Aż trudno w to uwierzyć, ale w siermiężnych latach osiemdziesiątych pojawiała się w Polsce ciekawa filmowa fantastyka – prześmiewczy Machulski z „Seksmisją” i „Kingsajzem” i poważny Szulkin z „Wojną światów”. Widziano w nich aluzyjne dziełka antytotalitarne, antysystemowe, wyśmiewające medialne ściemy dla lemingów. Co teraz? Czytam wypowiedzi panów reżyserów i złudzenia opadają. Okazuje się, że Szulkina bardziej przerażała „Solidarność” niż Jaruzelski, a Machulski w okolicznościowych wypowiedziach na temat najnowszej „Ambassady” dzielnie walczy z polską martyrologią. Pewnie, tylko że walką z nią i wytaczaniem w jej kierunku najcięższych armat zajmują się wszyscy głównonurtowcy-salonowcy od dawna (Gombrowicz, Szczypiorski); to martyrologii trzeba ze świecą szukać (choć trochę się to zmienia w ostatnich latach, ale i kontra jest mocniejsza). A wtórujący Machulskiemu dyżurny satanista kraju bredzi coś o konieczności polskiego „Monty Pythona”. Też na niego czekam, ale „montpythonowcy”, przypominam, nie szli pod prąd i dowalali wszystkim po równo. A obawiam się, że na żarty z Żydów czy Owsiaka reakcja byłaby taka, jak wyznawców islamu na karykatury Mahometa.
Wróćmy do Machulskiego. Jego filmy mają w sobie coś sympatycznego, jakby kręcił je jakiś wieczny chłopiec, ktoś w rodzaju Tima Burtona czy Luca Bessona (i który, podobnie jak oni, nie może przebić sukcesu swoich wczesnych filmów). Cechą charakterystyczną Machulskiego jest ignorowanie czy banalizowane zła, żadnych demonizmów u niego nie ma, wszyscy są sympatyczni – fajni są mafiosi w „Kilerze”, wampiry w „Kołysance” a totalitarna herod-baba w „Seksmisji” okazuje się być chłopem. Podobnie naziści w „Ambassadzie” są raczej śmieszni niż straszni, para współczesnych lemingów z łatwością ich roluje. Jak? Wystarczy dać im do otwarcia wstrząśniętą puszkę z piwem. Cóż, w końcu to komedia, choć trudno o zrywanie boków ze śmiechu. Ribbentrop, grany przez Negrala, brzdąka Bacha na gitarze i twierdzi, że zawsze chciał być piosenkarzem... Hitler (Więckiewicz) siedzi na sedesie, czyta „Winnetou” i nazywa go z czułością „moim czerwonym bratem”– pełno tu takich nieczytelnych dla każdego aluzji. Gagi slapstickowe są zaaranżowane topornie i bez wdzięku, jak w niskobudżetowym filmie tworzonym bez przekonania. Para głównych bohaterów w ogóle nie posiada komediowego emploi – ona (Magdalena Grąziowska) jest przynajmniej żywiołowa, za to on (Bartosz Porczyk) kompletnie nijaki i antypatyczny – jakby miał pretensje o to, co on, porządny inteligent, tutaj robi, wplątany w tę durną intrygę z nazistami. Na takim tle rzeczywiście grający drugoplanowe role sztywny Negral-Ribbentrop i ponury Więckiewicz-Hitler wydają się dość zabawni.
Parę słów o fabule, której ponoć Nergal miesiącami nie mógł rozkminić, gdy dostał scenariusz do ręki. Mela i Przemek, będący młodym małżeństwem, odkrywają, że w zamieszkałej przez nich warszawskiej kamienicy na Pięknej kiedyś znajdowała się niemiecka ambasada. Okazuje się, że obecnie, w sierpniu 2012 roku, można za pomocą windy przenieść się w czasie do ostatnich dni sierpnia 1939 roku. Bohaterów oczywiście skusi szansa przestawienia zwrotnic czasu (a może by tak zamach na Hitlera?), a naziści będą w szoku, oglądając na olbrzymich telewizorach kroniki z II wojny światowej.
