LEBOWSKI: Goodbye My Joy- filmowy progres spotyka jazz Nasza RECENZJA

Zespoły aspirujące (czyli, umówmy się, takie, które muszą zarabiać na życie czymś poza graniem) dzielą się na te, które nagrywają płytę i czekają jak będzie i na te, którym naprawdę zależy na przebiciu się do publiczności. Dotyczy to także coraz większej niszy rocka polskiego rocka progresywnego. Pamięta ktoś (poza garstką maniaków) Tale Of Diffusion? Albo Respice Finem? Face Out? No właśnie! To były znakomite zespoły, które odpuściły za wcześnie. Szkoda, wielka szkoda...

Na szczęście są też kapele, które stają na uszach żeby szerzej zaistnieć. I dopną swego, o ile stoi za nimi dobra muzyka. Zespół Lebowski nie ma z tym problemów. Gra z dużym polotem skrzyżowanie progresu i muzyki filmowej i nie bardzo ma na tym polu konkurencję. Jest amerykańska Karda Estra, ale oni akurat upierają się przy tworzeniu soundtracków do nieistniejących horrorów. Było narracyjne Days Between Stations (też zza Atlantyku), ale ostatnio zamieniło się w pogrobowców Yes. A Lebowski celuje w kompozycje jakby stworzone do dzieł hollywoodzkich – przestrzenne, z rozmachem. Gra ile może i gdzie może i na pewno ich debiut „Cinematic” wrył się już w pamięć miłośników gatunku.

Promocja jednak to nie tylko próba zdobycia pozycji na swoim podwórku, ale też zaglądanie na inne, zwłaszcza w naszych eklektycznych czasach. Zajrzeli więc Lebowscy na terytorium jazzu i jako aperitif przed szykowaną właśnie drugą płytą serwują nam mariaż własnej, dobrze znanej atmosfery z grą niemieckiego flugelhornisty Markusa Stockhausena. I co? I klasa! Na singlu „Goodbye My Joy” pojawiają się dwie odsłony tytułowego kawałka. Najpierw wersja wspólna, potem wyłącznie „Lebowska”. To zestawienie pozwala ocenić wkład trębacza. Co tu dużo mówić – dodał do koronkowej kompozycji zespołu jeszcze jedną warstwę, wzbogacił całość pięknymi, zaimprowizowanymi melodiami. A wersja pierwotna? Kto pamięta rozlewne, tęskne melodie z albumu „Cinematic”, nie będzie zaskoczony. Całości dopełnia teledysk przedstawiający, hmmm... akt twórczy. Zresztą zerknijcie sami.

Ciekawy obraz – widać, że niskobudżetowy, ale bez warsztatowych potknięć, z ciekawą grą światła, wysmakowanymi ujęciami. Nie można odmówić mu artyzmu. Mnie osobiście tytuł i atmosfera utworu kojarzyły się z trochę inną sceną. Facet patrzący na drzwi, którymi wyszła z jego życia ukochana kobieta, błąkający się bez sensu po mieście, rozpaczliwie próbujący się nie upić – te sprawy... Sympatyczne czekadełko, a zarazem dowód, że Lebowski może swoją formułę ciekawie wzbogacić.

Paweł Tryba

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych