„Labirynt” Denisa Villeneuve przywodzi na myśl szwedzkie czy francuskie ponure kryminały (zimno, pada i wszyscy mają mroczną przeszłość), ale jest bardziej szlachetnej próby niż większość z nich. Klimatyczny, wielowarstwowy obraz unika banałów i stereotypów dotyczących Ameryki „dwóch kultur”. To opowieść o Hiobie, który woli sam wymierzyć sprawiedliwość.
Świat nie jest zbyt miłym miejscem, o czym wie „family guy” Keller Dover (Hugh Jackman), którego mottem życiowym jest „módl się o najlepsze, oczekuj najgorszego”. Początkowe sceny filmu byłaby prorodzinną amerykańską sielanką, gdyby nie fakt, że opowiada ona o ciężko pracujących, w pocie czoła wiążących koniec z koniec Amerykanach. Ich z pozoru poukładane życie zostaje gwałtownie przerwane przez zniknięcie córki Kellera oraz córki przyjaciela (Terrence Howard). Film otwiera modlitwa Kellera, będącego na polowaniu z synem ( choć ten motyw nie spina historii jak w duńskim „Polowaniu”, to jest istotny dla historii), i jest ona obecna przez całą mroczną historię.
Śledztwo oficjalne prowadzi detektyw Loki (Jake Gyllenhaal), który choć momentami przekracza granice przyjętych norm, to jest zmuszony trzymać się litery prawa. Za to właśnie Keller zarzuca mu grzech zaniedbania. Dlatego zdesperowany ojciec bierze sprawy w swoje ręce i porywa wypuszczonego podejrzanego. Zupełnie jak Jack Bauer z serialu „24” w imię wyższych celów stosuje na nim tortury, które mają go doprowadzić do córki. Od tego momentu „śledztwo” odbywa się dwutorowo. Kto wygra walkę z czasem? Starający się przestrzegać prawa gliniarz czy może nieprzewidywalny i przypominający rannego zwierza w klatce ojciec? Tropów jest kilka, ten właściwy jest umiarkowanie przewidywalny, a bohaterowie wpadają na niego bardziej dzięki zbiegom okoliczności niż umiejętnościom detektywistycznym czy wydobywaniem informacji torturami.
Dlaczego postacie z „Labiryntu” czynią zło? Czasem tłumaczone jest to traumatycznym dzieciństwem, zgodnie z podstawowymi założeniami psychologii amerykańskich filmów. Ciekawszą i bardziej niepokojącą motywacją jest zwątpienie w sens życia czy w Boga, obwinianego o dopuszczanie do zła i naszej krzywdy. Porwane dzieci czy chorzy na raka są skandalem, a jeśli nieszczęście spotyka nas, wtedy świat zasługuje na zemstę, czasem ślepą i niekoniecznie skierowaną w oprawców (czasem i oprawcy brak). W ważnej scenie modlitwy „Ojcze nasz” ten dobry (jeszcze?) Keller nie potrafi przejść przez „odpuszczanie naszym winowajcom”, następuje blokada. Bo nie jest to film o przebaczeniu, ale o zemście, o Hiobach, którzy się wkurzyli i sami stanęli na straży sprawiedliwości albo całkowicie przeszli na ciemną stronę mocy. Prosto w ślepą uliczkę. „Labirynt” to zresztą film mocno dotykający religii. Oprawcy nie są zwykłymi psychopatami, ale ludźmi dosłownie „wyzywającymi Pana Boga na pojedynek”. Krzyż objawia się nie tylko w doświadczeniach bohaterów, ale towarzyszy im również jako symbol, wiszący na szyi Kellera albo wytatuowany na dłoni do bólu racjonalnego Lokiego. Jeden z nich w poszukiwaniu dziewczynki jest kierowany wiarą w jej odnalezienie, drugi ma jedynie nadzieję. Czy dochodzą do wspólnego celu?
„Labirynt” nie jest typowym thrillerem. To klimatyczny, wielowarstwowy, nakręcony w duchu skandynawskich kryminałów film, który unika banałów i stereotypów dotyczących Ameryki „dwóch kultur”. Choć film może początkowo wyglądać na opowieść o „zacofanym” i „fanatycznym” chrześcijaninie, to jednak jego wymowa jest momentami bardzo bliska duszy każdego konserwatysty. Nie chcę zdradzać zbyt wielu szczegółów tego brutalnego i bardzo mrocznego kina, które miejscami wprowadza w trans, zamieniający się w koszmar. Przepiękne zdjęcia podkreślające senny klimat prowincjonalnego miasteczka, precyzyjna reżyseria Kanadyjczyka Denisa Villeneuve, depresyjna i duszna atmosfera bliskiej nam, ludzkiej grozy pretendują ten film do podium za zeszły rok. Jake Gyllenhaal po raz kolejny tworzy niejednoznaczną postać pękniętego wewnętrznie, sfrustrowanego gliniarza. Zachwyca jednak głównie Hugh Jackman, który porzuca grymas z „Wolverine’a” i wgryza się w umysł nie tylko ojców oglądających „Labirynt”. Szkoda, że jego rola nie doczekała się nominacji do Oscara. Bezsilność, gniew, wewnętrzny ból, nadzieja- to wszystko maluje się na twarzy aktora, który zabiera nas do labiryntu, jakiego nigdy nie chcielibyśmy doświadczyć. Angielski tytuł tego filmu to "więźniowie", bowiem jest to film o więźniach. Więźniach własnych ograniczeń, więźniach żalu i nienawiści. Więźniach labiryntu. A ten labirynt jest bardziej bowiem zawiły niż wydaje się na początku. Na końcu nie jest wcale bliżej wyjścia…
Wincenty Kadam
Labirynt (Prisoners).Reżyseria: Dennis Villeneuve. Wyst: Hugh Jackman, Jake Gyllenhaal, Terrence Howard, Maria Bello, Viola Davis, Mellisa Leo, Paul Dano. Dystr. Monolith
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/250376-labirynt-zemsta-szlachetnych-ojcow-recenzja-dvd
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.