Machulski niejednokrotnie puszcza oko też do miłośników Tarantino. Daleko mu jednak do przesadnej celebracji przemocy – pojmanego Hitlera torturuje się… kartką papieru i zgoleniem wąsów. Trochę nieśmiało zaakcentowany jest humor związany ze zderzeniem dwóch światów, mentalności, epok – a przecież biegający po Warszawie „prawdziwi” naziści to temat-samograj. Ale tu wyśmiany jest tylko swoisty konserwatyzm nazistów („miejsce kobiety powinno być w kuchni”), ale już polityczna poprawność czasów dzisiejszych wręcz przeciwnie. Jesteśmy bardzo, bardzo otwarci i tolerancyjni, żeby nas broń Boże nie posądzono o antysemityzm czy szowinizm… Dzisiejszy Machulski sam by się przestraszył scenariusza „Seksmisji”…
W końcówce film skręca w stronę historii alternatywnej. Choć w polskim kinie zdaje się nie mieliśmy z tym jeszcze do czynienia, to w ostatnich latach w naszej literaturze jest to temat bardzo popularny (najpopularniejsze jest zdaje się spekulowanie właśnie na temat odmiennego przebiegu drugiej wojny światowej właśnie – między innymi powieści Parowskiego, Wolskiego, Ciszewskiego, Bojarskiego). Niewiele jednak z tego wynika, a w filmie historia zmienia się nie tyle dzięki działaniom bohaterów, co splotom przypadków i kotom przebiegającym drogę. Pewnym smaczkiem jest wątek sobowtóra Hitlera – w końcu popularnej spiskowej teorii dziejów; w filmie sobowtór (niejaki Lepke) bardziej przypomina Hitlera niż oryginał, Więckiewicz dopiero wówczas zdobywa się na „porządną” hitlerowską gestykulację. Poza tym Hitler-Hitler jest jeszcze gotów zająć stanowisko umiarkowanie propolskie (jak ten z książki Zychowicza „Pakt Ribbentrop-Beck”); dopiero Hitler-sobowtór to znany z realnej historii furiat i sadysta. Efektem chaosu i zamieszania z dwiema liniami czasu i dwoma Hitlerami jest zaistnienie Warszawy alternatywnej – mamy Polskę jak z wizji naszych fantastów, z Kresami, Ziemiami Zachodnimi itd. z bardzo podkreśloną obecnością Żydów na warszawskiej ulicy. Powstania Warszawskiego nie było, ba, nie było nawet wojny – do dziś istnieje Polska jak z międzywojnia.
Machulski chyba nie wie, że takie wizje w wersji literackiej zostały bezlitośnie obsmarowane w niemieckiej „Süddeutsche Zeitung” przez Adama Krzemińskiego w artykule „Gdyby Hitler nie miał wąsów” jako przykład kompleksów ciemnego ludu wierzącego w zamach w Smoleńsku i w inne fantazje. Niemiecki leming może i to kupi, a jeśli dodatkowo obejrzy film Machulskiego, dowie się, że „źli ludzie popsuli Polakom patriotyzm”, jak instruuje bohaterka zdumionemu młodzieńcowi z 1939 roku, gdy ten chce dowiedzieć, się, dlaczego słowo „patriotyzm” źle się kojarzy Polakom z czasów obecnych. Tak, wiemy, to organizatorzy Marszu Niepodległości i im podobni popsuli dla Machulskiego i Nergala patriotyzm. Wiadomo, ten prawdziwy składa się głównie z kosmopolityzmu i polonofobii...
Ambassada. Reżyseria i scenariusz: Juliusz Machulski. Obsada: Magdalena Grąziowska, Bartosz Porczyk, Robert Więckiewicz, Adam „Nergal” Darski, Aleksandra Domańska, Jan Englert, Ksawery Szlenkier. Polska 2013.
Sławomir Grabowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/250516-ambassada-czyli-hitler-ow-2-och-recenzja-dvd
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.