PACINO genialny jako PHIL SPECTOR. Film pozostawia jednak niedosyt RECENZJA DVD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
Materiały prasowe
Materiały prasowe

Film o procesie o morderstwo króla muzyki, który pracował przy przebojach Beatlesów jest teatrem jednego aktora. Al Pacino, który przeniósł się na stałe do telewizji, znów dowodzi swojej wielkości. Jego aktorstwo przykuwa do fotela. Niestety nie można tego powiedzieć o całym filmie Mameta.

Phil Spector jest legendarnym producentem muzycznym, który zasłynął głównie z wprowadzenia innowacyjnej techniki zwanej "Ścianą Dźwięku". Polegała ona na nakładaniu na siebie po kilkanaście ścieżek gitar. Producent zatrudniał do nagrań całe orkiestry, co nie było typowe w kilka dekad temu w muzyce popularnej. Spector współpracował z m.in. z The Beatles, Johnem Lennonem, George'em Harrisonem, Leonardem Cohenem czy Ramones. W 1989, za swój wkład w rozwój muzyki, został wprowadzony do Rock and Roll Hall of Fame. Wśród wyprodukowanych przez niego przebojów są takie hity jak: "You've Lost That Lovin' Feelin'" grupy The Righteous Brothers, "Be My Baby" czy "River Deep, Mountain High" duetu Ike & Tina Turner. W 2003 album Phil Spector: A Christmas Gift for You został sklasyfikowany na 142. miejscu listy 500 albumów wszech czasów magazynu Rolling Stone.

Mówi się, że Żydzi stworzyli przemysł muzyczny. To nieprawda. Ja go wynalazłem.

-mawiał Spector. W 2009 roku producent został uznany winnym w sprawie śmierci aktorki Lany Clarkson. Jej ciało znaleziono w domu Spectora w Los Angeles, 3 lutego 2003 roku. Kobieta zginęła w wyniku postrzału w usta. Spector utrzymywał, że był to nieszczęśliwy wypadek. W końcu został skazany przez sąd w Los Angeles na dożywocie z możliwością zwolnienia po 19 latach więzienia. Tak skończyła się kariera króla muzyki, na którego utworach wychowały się kilka pokoleń.

O najgłośniejszej obok procesu O.J Simpsona i Michaela Jacksona sprawie sądowej postanowił opowiedzieć jeden z najwybitniejszych żyjących dramaturgów- David Mamet. Do współpracy zaprosił dwójkę wybitnych aktorów- Hellen Mirren i Ala Pacino, który w ostatnich latach stworzył w telewizji dwie role zasługujące na Oscara- słynnego republikanina Roya Cohna w „Aniołach w Ameryce” i „doktora śmierć” Jacka Kevorkiana w „Jack, jakiego nie znacie”. Teraz Pacino dorzucił do kolekcji nie mniej przejmującą kreację aktorską. Al Pacino jako Spector pojawia się w filmie dopiero po 15 minutach. Od tego czasu włada on niepodzielnie ekranem. Jego kilkunastominutowa rozmowa z adwokatką, przypomina największe role Ala Pacino z lat 70-tych i 90-tych. Mówiąc kolokwialnie- trudno jest oderwać od niego oczy. W scenach tych najmocniej widać też geniusz pisarski Davida Mameta, który jedynie za pomocą słów Pacino potrafił naświetlić niebywałą karierę Spectora. Należy zwrócić również uwagę, że w niespełna 90 minutowym telewizyjnym filmie wystarczyły dwie przebitki z przeszłości ekscentrycznego producenta, by pokazać jego osobowość i charyzmę znaną znawcom muzyki w latach 60-tych i 70-tych. Niewielu filmowcom udaje się taka sztuka.

Niesamowite sceny z Pacino są jednocześnie w pewnym stopniu obciążeniem obrazu. Film Mameta zachwyca bowiem głownie we fragmentach ze Spectorem. Oczywiście kulisy obrony producenta przez sztab jego prawników są niezwykle ciekawe i frapujące ( Mamet fantastycznie pokazuje całą machinę przygotowywania oskarżonego do zeznań, która przypomina próby hollywoodzkiego filmu), jednak brak Ala Pacino na ekranie stanowczo obniża temperaturę filmu. Nawet zwykle charyzmatyczna Hellen Mirren nie potrafi zrekompensować braku scen z Pacino. Czy powinien być to zarzut do Mameta? Nie do końca. Pacino w roli kogoś tak oryginalnego jak Spector musiał zdominować film. Mamet był z pewnością tego świadom. W końcu nawet w napisanym przez niego „Glendarry Glenn Rose”, to Pacino wybija się na główny plan, choć większe role od niego grają tacy aktorzy jak Jack Lemmon, Kevin Spacey czy Alan Arkin.

Dużym plusem filmu Mameta jest brak oceny przez twórców postępowania Spectora. Kwestia jego winy pozostaje otwarta i jest nierozwiązana. Reżyser nie wpisuje się w żadną stronę sporu, który do dziś toczy się wokół sprawy legendarnego producenta. Niestety dramaturg jednocześnie zrezygnował z wejścia głębszego w psychikę Spectora, i jedynie prześlizgnął się po jego skomplikowanej osobowości. Film zresztą kończy się w dość kulminacyjnym punkcie, i nie dostajemy szansy nawet zobaczenia reakcji króla showbiznesu, który zostaje wysłany na dożywocie za kratki. Jestem przekonany, że Pacino mógłby ją zinterpretować w sposób fascynujący. Wiem, że czasami przedwczesne zakończenie filmu jest lepsze niż jego przegadanie i przekombinowanie, ale w „Phil Spector” jednak ono drażni. Mamet z Pacino konsekwentnie budują postać Spectora i nie dają nam poznać jej wszystkich odcieni. Nie zanosi się przecież by zamierzali robić sequel. No chyba, że siedzący od dekady w więzieniu legendarny producent dopisze nam kolejny akt do spektaklu ze swojego życia.

Nawet jeżeli tego jednak nie zrobi, to warto obejrzeć duet Mamet-Pacino w akcji. Nieczęsto dostajemy ostatnio w kinematografii połączenie najwyższej prośby aktorstwa ze znakomicie napisanymi dialogami. „Phil Spector” nie jest najwybitniejszą produkcją HBO. Niemniej jednak nie zobaczenie jej jest stratą uczestnictwa w czymś fascynującym i magicznym. Zawsze warto wejść w filmowy świat Mameta. A gdy jest w nim Al Pacino? To chyba retoryczne pytanie.

Łukasz Adamski

_„Phil Spector”, reż: David Mamet, dyst. Galapagos

Autor

Nowy portal informacyjny telewizji wPolsce24.tv Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych