Polska szkoła opowiadania. MARTIN SCORSESE kocha polskie kino

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
fot: KinoRP/Popiół i diament
fot: KinoRP/Popiół i diament

Martin Scorsese od dawna należy do wielkich entuzjastów polskiego kina. W ostatnich tygodniach dał temu dobitny wyraz, organizując przegląd największych polskich arcydzieł ekranu. Nikt nie docenił w taki sposób naszej kinematografii.

"Martin Scorsese Presents: Masterpieces of Polish Cinema” to przegląd klasyki polskiego kina w nowych zrekonstruowanych cyfrowo wersjach. Rozpoczął się 5 lutego w Nowym Jorku w Lincoln Center i trwał dwa tygodnie. Inicjatorem projektu był Jędrzej Sabliński. Podczas wizyty Scorsese w Polsce w 2011 r., gdy reżyser odbierał doktorat honoris causa łódzkiej Filmówki, Sabliński pokazał reżyserowi polskie filmy po rekonstrukcji cyfrowej, odnowione w ramach projektu KinoR. Zaprezentowano wówczas artyście odnowioną wersję „Rękopisu znalezionego w Saragossie” Wojciecha Jerzego Hasa, który należy do jego ukochanych obrazów w historii kina. Jednak nie tylko przypomnienie podziwianego filmu pchnęło twórcę arcydzieł „Taksówkarz”, „Ulice nędzy” czy „Chłopcy z ferajny” do tak spektakularnego docenienia polskiego kina. Scorsese od dawna walczy o ratunek dla ważnych tytułów światowej kinematografii. W tym celu powołał Film Foundation.

Uratowane perły

Scorsese na początku lat 70. ułożył listę zagranicznych filmów, które koniecznie chciał zobaczyć, by ulepszyć swój warsztat. Okazało się jednak, że większość kopii była zniszczona albo wręcz nie istniała. „Bardzo chciałem zobaczyć »Lamparta« Luchina Viscontiego. Poprosiłem wytwórnię 20th Century Fox, która miała prawa do amerykańskiej dystrybucji filmu, o zorganizowanie dla mnie i moich przyjaciół pokazu. Okazało się jednak, że nie mieli kopii” – mówił w jednym z wywiadów. W końcu znalazł kopię na 16-milimetrowej taśmie, która była pozbawiona kolorów i w dużym stopniu zniszczona. Scorsese w dzieciństwie cierpiał na astmę, co uniemożliwiało mu zabawę z rówieśnikami. Całe dzieciństwo oglądał więc filmy w swoim mieszkaniu w Małej Italii, zatapiając się dosłownie w najważniejsze dzieła kina. W swojej autobiografii „Pasja i bluźnierstwo” pisał, że w jego dzielnicy można było zostać albo księdzem, albo wstąpić do włoskiej mafii. On wybrał kino, co doprowadziło do tego, że jest dziś nie tylko uznanym reżyserem, ale również chodzącą encyklopedią kinematografii. Trudno się więc dziwić, że tak mocno „Marty’ego” zabolał widok niszczejącego arcydzieła jednego z najważniejszych dla niego włoskich filmowców. W końcu Scorsese był mężem Isabelli Rossellini, córki Roberta Rosselliniego, który obok właśnie Viscontiego ukształtował pochodzącego z Włoch filmowca. Okazało się jednak, że „Lampart” był wierzchołkiem góry lodowej.

Zszokowany skalą zniszczenia tak istotnych dla historii filmu tytułów Scorsese postanowił ratować perły kinematografii, jak sam mówi, dla przyszłych pokoleń. Zaczął szukać uszkodzonych kopii w czasie realizacji filmu, który notabene już stoi obok największych osiągnięć w dziejach srebrnego ekranu, „Wściekłego byka”. Projekt zamienił się wręcz w obsesję twórcy „Wilka z Wall Street”, który zresztą fantastycznie zobrazował istotę swoich działań.

Mój dobry przyjaciel podał ostatnio taki przykład, aby podkreślić wagę sztuki: »Sprzedajmy kaplicę Sykstyńską deweloperowi, żeby biedni mogli jeden dzień nie być głodni”. A potem co? Przez jeden dzień by się najedli, ale stracilibyśmy kaplicę Sykstyńską. A ona może być ważna dla ludzi przez kolejne dziesięć wieków. To pokarm dla duszy. To duchowa strawa.

– mówił w wywiadzie rzece z Richardem Schickelem „Martin Scorsese. Rozmowy”.

Przed pokazem w Lincoln Center „Barw ochronnych” Krzysztofa Zanussiego Scorsese (na nagraniu wideo) zachęcił do obejrzenia wszystkich pokazywanych obrazów, poza znanymi szerzej filmami Zanussiego oraz Andrzeja Wajdy. „Zebrane razem przynoszą wspaniałą opowieść znakomitego kina rozkwitającego artystycznie w dobie największych ograniczeń; dają nam jedne z największych dzieł w historii sztuki” – powiedział reżyser, który nie rzucał słów na wiatr. Jego festiwal prezentował bowiem prawdziwe perły polskiego kina, które mogły zostać zapomniane albo nawet nigdy niepoznane przez amerykańskiego widza: „Popiół i diament”, „Niewinnych czarodziejów”, „Wesele”, „Człowieka z żelaza”, „Ziemię obiecaną” Andrzeja Wajdy, „Austerię”, „Matkę Joannę od Aniołów”, „Pociąg”, „Faraona” Jerzego Kawalerowicza, „Krzyżaków” Aleksandra Forda, „Przypadek”, „Krótki film o zabijaniu” Krzysztofa Kieślowskiego, „Barwy ochronne”, „Constans”, „Iluminację” Krzysztofa Zanussiego oraz „Eroikę” Andrzeja Munka, „Sanatorium pod klepsydrą”, „Rękopis znaleziony w Saragossie” Wojciecha Jerzego Hasa, „Salto”, „Ostatni dzień lata” Tadeusza Konwickiego oraz „Trzeba zabić tę miłość” Janusza Morgensterna.

DiCaprio prawie jak Cybulski

Scorsese nigdy nie ukrywał, że kino polskie było dla niego nie tylko inspiracją czy zaspokajało jego ciekawość artystyczną, lecz stanowiło także element szerszej edukacji. Do dziś polskie filmy mają wspływ na najsłynniejsze i najbardziej podziwiane hollywoodzkie obrazy niepokornego twórcy.

Przygotowując się do »Infiltracji«, mogłem np. pokazać DiCaprio jeden z moich ulubionych filmów: »Popiół i diament« Wajdy. Chmielnicki staje przed podobnym dylematem co grany przez Leo bohater, który działa w mafii jako policyjny szpieg. Wybrać życie czy dać się zabić. Cybulski nosi okulary przeciwsłoneczne, przed śmiercią zakochuje się w dziewczynie z baru, ginie, zostawiając krwawe plamy na prześcieradłach. To piękny film.

– mówił w wywiadzie dla Janusza Wróblewskiego, zamieszczonym w książce „Reżyserzy”. Jego słowa korespondują z tym, co mówił kiedyś twórca „Ziemi obiecanej”. Andrzej Wajda w rozmowie z Agnieszką Holland opowiadał mianowicie, jak odwiedził człowieka, który odkrył dla świata Roberta de Niro, w jego mieszkaniu w Nowym Jorku. Nad kanapą reżysera wisiał właśnie plakat „Popiołu i diamentu”. Polski maestro opowiadał, że Scorsese pokazywał ten tytuł aktorom „Taksówkarza”.

**Polskie kino towarzyszyło Scorsese przez całą jego karierę.

Ale to kino polskie pokazało mi sposób opowiadania, którego nigdy nie podejrzewałem. To było jak szok. W pewnym momencie zorientowałem się, że kiedy chcę przekazać coś aktorom albo operatorom, pokazuję im polskie filmy z lat 50. Pokazywałem często obrazy Wajdy różnym producentom z Hollywood, a oni nie mogli w to uwierzyć, ponieważ nigdy czegoś takiego nie widzieli.

– opowiadał na jednym ze spotkań reżyser. Może warto wsłuchać się w jego głos i zacząć doceniać perły naszej kinematografii, które okazują się mieć o wiele większy wpływ na Hollywood, niż nam się może wydawać. Czy znów to obcokrajowiec musi nam przypominać o naszych sukcesach?

Łukasz Adamski (wSieci)

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych