Po nawiedzonym domu (sezon pierwszy) i zakładzie psychiatrycznym (drugi) kolejna odsłona „American Horror Story” przenosi nas do Akademii Panny Robichaux – pensjonatu dla początkujących czarownic we współczesnym Nowym Orleanie. Uczennic tych jest znikoma ilość, choć w ostatnim odcinku szkoła wykonuje coming out i otwiera się na setki chętnych, jak jakiś wypisz wymaluj Hogwart w wielkim mieście. Szkołę prowadzi Fiona (Jessica Lange) i jej córka Cordelia (Sarah Paulson), a uczennice, jak to w szkole, próbują znaleźć (czy też raczej wywalczyć) w niej swoje miejsce. Jak w każdej klasycznej opowieści inicjacyjnej, gdzie młoda osoba trafia w nowe środowisko i musi udowodnić swą wartość. Tu jest nią Zoe (Taissa Farmiga), która odkryła swoje magiczne, niekontrolowane moce w trakcie… uprawiania seksu z chłopakiem, kiedy to nieszczęśnik ów zmarł.
Akademia ta to istny babiniec. Kobiety – czarownice w skakaniu sobie do oczu, podkładaniu świń i rywalizacji przewyższają płeć brzydką, konkurencja kończy żywcem pochowana w trumnie lub z poderżniętym gardłem. Prawdziwa walka samic alfa – wszystkie chwyty są tu dozwolone, by zyskać szacunek rówieśniczek i odeprzeć wrogów, a umiejętności magiczne tylko zwiększają ich repertuar. Przoduje w tym Fiona Goode, mająca status Najwyższej (świetna rola Jessiki Lange). W pewnym sensie to taka prawdziwa konserwatystka, nie godząca się z upływem czasu, swą więdnącą urodą i koniecznością przekazania pałeczki następczyni. To z pewnością jedna z najlepszych ról „dziewczyny King Konga”, która z wieku uczyniła atut i przyczynę fobii granej przez siebie postaci. Pragnienie wiecznej młodości sprowadza na ciemną stronę mocy również Delphine (Kathy Bates) i Marie Laveau (Angela Bassett) – w porównaniu z takim „Zmierzchem”, gdzie Bella Swan chętnie oferuje swą duszę, by zakonserwować się jako wieczna dwudziestolatka, wymowa serialu jest mimo wszystko dojrzalsza i znajdziemy w nim ostrzeżenie, a nie pochwałę. Niemniej wizerunek kobiet, których najważniejszym pragnieniem jest być piękną i młodą za wszelką cenę, nie spodoba się feministkom. Zresztą, scenariusz sprawia wrażenie stworzonego przez jakiegoś złośliwego szowinistę, który kobiet trochę nie lubi i trochę się ich boi; wspomniany motyw seksu sprowadzającego śmierć byłby wówczas aż nadto oczywisty. Dalsze takie interpretacje zostawiam psychoanalitykom.
Podobnie jak w poprzednich odsłonach serialu na brak atrakcji nie można narzekać. Magia voodoo, wędrówki w zaświaty i z powrotem, palenie na stosie czarownic przez… czarownice czy swoisty „agent Tomek” infiltrujący sabat. Plusem dla jednych, minusem dla innych jest dużo większa niż poprzednio dawka elementów komediowych. Wątek Delphine (Kathy Bates), ultrarasistki, która budzi się w dzisiejszej Ameryce przeniesiona z pierwszej połowy XIX wieku, przywodzi raczej na myśl „Hibernatusa” czy „Seksmisję” niż „poważny” horror. Biedna kobiecina zostaje niewolnicą czarnej dziewczyny, musi oglądać w telewizji Baracka Obamę i „Korzenie”, a sprowadzona w pewnym momencie do gadającej głowy raczej śmieszy, niż straszy (zapewne celowo). Twórcy próbują nas też rozśmieszyć krachem pewnej korporacji dokonanym za pomocą magicznego hokus-pokus, demonem zażywającym narkotyki, satyrą na hollywoodzki celebrytyzm w postaci Madison (Emma Roberts) czy wzmianką o tym, że mężczyzną-czarownikiem był… Leonardo da Vinci. Pomimo tak „dużego” nazwiska płeć brzydka w serialu nie gra zbyt wielkiej roli, naliczyłem tylko (poza demonami czy potworami) cztery ważniejsze postacie: są to niemy służący Spalding (Denis O’Hare), Kyle – pozszywane dziecko Frankensteina (Evan Peters), seryjny morderca – „The Axeman” (Danny Huston) i mąż Cordelii, Frank (Josh Hamilton).
Szkoda, że ostatnie odcinki to coraz bardziej pospieszne i słabiej przemyślane zamykanie wątków poprzez wybijanie większości postaci i nadużywanie chwytów typu deus (czy raczej diabolus) ex machina. Natomiast całkiem zgrabnie udało się wpleść wpleść Stevie Nicks. Ta wokalistka Fleetwood Mac zagrała tutaj samą siebie i zaśpiewała bodajże dwie piosenki. Stanowi opozycję wobec reszty sabatu i jest nazywana „białą czarownicą” – czy to znaczy, że pozostałe są jednak czarne? W przeciwieństwie do nich Stevie Nicks czaruje tylko głosem i muzyką.
Na koniec mała uwaga. Nie odebrałem serialu (podobnie jak nie odbieram „Harry’ego Pottera”) jako pochwały czy zachęty dla czarów i okultyzmu – podobnie jak kryminałów i westernów nie odbieram jako zachęcających do zabijania. Tym bardziej, że w tym przypadku twórcy aż nadto podkreślają swój dystans do opowiedzianej historii. Bądźmy poważni i nie traktujmy tego zbyt poważnie.
Sławomir Grabowski
American Horror Story: Sabat (The Coven).Twórcy: Brad Falchuk, Ryan Murphy. Obsada: Jessica Lange, Sarah Paulson, Taissa Farmiga, Jamie Brewer, Gabourey Sidibe, Kathy Bates, Emma Roberts, Lily Rabe, Angela Bassett, Frances Conroy, Evan Peters, Danny Huston, Denis O’Hare, Josh Hamilton. FoX TV. USA 2013
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/250444-american-horror-story-3-za-duzo-samic-alfa-recenzja?wersja=mobilna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.