie na kilka minut, a po filmie był na językach całego Hollywood. Czy nie jest to najlepsza prognoza wielkiego sukcesu?
Łukasz Adamski (wSieci)
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/250538-ten-rok-nalezy-do-niego-amant-mcconaughey-sie-szpeci
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.