BISMARCK Żelazny kanclerz NASZA RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Fragment okładki książki "BISMARCK Żelazny kanclerz"
Fragment okładki książki "BISMARCK Żelazny kanclerz"

Przyznać trzeba, że nie ma szaleństwa jeśli chodzi o dostępne w języku polskim książki o długoletnim premierze królestwa Pruskiego, Żelaznym Kanclerzu wskrzeszonego Cesarstwa Niemieckiego, junkrze pruskim Otto von Bismarcku. Stąd każda pojawiająca się pozycja musi zwracać uwagę. Niedosyt tym większy, że jeśli o Bismarcku w Polsce się pisało, to na ogół w kontekście polskich niedoli: germanizacja, rugi pruskie, wóz Drzymały, walka o kulturę, konwencja Alvenslebena. Sentymenty zrozumiałe, pisarstwo potrzebne, ale jednak to stanowczo za mało, jeśli chodzi o postać głównego konstruktora politycznej mapy Europy – takiej jaka obowiązywała przez lat kilkadziesiąt. A przecież skutki dokonań Bismarcka w niejednej dziedzinie są żywe po dzień dzisiejszy (tak jest np. z pomysłem gwarantowanej przez państwo opieki socjalnej dla pracujących).

Książka J.M. Bled’a zasługuje na uwagę z paru względów. Przede wszystkim dlatego, że operuje łatwym, swobodnym językiem - francuski historyk nie stworzył kolejnego solennego dzieła, lecz raczej opowieść, którą czyta się świetnie. Nie brakuje w nim wprawdzie tzw. aparatu naukowego, ale został on usunięty poza tekst zasadniczy, pozostając zresztą bardzo umiarkowanym w sensie ilościowym: Dzięki Bogu, autor nie sili się na dokumentowanie każdego ze swoich twierdzeń. Nie musi: Bled nie tylko dobrze zna epokę, o której pisze, ale najwyraźniej czuje jej ‘ducha’, co więcej potrafi i ową wiedzę, i owo wyczucie w kapitalny sposób czytelnikowi przekazać.

Bled zachowuje rozsądny dystans emocjonalny do swojego bohatera. A przecież jako Francuz obciążony jest poważnym bagażem pamięci historycznej – niechęć nie byłaby u niego dziwna, tym bardziej, że bardzo łatwo jest Bismarcka nie lubić. Tymczasem Bled, jeśli tylko może udowadnia, że Żelazny Kanclerz posiadał ludzkie uczucia: opisuje np. jego gwałtowną reakcję na (fałszywe) wieści o śmierci synów, a nade wszystko głębokie uczucie, jakie żywił do swojej żony, Joanny von Puttkamer. Z drugiej strony autor, doceniając wielkość Bismarcka, ogrom jego talentów, tłumacząc na czym polegała jego nadzwyczajna rola w dziejach, potrafił wyjaśnić gdzie i kiedy spuścizna kanclerza urodziła zło, gdzie natomiast jest on demonizowany bez swojej winy.

Książka traktuje o wielkiej polityce, Bled na niej się skupia, ale nie unika uwag o Bismarcku - człowieku, które pomagają zrozumieć Bismarcka – polityka. Nie ma tu zabawy w psychoanalizę, szafowania plotkami, ale i tak sporo dowiedzieć się można o intymnej, niepomnikowej stronie jego życia. O patologicznym obżarstwie księcia von Lauenburg (które doprowadziło go do wagi 120 kg i licznych problemów zdrowotnych), chronicznej bezsenności, uzależnieniu od narkotyków, itd. Są jednak zarzuty i cięższego gatunku. Bismarck przez całe swoje życie pozostawał ponurym arogantem o cechach despoty. Budził powszechną niechęć (co najmniej) stając się z czasem uosobieniem teutońskiej buty, germańskiego zadufania, niemieckiego poczucia wyższości. Nienawidzili go nie tylko Polacy, Francuzi, socjaliści, czy katolicy. Nie cierpieli go również bliscy współpracownicy, pruska szlachta, z której się wywodził, nawet król, któremu służył i którego koniec końców uczynił cesarzem. Otóż wiele wskazuje na to, że antypatyczne oblicze kanclerza nie było (choć bywało) maską, lecz jego stanem przyrodzonym, naturalnym. Nawet tacy ludzie jak Heinrich von Treitschke, zanim stał się zasłużonym budowniczym narodowego mitu Bismarcka, czuł do kanclerza żywiołową awersję (i dawał jej wyraz). Bled dowodzi, że chociaż wdzięczni rodacy urządzali odchodzącemu z polityki Bismarckowi liczne oraz huczne owacje, to jednocześnie odczuwali ulgę, że wreszcie ów moment nastąpił. Wydaje się, że wspomniana Joanna Puttkamer była jedyną osobą na świecie, która żywiła do Żelaznego Kanclerza ciepłe uczucia.

