Zdobywca GRAMMY WŁODEK PAWLIK specjalnie dla wNas.pl

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

„Najważniejsze jest, aby nie stracić z pola widzenia tego, co w sztuce jest najistotniejsze, czyli kreatywności i wolności wyboru” – mówi Włodek Pawlik, laureat muzycznej nagrody Grammy w kategorii „najlepsza płyta nagrana w dużym jazzowym składzie” – „Best Large Jazz Ensemble Album”.

Tomasz Wybranowski: Słowo „gratulacje”, to zdecydowanie za mało. Oto pierwszy Polak otrzymał nagrodę Grammy w jazzowej kategorii. W tym ułamku sekundy, kiedy wchodził pan na scenę, jakie uczucia zwyciężyły serce i duszę?

Włodek Pawlik: W momencie odczytania werdyktu przez Sarah Jarosz nie mogłem opanować emocji, które towarzyszyły mi do momentu zejścia z estrady. Cieszyłem się jak dziecko !! Wyszedłem na scenę Nokia Theater w Los Angeles w towarzystwie mojej żony Jolanty, a także moich amerykańskich wydawców z „Summit Rec.” Darby’ego Christensena i Kipa Sullivana. Były to chwile, których nigdy nie zapomnimy..

Nagroda Grammy w kategorii jazzowej w ojczyźnie tej muzyki. Nobilitacja, potwierdzenie słuszności pana drogi twórczej, czy najczystsza radość?

W sumie wszystko naraz z akcentem na radość!

Bez końca, z tkliwością i miłością mówi pan o swojej żonie i jej zaangażowaniu w sukcesy i drogę twórczą. Niezłomność miłości, małżeństwa i słów przysięgi, to rzadkość dziś panie Włodku…

Wiem, że to trochę staromodne, ale ja wyrażam to , co czuję, a moja żona jest producentką tego albumu i to jej w dużej mierze zawdzięczam nagranie tej muzyki ,potem wydanie płyty, najpierw w Polsce, a potem w USA. Bez jej profesjonalnego zaangażowania się w produkcję „Night in Calisia”, nie mielibyśmy dzisiaj o czym mówić.

„Night in Calisia” wyróżnia się na tle innych pana płyt. Króluje liryzm, wyciszenie i refleksja zwrócone ku przełęczy serca i duszy, może z wyjątkiem pełnej emocji i dynamizmu „Quarrell of the Roman Merchants”. Uspokojenie wieczorne twórcy, czy świadomy namysł?

No cóż, muzyka z „Night in Calisia”jest dla mnie zamkniętym procesem twórczym, który żyje poza miejscem i czasem jej powstania. Nie jestem w stanie odtworzyć tej drogi ,która doprowadziła do powstania tych sześciu utworów. Komponowanie muzyki jest sferą ulotną i delikatną… Inna sprawa, że miałem  w czasie pracy nad tą muzyką wrażenie, że powstaje bardzo naturalnie, lekko…

W sześciu utworach zaklęta historia ważnego miasta na Bursztynowym Szlaku. To mityczna opowieść o czasie, kiedy „wszystko mogło się [jeszcze] zdarzyć”. Pana refleksje związane z przyjęciem zamówienia na napisanie tego albumu…

Zdecydowałem się na napisanie tej muzyki  w związku z zamówieniem złożonym u mnie przez Adama Klocka, dyrektora Kaliskiej Filharmonii w 2010 roku. Pragnął, abym skomponował muzykę , przypominającą w stylistyce brzmienie albumu „Jazz Suite Tykocin” nagraną w 2008 roku z Randym Breckerem, moim Trio i Filharmonią Podlaską pod  dyr. Marcina Nałęcz- Niesiołowskiego. Premiera koncertowa „Night in Calisia” miała miejsce w czerwcu 2010 roku i związana była z obchodami 1850 lecia Kalisza.

Jazz to domena małych bandów i składów, kameralność i odczuwanie każdego dźwięku, z przymkniętymi oczami z improwizacjami w tle. Okazuje się jednak, że połączył pan orkiestrowy żywioł z klimatem tria plus trąbka magika Randy Breckera…

To taki mój zabieg stylistyczny, otwierający tę muzykę na feerię kolorów drzemiących w bogactwie brzmienia orkiestry symfonicznej, przy jednoczesnym bardzo mocnym udziale idiomu jazzowego.

Co takiego niezwykłego jest między Randym Breckerem a Włodkiem Pawlikiem. Od wielu lat wspieracie się muzycznie, i cytując Alejo Carpentiera podążacie do źródeł czasu. „Tykocin” , „Night in Calisia” a może coś jeszcze?

Naszym pierwszym albumem była płyta „Turtles” z 1996 roku. Randy jest wielkim artystą, o bogatej osobowości i olbrzymim muzycznym talencie. Współpraca z nim wynosi każde przedsięwzięcie muzyczne na wyższe piętro artystycznej doskonałości.

„Cudze chwalicie, swego nie znacie”, głosi pewne porzekadło. Tak jest i z panem. Słuchacze muzyki ambitnej, jazzowej synkopy i wysmakowanych klimatów znają Włodka Pawlika, jego „Quasi Total”, „Misterium Stabat Mater”, czy muzykę do spektakli teatralnych i filmów. Gdzie indziej tytułuje się pana mianem „Vladimir Horowitz of jazz” (magazyn festiwalowy „Who is who at North Jazz Festival” z 1998 roku – przyp. TW), zaś w Polsce…

-Nie mam i nie miałem aż tak wielu powodów do narzekań.. Niemniej jednak zdobycie GRAMMY wzmocniło mój artystyczny wizerunek w sposób zasadniczy. To jest efekt bycia laureatem właśnie tej a nie innej nagrody.

Na fali sukcesu i zdobycia statuetki Grammy EMPiK zdecyduje się na ponowną dystrybucję pana albumów? O co tutaj chodzi? Sprawy ruszyły z miejsca i w sumie płyta jest już w ciągłej sprzedaży. Stała się również bestsellerem i jest na 1-szej pozycji najlepiej sprzedających się CD’s.. Tak samo w w sklepie internetowym„Merlin”.

Powróćmy do zdobycia Grammy. Co teraz? Świat stoi otworem. O Włodku Pawliku wie już cały świat. Propozycje artystyczne, koncerty, nagrania? Czy już pan to odczuwa?

Oczywiście, ten tydzień po zdobyciu Grammy ma inną dynamikę i inną wagę propozycji, które do mnie docierają. Lecz najważniejsze jest, aby nie stracić z pola widzenia tego, co w sztuce jest najistotniejsze, czyli kreatywności i wolności wyboru.

Dziękując za rozmowę, czego życzyć Włodkowi Pawlikowi po artystycznym spełnieniu?

-Ciągłego twórczego napięcia w odkrywaniu najlepszych dźwięków…

-Dziękuję za rozmowę…

Rozmawiał: Tomasz Wybranowski

tytuł
tytuł

Twitter

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych