Każda z 10 nominacji do Oscara dla filmu Davida O. Russela jest zasłużona. Niebywała jest umiejętność reżysera wydobywania z aktorów takich pokładów talentu. Otyły Christian Bale dowodzi, że jest nowym De Niro ( on też pojawia się w tym filmie), zaś Jennifer Lawrence zasługuje na drugiego z rzędu Oscara. Adams i Cooper również emanują bardzo jasnym blaskiem. A wszystko dzięki błyskotliwemu, ironiczno- gorzkiemu scenariuszowi.
Przez ostatnie 40 lat wielu filmowców opowiadających o sympatycznych oszustach próbowało się zbliżyć do poziomu „Żądła” Georga Roya Hilla. Nikomu nie udało się wpisać w klimaty inteligentnej, zabawnej i jednocześnie stylowej opowieści. Aż do dziś. David O. Russel od 20 lat mniej lub mocniej pukał do pokoju najlepszych reżyserów. W „Złocie Pustyni” pokazał, że potrafi być błyskotliwym prześmiewcą. W „Fighterze” odsłonił swój talent psychologiczno- dramatyczny. „Poradnik pozytywnego myślenia” z zeszłego roku był dowodem na doskonałą umiejętność połączenia tych dwóch cech. Na szczęście Russel nie lubi się powtarzać, więc tym razem zaprezentował coś zupełnie różnego od dotychczasowych dzieł. I choć jednoznacznie widać, na kim się reżyser wzoruje ( poprzedni film był jednak bardziej autorski), to umiejętne doprawienie historii powoduje, że możemy mówić o daniu zupełnie oryginalnym.
Opowieść o parze oszustów Irving-Sydney ( Christian Bale i Amy Adams) oraz agencie FBI DiMaso ( Bradley Cooper), który za ich pomocą chce przyskrzynić skorumpowanych polityków na czele z burmistrzem New Jersey ( odmieniony Jeremy Renner) i mafioso ( świetny króciutki epizod Roberta de Niro), jest w gruncie rzeczy bardzo prosta. Oparta częściowo na faktach historia jest pozbawiona scenariuszowych fajerwerków, skrętów akcji i wyprowadzania widza w ślepe uliczki. Russel zamiast detektywistycznej zabawy z widzem w kota i myszkę, skupia się na plejadzie swoich przedziwnych, ale jednocześnie bardzo ludzkich bohaterów. Jak zwykle u tego twórcy istotą filmu są błyskotliwe dialogi, tragikomiczne sceny i doskonałe aktorstwo. O ile reżyseria „American Hustle” jest miejscami dosyć wtórna i wygląda na kopią mistrza Scorsese ( który notabene staje w wyścigu o Oscara naprzeciwko Russela), to trudno znaleźć jakikolwiek defekt w występie aktorskiej ekipy Russela. Każda z gwiazd w tym filmie daje wybitny koncert solowy, który na dodatek doskonale brzmi w dźwiękach całej orkiestry.
Christian Bale w roli drobnego oszusta, który zostaje wciągnięty w wielką operację FBI imponująco przytył do roli. Żaden aktor dziś nie masakruje dziś swojego ciała dla kreacji aktorskiej jak Bale, który z wychudzonego „Mechanika” przeobraził się w umięśnionego Batmana, by teraz zamienić się w otłuszczonego cwaniaczka. Bale przypomina w tej roli Roberta de Niro z „Króla Komedii” Martina Scorsese- prostego i może nawet dobrodusznego faceta, który w cynicznym i zepsutym świecie chce na skróty sięgnąć po uznanie. Nie przez przypadek Russel z bliska fotografuje Irvinga, pozwalając widzom zachwycać się każdą miną, grymasem i najmniejszym gestem zdobywcy Oscara za „Fightera”. Gdyby nie McConaughey i Chiwetel Ejiofor, to rola przejawiającego minimalne wyrzuty sumienia oszusta byłaby najlepszą w tym roku. Nie mniej doskonała jest kreacja Jennifer Lawrence. Fenomenalnie prowadząca karierę młoda aktorka tworzy zupełnie różną rolę od tego co pokazała u Russela rok wcześniej. Z pozoru głupiutka i infantylna żona Irvinga ma w sobie tak wielkie pokłady emocji i zgorzknienia, że tworzy oddzielny wątek historii, będąc w założeniu na jego marginesie. Zjawiskowa Amy Adams przekonująco oddaje natomiast ducha balansującej między beznadziejną miłością, a wyrachowanym pożądaniem mistrzyni oszustwa, która nabrałaby samego Paula Newmana z „Żądła”. Również Bradley Cooper ciekawie portretuje rozdygotanego emocjonalnie agenta FBI, choć po pewnymi względami powtarza aktorskie sztuczki z „Poradnika pozytywnego myślenia”. Nawet więc jeżeli dostrzeżemy ułomności sensacyjnej intrygi i zdamy sobie sprawę, że jednak mamy do czynienia głównie z rozrywką, a nie poważną opowieścią, to możliwość obcowania z tak mistrzowskim aktorstwem jest wartością samą w sobie.
„American Hustle” może w tym roku triumfować na oscarowej gali, co już miało miejsce podczas Złotych Globów. Nie jest to film równie „istotny” jak „Zniewolony”. Nie celebruje też samej sztuki filmowej jak „Wilk z Wall Street”, ani nie łączy w sobie artyzmu z komercją jak „Grawitacja”. Niemniej jednak moje serce będzie przy najnowszym dziele Davida O. Russela, który zasługuje na najwyższe w filmowym świecie uznanie. Choćby za to, że może z Woody Allenem konkurować na umiejętność inspirowania aktorów do wzbijania się na wyżyny ich możliwości.
Łukasz Adamski
„American Hustle”, reż: David O. Russel, wyst: Christian Bale, Bradley Cooper, Amy Adams, Jeremy Renner, Jennifer Lawrence, Robert De Niro
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/250276-american-hustle-uzadlenie-prawie-doskonale-recenzja