Trzeba przyznać, że za każdym razem Bismarck dobrze na owe ciemne emocje względem swojej osoby zasłużył. Sam zresztą łatwo i bez umiaru dawał upust miotającym nim awersjom: wielokrotnie głośno i publicznie wyrażał pogardę dla Francuzów (chociaż się ich obawiał). Tysiąc razy deklarował nienawiść do polityków krajowych, zwłaszcza tych, posiadających własne zdanie (chociaż nie zniszczył systemu parlamentarnego Rzeszy). W ramach Kulturkampfu wydał otwartą walkę co trzeciemu z mieszkańców rządzonego przez siebie Cesarstwa (chociaż głosił chwałę Niemiec). Po wielokroć poniżał władcę, który miał czelność odebrać mu urząd (Wilhelm II), pomimo że monarchia pozostawała dla niego niezbędnym zwornikiem ładu państwowego.

Wszystko to razem składnia do postawienia jednego zasadniczego pytania: jakim więc sposobem, do diabła, człowiek o takim profilu, o takiej osobowości, stał się owym ‘naczelnym konstruktorem europejskiej mapy politycznej’, sprawcą czynów, których następstwa odczuwają pokolenia do dzisiejszego włącznie? Bo ranga dokonań Bismarcka nie ulega wątpliwości. I nie mamy tu do czynienia z ‘człowiekiem epoki’, który zbadawszy dominujące trendy, potrafił je wykorzystać - Bismarck tworzył epokę, często stając przeciw owym trendom. Jeszcze do lat ’60-tych XIX w. wydawało się, że o ile zjednoczenie Niemiec się powiedzie, to przybierze postać jakiejś federacji państw o ustroju monarchiczno – parlamentarnym. Bismarck zjednoczył Niemców pod panowaniem silnej, jednolitej władzy cesarskiej, w której istniejący parlament odgrywał drugorzędną rolę. Jeszcze do połowy lat ’60-tych XIX w. wydawało się, że system władania niemiecką magmą polityczną poprzez prusko – austriacki tandem nie nadaje się do przezwyciężenia, a pakiet kontrolny zdeponowany jest bezapelacyjnie w Wiedniu. Bismarck za pomocą jednego ciosu postawił Austrię poza Rzeszą i zrealizował ogromnie niepopularny projekt tzw. małych Niemiec. Jeszcze do 1870 r. wydawało się, że Prusy skazane są na pozycję mocarstwa drugiej kategorii, bez szans w starciu ze starymi potęgami. Bismarck osobiście wywołał wojnę z pyszałkowatym prezydentem – cesarzem Napoleonem III, następnie wygrał ją odbierając Francji dwie duże prowincje (zachęcając przy tym swoich generałów do okrucieństwa na polu walki), na koniec upokorzył Francuzów przeprowadzając odtworzenie Cesarstwa Niemieckiego w murach francuskiego Wersalu. Również dzieła niedokończone Bismarcka świadczą o jego wpływie na epokę: to dopiero jego następcy doprowadzili do zerwania z carem, dzięki czemu możliwe było późniejsze porozumienie francusko – rosyjskie, bez którego z kolei trudno wyobrazić sobie wybuch wojny 1914 roku.

W gruncie rzeczy książka Bled’a opisuje, co staje się możliwe w teatrze historii, kiedy na scenie pojawia się człowiek obdarzony charyzmą, siłą woli, talentami i wizją. Dzisiejsza Europa snuje z gruntu inną opowieść: co dzieje się, kiedy nie ma bohaterów, a scenę opanują statyści.

Dr Mariusz Korejwo

tytuł
tytuł

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych