CO JEST GRANE, DAVIS? Nie każdy jest Bobem Dylanem RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Zastanawialiście się co stało się z muzykami, którzy debiutowali wraz z Elvisem, Dylanem czy Cashem, i przez brak dostatecznego talentu, odrobiny szczęścia nie osiągnęli sukcesu? O takim człowieku jest ten film. Nowy obraz braci Coen można postawić obok ich największych osiągnięć. Niesłusznie zignorowany przez Akademię „Co jest granę Davis?” będzie z każdym rokiem nabierał wartości, aż stanie się dziełem kultowym jak „Barton Fink”

W jednym z kluczowych momentów filmu ( niestety dla recenzenta jest ich tak wiele, że trudno pisać o filmie bez zdradzania ważnych szczegółów) bohater filmu twórców „Śmiertelne proste” schodzi ze sceny w jednym w wielu nowojorskich klubów z muzyką folk. Po nim na podium pojawia się nikomu jeszcze nie znany Bob Dylan. Llewyn Davis ( świetna i zarazem typowo „Coenowska” rola Oscara Isaaca) zerka w znamienny sposób na tajemniczego wykonawcę muzyki folk. Czy zdaje sobie sprawę, że oto objawił się talent, jakim on nigdy się nie stanie? Czy może pragnący być ciągle ikoną buntu i niezależności bezkompromisowy Davis dostrzegł kolejnego, który sprzeda się showbiznesowi ( fani folk nigdy nie wybaczyli Dylanowi porzucenia akustycznej gitary i harmonijki) muzyka, idącego zbyt prędko na kompromisy? Davis to jednak człowiek radykalnie zapatrzony w siebie. Jest też zdemoralizowanym hedonistą, który sypia z żoną przyjaciela i namawia kochanki do aborcji. Duch beatników dosyć radykalnie opanowywał nie tylko środowisko muzyków pop, ale również z pozoru spokojnego folka. Warto pod tym kątem spojrzeć też na burzliwą biografię właśnie Boba Dylana, który przewartościował swoje życie dopiero po niemal śmiertelnym wypadku drogowym.

Llewyn Davis skupia też w sobie cechy bohaterów innych filmów zdobywców Oscara za „Fargo” i „To nie jest kraj dla starych ludzi”. Lenistwo, niedojrzałość emocjonalna, egocentryzm upodabniają go do „Dude’a” Lebowskiego. Zawodowe załamanie, niespełniony talent i frustracja zbliża go zaś do Bartona Finka. „Co jest grane Davis?” jest zresztą przesiąknięty odwołaniami do poprzednich filmów braci Coen, i zawiera ulubione motywy specyficznego kina braci. Mamy więc dziwacznych i zarazem ukochanych przez widza idiotów i ekscentryków ( po śmierci P.S Hoffmana świetny John Goodman jako muzyk i heroinista nabiera większej głębi), oraz porozumiewawcze mruganie do widza okiem ( kapitalny motyw kota!). Główny bohater jest jak najważniejsze postaci z kina braci zapętlonym w szarość własnej egzystencji frustratem. W przeciwieństwie jednak do Eda Crane z „Człowiek, którego nie było” czy Jerry’ego Lundegaarda z „Fargo” Davis konsekwentnie próbuje zrealizować swoje marzenie by stać się niezależnym artystycznie muzykiem, bez sięgania po najcięższe występki przeciw bliźniemu. Momentami maksymalizm muzyka wręcz ujmuje. W momentach załamania zawodowego, zamiast iść drogą przyjaciół Jim i Jean Berkley ( Justin Timberlake i zmieniona Carey Mulligan), którzy szukają szczęścia w mainstreamie, woli w ogóle rzucić muzykę.

Truizmem jest pisanie, że filmy Ethana i Joela Coenów mają błyskotliwe scenariusze z genialnie ironicznymi oraz inteligentnymi dialogami. Może nie wejdą one tak szybko do powszechnego użytku jak rozmowy Sobczaka z Lebowskim, ale nie tylko przez fanów twórców „Prawdziwego męstwa” wpisane do tego wyższego stopnia popkultury. Coenowie mimo talentu porównywalnego do największych twórców kina nie odcinają się od popularnej kultury. Znów w fascynujący sposób igrają z kliszami oraz mitologią „american dream”. Jak już wspominałem ich film to opowieść o tych, którym nie udało się wejść na złote wzgórza show biznesu. Momentami zabawna i błyskotliwa opowieść braci zamienia się w bardzo gorzki obraz zniszczenia pięknego snu przez brutalną rzeczywistość. Jednocześnie Coenowie nie opowiadają się po żadnej ze stron sporu o istotę tego czym jest sztuka. Przewrotnie uderzają więc jednocześnie w komercyjną papkę, jak i w napuszonych własną wyższością niszowych artystów. Czy jest to film melancholijny jak pisze wielu krytyków? Zależy od tego jak zinterpretujemy jego finał. Czy Davis zostanie uznanym artystą „jednej płyty” i wrzucony do worka z Woodym Guthrie? Czy może frustrujących upadków podniesie się zerkając, paradoksalnie, w stronę sukcesu Dylana? Pozostawiając to pytanie otwartym, trzeba mieć świadomość, że bohaterowie filmów braci Coen bardzo często mimo potwornych doświadczeń pozostają ludźmi niezmienionymi, co szalenie wyróżnia kino twórców „Tajne przez poufne”.

Bez względu jak potoczyłyby się losy Davisa trudno odmówić piękna wizji Ameryki lat 60-tych, która została przepięknie sfotografowana przez Bruno Delbonnela. Może to one powodują, że szlachetna porażka nie musi mieć zawsze twarzy martyrologicznej? Jak dołożymy do tego piorunującą muzykę z w klimacie "Bracie, gdzie jesteś?", to śmiało możemy powiedzieć, że bracia znów zaprosili nas do swojej specyficznej odysei. Odysei folku.

Łukasz Adamski

„Co jest grane Davis?”, reż: Ethan Coen i Joel Coen, dystr: Vue Movie Distribution

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych