Scot Linton Osborne został zmiennikiem Dana McCafferty, który w ubiegłym roku został zmuszony do przejścia na muzyczną emeryturę z powodu złego stanu zdrowia. Wszystko byłoby fajnie, tylko, że zespół zupełnie nie przypomina tego sprzed lat. Dlaczego nie zmienią też i nazwy?
Nazareth przygotowuje się ponownie do ruszenia w przerwaną trasę koncertową i szykuje ostatni album z McCaffertym jeszcze w tym roku. Czy nowy materiał zaśpiewa na koncertach już Scot Linton Osborne? To jak sytuacja z filmu "Surogaci" Jonathana Mostowa - Dan McCafferty z pozycji domowego fotela będzie wczuwał się w rolę wokalisty swojego zespołu. Oczywiście, choroba uniemożliwia mu występy z grupą i zrozumiałe, że nie może już śpiewać. Tylko co fani otrzymują w zamian? Van Halen bis, gdzie ojciec przekazuje synowi dziedzictwo... Pete Agnew i Lee Agnew oraz towarzyszący mu muzycy nie mający nic wspólnego z legendarnymi czasami Nazareth. Dlaczego więc nie The Agnews? Coś jak The Animals, choć nie... ten bez Erica Burdona nie mógł dalej funkcjonować, chyba, że na jakim promie do "kotleta".
Szkocki zespół w składzie z Danem już nie mógł zapełniać sal koncertowych, tylko klubowe, ale przecież kilka napisanych hitów zostało klasykami, sam dochód z ich sprzedaży i emisji wystarcza już na spokojne życie. Dlaczego więc Nazareth nie zawiesi działalności, nie zejdzie z muzycznej sceny, jak Małysz ze skoczni, tylko zachowuje się niczym Janne Ahonen? Skoro już nie można, to lepiej pisać pamiętniki i szczycić się legendą, a nie odcinać kupony. Nowa muzyka, chociażby i znakomita, nie będzie już zespołu Nazareth, tylko zupełnie obcych facetów używających znanego szyldu, gdyż pod własnym nie mieliby szansy na pozyskanie fanów. Nawet z udziałem Pete Agnew.
Odpowiedź jest banalna. Pieniądze. Nagrany już materiał trzeba sprzedać koncertami, sam na półce sklepowej nie zarobi na siebie. Trasa koncertowa może potrwać ze dwa lata, a potem można będzie robić już show na zasadzie Thin Lizzy, który w składzie ze Scottem Gorhamem i Brianem Downeyem długi czas po śmierci Phila Lynotta bawił się w wydawanie płyt koncertowych, a ostatni zagorzali fani udawali, że to nie tribute band, tylko kontynuacja.
Nazareth już prawie jest tribute bandem, choć oficjalne osobiste błogosławieństwo Dana McCafferty dla 41-letniego Lintona daje nadzieję fanom na dobre koncertowe wrażenia, tylko...to już nie jest to. Wspólne zainteresowania Little Rochardem i początkiem ery rock'n'rolla nie są tu łącznikiem. Odgrzewany kotlety z podlewaniem oliwy przez samego Dana i Pete'a. Nawet nie lifting.
Wydanie płyty na zakończenie kariery byłoby strzałem w dziesiątkę - swoistym wpisaniem się do panteonu rock'n'rollowych sław. Cóż, tak się jednak nie stało.
GK
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/250496-nazareth-z-nowym-wokalista-czy-fani-to-zaakceptuja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.