Okrzyknięty przez niektóre media „antykatolickim” film powracającego do wielkiej formy Stephena Frearsa jest paradoksalnie apologią chrześcijaństwa. Oparta na faktach opowieść o kobiecie, która szuka swojego syna, oddanego na siłę do adopcji przez siostry zakonne zawiera w sobie jeden z najważniejszych aspektów nauki Jezusa- bezwarunkowe przebaczenie. Wielka rola Judy Dench zasługuje na Oscara.
Miesiąc temu dwa katolickie zakony w Irlandii Płn., bracia lasalianie i siostry nazaretanki, przeprosiły za złe traktowanie dzieci powierzonych ich opiece, które przebywały w prowadzonych przez nie sierocińcach, internatach i poprawczakach w latach 1922-95. Oczywiście w przypadku afer w Irlandii ( nie tylko związanych z pedofilią) również trzeba zachować odpowiednie proporcje w ocenie. Antykatolickie zacietrzewienie dzisiejszych chrystofobów coraz częściej prowadzi do niesłusznych oskarżeń pod adresem Kościoła, wyolbrzymiania jego win i grzechów. Nie można zapominać o wielkich słowach poprzedniego papieża skierowanych do ofiar księży pedofilów, jak również należy mieć w pamięci niesłuszne oskarżenia wobec duchownych. Również w przypadku niepokojących praktyk w zakonach w Irlandii trzeba być ostrożnym w ferowaniu wyroków. Na szczęście oparty na faktach film Stephena Frearsa jest daleki od czarno-białego oglądu rzeczywistości pokazanego choćby w „Siostrach Magdalenkach” czy szokującym w latach 90-tych obrazie „Ksiądz”.
„Tajemnica Filomeny” opowiada o Filomenie Lee, która w 1952 zachodzi w ciążę, za co zostaje wysłana przez rodziców do zakonu. Przełożone w końcu oddają jej 3 letniego synka do adopcji. Przymuszona do formalnego zrzeczenia się wszelkich praw do dziecka, nigdy więcej go nie zobaczyła, kolejne pięćdziesiąt lat spędziła na poszukiwaniach. Przez te wszystkie lata nie miała pojęcia, że i syn szukał jej przez całe swoje życie aż do tragicznej śmierci. Taki opis historii Filomeny jednoznacznie może wskazywać na wielki grzech Kościoła, który zabierał na siłę dzieci ich matkom i wysyłał, jak niektórzy sugerują, za pieniądze do rodzin zastępczych. Rzeczywistość nie jest jednak aż tak prosta i na problem należy spojrzeć szerzej. Sama Filomena mimo krzywdy jakiej doznała nie odeszła od wiary i również obiektywnie przyznawała, że dzięki pomocy Kościoła odniosła życiowy sukces. Od szóstego roku życia uczyła się w przyklasztornej szkole, gdzie dostała dobrą edukację. Zakonnice pomogły się też dziewczynie usamodzielnić, znajdując jej pierwszą pracę, mieszkanie i środki finansowe na start w zawodowym życiu. Film Frearsa oparty na książce Martin Sixsmith jest nawet oskarżany o wybielenie rzekomych grzechów duchownych wobec wychowanków w ośrodkach adopcyjnych. Szczególnie mocno niektórym komentatorom nie spodobały się fragmenty, w których Filomena zastanawia się czy mogłaby zapewnić lepszą przyszłość swojemu synowi ( ten pracował w administracji Reagana i Busha).
Kilka dni temu Filomena Lee spotkała się na audiencji z papieżem Franciszkiem. Nie wiadomo czy papież film widział, bowiem rzecznika prasowy Watykanu jednoznacznie odciął się od spekulacji, że Ojciec Święty zamierza film obejrzeć. Po audiencji na konferencji prasowej Filomena Lee powiedziała jednak, że nie wini Watykanu za to, czego doświadczyła. „Był taki czas, kiedy czułam żal, ale minęło wiele lat. Czy mogłabym tak przeżyć całe życie? Wybaczyłam już dawno temu.”- powiedziała. Choć film Frearsa jest w pewnym stopniu interpretacją historii kobiety ( nigdy nie odbyła on podróży do USA by szukać syna), to znakomicie oddaje on osobowość Filomeny. Prostej, dobrodusznej i pełnej wiary w nauki Chrystusa kobiety, która wraz z cynicznym, nie wierzącym w Boga i antyklerykalnym dziennikarzem chce dowiedzieć się co się stało z jej synem.
„Tajemnica Filomeny” zdobyła nominacje w najważniejszych kategoriach Nagród Amerykańskiej Akademii Filmowej – między innymi Najlepszy Film, Najlepsza Aktorka, Najlepszy Scenariusz. Judi Dench wcielając się w Filomenę prostymi środkami oddaje z pozoru sprzeczną mieszankę duchową Filomeny. Kobieta ma w sobie zarówno żal do Kościoła, pragnienie jakiejkolwiek informacji o synu oraz głęboką wiarę, która pozwala jej zracjonalizować to co ją spotkało. Dench tworzy rolę wybitną. Nie popada w manieryzm cierpiętnicy. Nie sięga również po proste środki wyrażenia emocji. Zamiast fanfaronady aktorskiej Dench wybiera subtelne środki, która podkreślają cierpienie, radość czy ból jej bohaterki. Oscarowa kreacja Dench idealnie wyraża się w starej aktorskiej maksymie Marlona Brando, że lepiej czegoś nie dograć niż przegrać. Bardzo dobrze w filmie wypada też znany głownie z komediowych ról Steve Coogan jako próbujący odzyskać sławę były dziennikarz BBC, który stracił właśnie pracę jako rzecznik rządu Tonego Blaira. Coogan został zresztą dekadę temu kapitalnie obsadzony przez Jima Jarmuscha w jednym z epizodów „Kawa i Papierosy”, gdzie mogliśmy poznać inną stronę jego aktorstwa.
Coogan jest też współautorem scenariusza do „Tajemnicy Filomeny”, opartym na artykule „The Lost Child of Philomena Lee". Komediowy talent Coogana paradoksalnie powoduje, że ta smutna historia nie popada w prostackie antykatolickie tony. Jego tekst ma w sobie wszystko, czego oczekujemy od brytyjskiego humoru- klasę, błysk, szlachetną złośliwość i sytuacyjno-absurdalny humor. Stephen Frears, autor arcydzieła „Niebezpieczne Związki”, błyskotliwych „Przebojów o podbojów” czy „Królowej” doskonałą, pełną wyczucia i perfekcyjnego warsztatu reżyserią podkreśla istotę świetnie napisanego scenariusza. Trudno mi zrozumieć dlaczego „The New York Post” nazwał film "atakiem nienawiści na kościół katolicki". Frears kładzie nacisk na pokazanie również pozytywnych zachowań zakonnic w ośrodku dla nieletnich, oraz w dobitny sposób rysuje duchowe zmaganie między zlaicyzowanym żurnalistą, a przepojoną czystą wiarą Filomeną. Choć film momentami zbyt prostolinijnie i w wypaczony sposób traktuje naukę Kościoła na temat seksualności, mocno pokazuje problem bezdusznej machiny biurokratycznej, która wkradła się też do Kościoła ( co wytykał zarówno Benedykt XVI i teraz Franciszek), to jego główne przesłanie jest bardzo chrześcijańskie. To wybaczenie, miłość i żal za grzechy mogą uchronić człowieka przed zgubą. W czasach, gdy „brudy ludzi kościoła”, o których mówił w 2005 roku kardynał Joseph Ratzinger podważają zaufanie do Chrystusowego Dzieła, bardzo istotne jest przypomnienie, słów Erazma z Rotterdamu. „Dlatego znoszę ten Kościół, dopóki lepszego nie zobaczę; Kościół nasz zmuszony jest znosić także i mnie, dopóki sam lepszym się nie stanę”.
Łukasz Adamski
„Tajemnica Filomeny”, reż. Stephen Frears, dystr. Best Film. Polska premiera 21 lutego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/250336-tajemnica-filomeny-mocny-film-o-potedze-wiary-nasza-recenzja