Można kręcić nosem na popularność „Gry o Tron” w wersji serialowej i papierowej – bo są tytuły lepsze –ale na tle innych autorów nieprzyzwoicie wręcz popularnych (Stephenie Meyer czy Dan Brown) George R. R. Martin prezentuje się naprawdę nieźle. „Rycerz Siedmiu Królestw” – po części spin-off, po części prequel głównego cyklu – składa się z trzech dłuższych opowiadań z krainy Westeros, połączonych dwójką bohaterów i następstwem chronologicznym. Każde z nich stanowi oddzielny epizod z podróży wędrownego rycerza Dunca i jego giermka Jaja na północ, a Martin. Autor zamierza je kontynuować, więc istnieje szansa, że bohaterowie odwiedzą wreszcie Winterfell czy nawet dotrą do Muru i będziemy mieli szansę zobaczyć te miejsca sto lat przed wydarzeniami z sagi. Dunc stanie się wówczas Duncanem Wysokim, Lordem Dowódcą Gwardii Królewskiej, a Jajo kimś jeszcze znaczniejszym (co niepotrzebnie zdradza tylna strona okładki). Na razie jednak jest to pieśń przyszłości, Westeros rządzą Targareynowie, ani nie zdemonizowani, ani jednomyślni – pełno tu frakcji i konfliktów wiszących w powietrzu. Ostatnie opowiadanie powstało w 2010 roku, więc przed emisją serialu – raczej nie śniła się autorowi aż taka popularność, trudno więc traktować napisanie tych historii jako skok na kasę. Notka okładkowa nie informuje o tym, że dwie pierwsze historie z „Rycerza” pojawiły się – choć w innym tłumaczeniu – w antologiach „Legendy” i „Legendy 2”, tylko ostatnia opowieść jest premierą.
Para głównych bohaterów wygląda na dość niedobraną. Dunc jest silny, starszy, dojrzalszy – początkowo ma „aż” siedemnaście lat – ale też niezbyt lotny umysłowo, giermek Jajo zaś ma lat dziesięć i cięty język. Los wędrownego rycerza okazuje się ciężkim kawałkiem chleba i obfitującym w dylematy moralne: panowie feudalni okazują się niegodni składanych przysiąg wierności, blefy są na porządku dziennym, teorie spiskowe potwierdzają się w praktyce a wybór „honor albo życie” wcale nie jest oczywisty.
Bliżej tym opowieściom (pomimo pseudośredniowiecznego kostiumu) nie do epiki heroicznej i nie do klasycznej fantasy, ale do opowieści łotrzykowskich – chodzi tu o przeżycie przygody, ryzyko podnoszące adrenalinę. W opowiadaniach roli się od rycerskich turniejów, pojedynków, pościgów. Nie ma za to artefaktów magicznych, żaden Władca Ciemności nie budzi się z tysiącletniego snu; gra toczy się o władzę, honor czy prestiż, a nie o demoniczne rządy nad światem. Magii prawie nie ma, jedyny czarnoksiężnik wcale się nią nie afiszuje, a smoki się jeszcze nie wykluły albo już pozdychały… Brak tu tolkienowskiego wyraźnego podziału na dobro i zło ani w ogóle moralizowania, ale też, na szczęście, jakiegoś antymoralizowania, echa tęsknoty za ideałami rycerskimi są wyczuwalne.
Trochę się też „Rycerz…” różni od głównej sagi Martina. Nie ma tu tak drastycznego makiawelizmu, mniej jest przemocy i seksu – może ze względu na wiek bohaterów, których trudno wplątywać w jakieś nadmiernie drastyczne historie. Różnicę stanowi też skupienie uwagi na wspólnych losach dwóch postaci, a nie kilkunastu, co w dużym stopniu upraszcza lekturę. Pierwsze opowiadanie opowiada o konflikcie Dunca z nieszlachetnym księciem – Dunc staje w obronie bitej przez niego dziewczyny, co musi skończyć się pojedynkiem. Drugie opowiada o konflikcie o rzekę biegnącą przez terytoria dwóch różnych władców feudalnych. Fabuła trzeciego osnuta jest wokół buntu rycerzy i zamachu stanu. Para bohaterów trochę chcący, trochę niechcący wplątuje w intrygi w wyższych sferach władzy.
Fani sagi i tak tej pozycji nie przegapią, ci jej nieznający mogą „Rycerza…” przeczytać, by zorientować się, czy są zainteresowani taką lekturą – ta książka nie wymaga jej znajomości, a też nieźle uwydatnia zalety pisarstwa Martina – barwny świat, ciekawe postacie i intrygi, tu nie rozpisane na tysiące stron.
Martin ponownie kreuje swego rodzaju uniwersalne „political fiction” w umownym średniowieczu, tym razem widziane z odmiennej perspektywy, niekoniecznie „władców marionetek”. Zaskakuje suspensem, umiejętnie buduje napięcie, unika patosu (nawet w scenach tragicznych), ale też szyderstwa – ma się wrażenie, że lubi swoich bohaterów i przywiązał się do swojego neverlandu. Nie jest to wielka literatura, ale dobra rozrywka z całą pewnością.
George R. R. Martin, Rycerz Siedmiu Królestw. Tłum. Michał Jakuszewski. Zysk i S-ka, Poznań 2014.
Sławomir Grabowski
---------------------------------------------------------
Książki autorstwa Georga R.R. Martina, można kupić w naszym internetowym sklepie wSklepiku.pl. Polecamy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/250399-rycerz-siedmiu-krolestw-sto-lat-temu-w-westeros-recenzja
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.