CZYTAJ RÓWNIEŻ: Świeczka pamięci dla GARY MOORE'A - trzy lata po odejściu cz. 1
Wspomnienia powracają. Muzyka Gary Moore’a sączy się z głośników, a ja powracam myślami do albumu „Victims Of The Future” (1983) z przepiękną balladą „Empty Rooms”. Krążek przyniósł także takie hard – rockowe hymny jak „Hold on to Love” czy „Murder In The Skies”. Przy zestawie perkusyjnym ponownie zasiadł wielki Ian Paice, a obok Gary Moore’a rozstawili swoje wzmacniacze basiści Neil Murray, Mo Foster i Bob Daisley, oraz Neil Carter, klawiszowiec z głową pełną znakomitych melodii, współkompozytor kilku piosenek.
Chwilę później na półkach sklepów muzycznych królowała płyta koncertowa kapitalnie oddająca stan ducha fanów podczas energetycznych występów artysty „We Want Moore!”. Z zestawu dziesięciu nagrań (m.in. „Murder in the Skies”, „Back on the Streets”, czy zamykającej set „Rockin' and Rollin”) zaprezentuję rozbudowaną wersję „Empty Rooms” z niezwykłym, chwytającym za serce, księżycowo – romantycznym dialogiem gitary Gary Moore’a i czterech strun basu Craiga Grubera. Magia powraca i Jego wielkość…
W tym czasie Kirk Hammett pojawił się na jednym z koncertów Gary Moore’a. Gitarzysta Metalliki został porażony głębią gry, techniką Irlandczyka i tym nie do opisania Czymś, co wyróżnia Muzyka od wyrobników i kopistów:
Jego brzmienie nie było nazbyt przetworzone. Było bardzo podstawowe. To zasadniczo była gitara, wzmacniacz, fuzz box i jego ręce. Pamiętam, jak widziałem go w Kopenhadze w 1984, albo 1985 roku. Nagrywaliśmy „Master of Puppets”. Gary Moore grał na Stracie, który jest znany z czystego, na swój sposób cienkiego brzmienia. Ale to, jakie on uzyskiwał z tego Strata, było tak grube i tak pełne, i po prostu tak surowe. To było na długo przedtem, zanim dostępne były te wszystkie gitarowe procesory, które najtańsze brzmienie gitary potrafią zmienić, jakby była najdroższa. Wydedukowałem wtedy, że jego brzmienie tkwiło w jego dłoniach.
– wspomina Kirk Hammett (Metallica).
Bieg ku gwiazdom – Run For Cover…
W roku 1985 Gary Moore zdeklasował konkurencję albumem „Run For Cover”. Dla wielu krytyków i fanów muzyki rockowej to najdoskonalsze dzieło czarodzieja gitary z Belfastu. Trudno się dziwić. Rozmach produkcji, dobór znakomitych utworów i udział w sesji gwiazd z panteonu hard ‘n’ heavy (by wymienić tylko Phila Lynnotta, basistę Glena Hughesa – ex – Deep Purple, czy perkusistę Charlie Morgan) i znakomita produkcja przyniosły oczekiwany efekt! Od tytułowego „Run For Cover” po kończący, z popowym sznytem i wiosną miłości w powietrzu, „Listen To Your Hearbeat” nie ma tu słabych momentów. Jednym z największych przebojów Gary Moore’a w historii (obok „Parisienne Walkways”) okazał się wydany na singlu „Out In The Fields”. Oczy i usta same się śmieją, a nogi podrygują i chcą biec tak szybko by ulecieć! To jeden z moich najulubieńszych utworów Mistrza. Mała płytka szybko powędrowała na miejsce piąte brytyjskiej listy przebojów. Swoje „pięć groszy” dodał w tym nagraniu Phil Lynnott, który kapitalnie zagrał partię basu i brawurowo odśpiewał wraz z Garym liryczne wezwanie. Dla Lynnotta to był najgorszy czas z możliwych. Kolejne zespoły, które zakładał po zawieszeniu działalności Thin Lizzy, były źle przyjmowane przez słuchaczy i krytyków. Nałogi zwyciężały, odchodzili kolejni przyjaciele, bliscy, rodzina. Na placu boju pozostaje jedynie Gary Moore, który wierzy, że dzięki muzyce można go jeszcze uratować. Co prawda Gary Moore sygnował całe wydawnictwo „Run For Cover”, ale wydając singel „Out In The Fields” zdecydował by na okładce małej płytki pojawiły się dwa nazwiska: Gary Moore i Phil Lynott. Nieco później pomiędzy 23 a 26 września 1985 roku, u boku Gary Moore, Phil Lynott gra cztery koncerty w Londynie i Manchesterze… Jak się później okaże – ostatnie w jego życiu…. Zresztą posłuchajcie, podziwiajcie i płaczcie, bo dziś takich zapaleńców gitary i rocka już nie ma…
Muszę wspomnieć także „Military Man”. Piosenkę skomponował i zaśpiewał Phil Lynnott dla którego był to [niestety] łabędzi śpiew. Złowiony na złowieszczą wędkę alkoholizmu i narkotyków dla swego przyjaciela wykrzesał mnóstwo energii i siły by zajaśnieć pełną gamą na „Run For Cover”. „Militart Man” zaczyna się werblem i ciężkim, powtarzalnym i motorycznym riffem w który wtapia się mocny śpiew Lynnotta. Potem przychodzi uspokojenie, balladowy zmierzch koresponduje z przesłaniem lirycznym tekstu. Syn, który w mundurze musi walczyć, mówi matce, że kiedyś napisze dla niej najpiękniejszy miłosny list. To jeden z najtkliwszych momentów dla mnie w muzyce rockowej ever!!! I basta! To także było ostatnie nagranie w jakim Phil Lynnott wziął udział w swoim życiu.
„Wild Frontier” droga na szczyt
Album „Wild Frontier” (1987) dla mnie osobiście ma w sobie sznyt magii i arkadyjskiego światła, kiedy człowiek z dziecka przemienia się w młodzieńca. Każde nagranie z tej płyty trafia w punkt słuchacza. Artysta zadedykował płytę zmarłemu przyjacielowi – Philowi Lynnottowi. Otwierający „Over the Hills and Far Away” z przepięknie wplecionymi motywami irlandzkimi przydają celtyckiego mistycyzmu i aury Szmaragdowej Wyspy. Oto krzesząca metalowe iskry gitara Gary Moore’a kłóci się ze skrzypcami, dudami i całym folkowym żywiołem Irlandii. Klimat Szmaragdowej Wyspy nie odpuszcza przy nagraniu tytułowym. Tytułowa „dzika granica” to linia demarkacyjna między dzielnicami katolików i protestantów w Belfaście, rodzinnym mieście artysty. „Wild Frontier” przynosi najtkliwszy, najdelikatniejszy i skąpany w siatce promieni księżyca nagranie w dorobku Gary Moore’a: „The Loner” / „Samotnik”. O tym utworze mógłbym pisać bez końca i o tym co dzieje się, gdzieś na przełęczy serca i duszy… Lepiej jednak posłuchać go z oklaskami, z tysiącem fanów wstrzymujących oddech by posłuchać mistrza, który czaruje dźwiękiem i nastrojem.
Moore powrócił do tego nagrania i niejako dał mu drugie życie. „The Loner“ jest nagraniem, którego Gary Moore jest współkompozytorem. W nieco innej wersji utwór pojawił się na krążku Cozy Powella „Over The Top“ z 1978 roku. Na gitarze zagrał inny sztukmistrz sześciu strun David „Clem” Clempson.
Z płyty wykrojono pięć singli, z czego największą popularnością cieszył się pierwszy z nich „Over The Hills And Far Away” (grudzień 1986). Płyta znakomicie zagrana i zaaranżowana, która przyniosła wiele radości słuchaczom, bo któż nie lubi wpadających melodii, dobrych solówek i światła radości na padole szarości codziennych zmagań?
Gary Moore był jednym z ulubieńców muzyków fińskiej formacji Nightwish. Na dowód gotycka, ociekającą mgłą sagi o Wikingach wersja „Over The Hills And Far Away”.
Kolejna płyta „After The War” (1989) była najostrzejszą w dorobku Gary Moore’a. Tytułowy utwór to popis gry Irlandczyka. Ale z całego zestawu w sercu pozostają szczególnie dwa nagrania: „Blood Of Emeralds” oraz instrumentalny, dostojny, już z zapowiedzią bluesowej drogi Artysty „The Messiah Will Come Again”, o którym gitarzysta zespołu Scream Maker Michael „Iron-Mike” mawia: „Doskonałość i tyle…”
W stronę bluesa
Blues zawsze krył się z grze Gary Moore’a. Ukłucie tą muzyką z przełomu lat 60. i 70. Pozostało niezagojoną raną serca i duszy, bólem i radością, niespełnieniem i szczęściem twórcy, który po prostu chce być sobą. Jego zew, choć zaszczepiony, przyszedł niespodziewanie. W jednym z wywiadów dla czasopisma „Gitarzysta” powiedział:
Opuściłem Thin Lizzy w 1980 i założyłem band nazywany G-Force, potem miałem parę solowych rzeczy. Znajduję, że kiedyś w garderobie, gdzie przygotowywałem się do koncertu, zacząłem grać bluesa. Poczułem, że jest to jakaś małe przesłanie dla mnie. Około ’89 wystartowałem z bluesem ponownie.
Miałem okazję spotkać Go kilkakrotnie w Dublinie i porozmawiać. Prywatnie był bardzo skromnym człowiekiem, typem wyspiarskiego dżentelmena w każdym calu. Jak mawiał pasją Jego życia była muzyka. A muzyka była Jego życiem. Jego znakami firmowymi były (i będą na zawsze) TO charakterystyczne brzmienie oraz długo wydobywane dźwięki, które wywołują drżenia serca i spragnionej światła duszy. Jego gra, muzyczne dokonania i niezwykłe koncerty zawsze będą inspirować, tak gitarzystów, jak i miliony fanów na całym globie. Cała prawda o Nim – a imię Jego: GARY MOORE.
Ciąg dalszy nastąpi…
Tomasz Wybranowski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/250323-swieczka-pamieci-dla-gary-moorea-trzy-lata-po-odejsciu-cz-2