BANSHEE Western 2.0 w perwersyjnie smacznej oprawie. RECENZJA DVD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Jaka jest pierwsze refleksja po kilku odcinkach tego show? Oto mamy do czynienia z najbardziej krwawym i erotycznym serialem w historii TV. Nawet w zestawieniu z „Rodziną Borgiów” czy „Dexterem” stopień graficznej przemocy i seksu zmienia położenie telewizyjnej bariery. W przeciwieństwie do np. „Deadwood” „Banshee” jest przede wszystkim przyjemną rozrywką z przewrotnie napisanym scenariuszem. Czy daje nam coś więcej?

„Banshee” jest nowym projektem Alana Balla twórcy „Czystej krwi”, który ma wynieść do poziomu HBO będącą w stajni telewizyjnego giganta stacji Cinemax.

Głównym bohaterem Banshee jest Lucas Hood (Antony Starr), były więzień, który w wyniku oszustwa zostaje szeryfem sennego miasteczka w okolicy zamieszkałej przez amiszów. Lucas szuka kobiety o imieniu Ana, którą widział po raz ostatni 15 lat temu. Po zuchwałej kradzieży klejnotów oddał się sam w ręce policji, aby umożliwić swojej wspólniczce ucieczkę. Teraz Ana (Ivana Milicevic) mieszka w Banshee pod przybranym imieniem Carrie, jest żoną prokuratora i matką dwójki dzieci. Kobieta stara się nie zwracać na siebie uwagi, ale przyjazd dawnego wspólnika sprawia, że jej starannie poukładany świat może runąć. Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że miasteczko Banshee zżera korupcja, a w mieście tak naprawdę rządzi Kai Proctor (Ulrich Thomsen). Rozwija on w bezwzględny sposób swoje lokalne imperium, którego filarami są narkotyki, hazard i łapówkarstwo. Lucas zaprzyjaźnia się z Sugar Batesem (Frankie Faison), byłym bokserem, który prowadzi lokalny bar i zyskuje tym samym oparcie w konfrontacji z Kaiem i lokalnymi awanturnikami. Hooda ściga również Pan Królik (Ben Cross), nowojorski gangster, którego niegdyś zdradził, a ten poprzysiągł mu zemstę. (opis Cinemax).

Małe miasteczko ukryte w sercu Ameryki, w którym niepisane prawo jest ważniejsze od stanowego? Bezczelny i przystojny szeryf z mroczną przeszłością, który jako jedyny nie boi się rzucić wyzwania lokalnemu, wszechmocnemu gangsterowi? Piękna kobieta musząca wybrać między dawną miłością do awanturnika a życiową stabilizacją? Bijatyki w Saloonie, strzelaniny na ulicach i pościgi? Powiedzcie ile razy widzieliście już tą historię? Ile razy przymrużone oczy Clinta i dobrotliwy uśmieszek Johna symbolizowały wyżej opisaną przypowieść? Ba, nawet Akira Kurosawa sięgnął po ten rodzaj moralitetu, który następnie dał podłoże Sergio Leone w jego dolarowej trylogii.

Nie robię zarzutu, że serial jest kolejną odsłoną jednego z typowych mitów dzikiego zachodu, który zbudował amerykańską popkulturę. Nie tylko „Mamoniowi” Polacy kochają historię, które już znają. Choć serial Balla zapowiada się jako zupełnie nowa jakość w telewizji, to w rzeczywistości stanowi wariację na temat mitu. Mitu samotnego mściciela w Sodomie i Gomorze, który dla miłości jest gotów poświęcić własne życie. Mitu odnowiciela, który niczym młodzi, heroiczni polityczni i popkulturowi ulubieńcy ( przypadek prezydenta Baracka Obamy pokazuje, że granica między nimi się zaciera) Ameryki przywracają „american spirit” . Choć irlandzkie „Banshee” jest określeniem żeńskiego ducha zwiastującego śmierć i nadejście posłańca z podziemi, serial nie zapędza się w rejony dwuznaczności, symboliki i tajemniczości rodem choćby z ostatniego hitu Jane Campion „Tajemnice Laketop”. Mimo tego, że jest to na wskroś współczesny serial bazujący na schemacie westernu, nie wychodzi on poza jego ramy. „Deadwood” był polemiką z mitem, balansujący na bandzie „Dexter” zamienił się w końcu w amoralną apologię psychopatycznej przemocy.

Nie wiadomo w jaką stronę pójdą kolejne sezony „Banshee”. Na razie dostajemy prostą opowieść gangstera, który na tle swoich wrogów jawi się jako ostatni sprawiedliwy. I choć niektóre wątki i sceny serialu swoją niedorzecznością mogą przyprawić o zdumienie nawet tolerancyjnego widza, to trudno odmówić tej historii przyciągającego stylu. Ciekawie nakreślone zostają sylwetki głównych postaci, które są dalekie od komiksowej czerni i bieli, ujmuje też specyficzny klimat małego miasteczka w lasach Pensylwanii w jego dychotomicznym podziałem na radykalizm moralny Amiszów i dekadencje zewnętrznego świata, który pożera sekciarką społeczność. Lokalny bandyta Kai Proctor to były Amisz- ekskomunikowany przez rodzinę- demiurg mający dobry kontakt jedynie z siostrzenicą, która ze skromniej Amiszki zamienia się w nocy w seksualnego wampa. Również Hood jest daleki od wzorowego szeryfa „ z przeszłością”. Sadystyczny, brutalny i bezwzględny ex bandzior nie cofnie się przez żadną krwawą jatką by odzyskać ukochaną Aną. A ta przypomina trochę główną bohaterkę „Ściganej” Stevena Soderbergha- maszynę do zabijania uciekającą na prowincję przed swoim nemezis.

Natłok przedziwnych osobowości ( demoniczny „Królik” ze wschodnim akcentem z Bałkanów, „przegięty” transseksualny geniusz komputerowy pomagający Hoodowi, sztywny jak Waldemar Pawlak zastępca szeryfa etc.), szybka akcja pomieszana z sennym klimatem miasteczka na Dzikim Zachodzie w wersji 2.0, momentami błyskotliwe dialogi, ostro erotyczne sceny i dawka przemocy jaką do niedawna można było oglądać wyłącznie u Tarantino. „Czego tu nie lubić?”- mówiąc jankeskim powiedzeniem. „Perwersyjnie smaczna rozrywka dla dorosłych chłopaków z duszą dziecka” –to chyba najlepsze lapidarne określenie tego show. Nic więcej? A czy każdy serial musi być jak „Deadwood” i „Detektywi”?

Łukasz Adamski

tytuł
tytuł

„Banshee”, sezon 1. Dystr. Galapagos

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych