PRZESZŁOŚĆ Grzechy trzeba odkupić NASZA RECENZJA

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Czy to znak czasów? Zdobywca Oscara za „Rozstanie” Asghar Farhadi pierwszy raz w swojej karierze zrobił film poza Iranem. Nie spowodowało to jednak utraty przez niego niesamowitego zmysłu obserwacji i kunsztu elektryzującego opowiadania o codziennych sprawach zwykłych ludzi.

Przeniesienie się do Francji spod irańskiego buta jest ostatecznym dowodem, że następca przedwcześnie zmarłego polskiego mistrza właśnie się narodził. Kieślowski skończył karierę reżyserską dwa lata przed śmiercią najpełniejszym w swoim dorobku i w każdym calu doskonałym „Czerwonym”. Oglądając filmy Asghara Farhadiego można poczuć ten sam szept. Szept, który mimo tego, że delikatnie był słyszalny w jego filmach, w kulminacyjnym momencie zamieniał się w oszałamiający krzyk. Polski mistrz wyszlifował talent na dokumentalnych opowieściach o zwykłych ludziach w totalitarnym kraju, które w późniejszym okresie zatapiał w metafizyce i religijności ( „Dekalog”) .Dokładnie taką damą drogę przechodzi Farhadi. Oscarowe „Rozstanie” było przesiąknięte islamem i jednocześnie lśniło uniwersalizmem, który porwał widzów zachodniej cywilizacji. Pierwszy francuski film Farhadiego nie ociera się już tak mocno o religijność, choć nadal opowiada o osobach pochodzących z kraju wyznaniowego jakim jest Iran.

Farhadi mimo przenosin do jednego z najbardziej zlaicyzowanych krajów Europy wydaje się nie odchodzić od konserwatywnych wartości. „Przeszłość” opowiada więc o dramacie rozpadu rodziny, zdradzie, zemście i próbie odkupienia win. Grzechy przeszłości w świecie irańskiego filmowca nie zostają bezboleśnie wymazane i zapomniane. One nawet nie powracają. One stale rzutują na teraźniejszość. Fahradi znów nam mówi, że występek przeciwko moralności musi zostać ukarany i odpokutowany. Infantylnie pojęta wolność, zamieniająca się w swawolę jest zaś jedynie iluzją i ślepą drogą wytyczoną przez fałszywych proroków. Pod pewnymi względami wymowa francuskiego filmu Farhadiego przypomina więc francuską trylogię Kieślowskiego, który też opowiadając o „wolności, równości i braterstwie” chciał przypomnieć Francuzom o odpychanych przez nich wartościach.
Fahradi nie jest jednak topornym moralistą. Nie ocenia swoich bohaterów, nie potępia ich, ale również nie rozgrzesza. Subtelnie prowadzi powolną akcję pełną szarzyzn, fenomenalnie podbudowując ją napięciem, które nie pozwala na chwilę znudzenia. Historia Ahmada ( Ali Mosaff), który przyjeżdża do Francji sfinalizować rozwód z Marią ( Berenice Bejo), pragnącej ułożyć sobie życie z Samirem (Tahar Rahim) tylko z pozoru trąci banałem.

Od pierwszych minut Fahradi prowadzi nas do coraz głębszych korytarzy i zaułków, w stylu jakiego nie powstydziłby się Mike Leigh. Nie tylko jednak znakomita reżyseria i przenikliwy scenariusz Fahradiego przykuwa do filmu. Doskonale wypadają też aktorzy. Bejo jako nie mogącą sobie poradzić z dziećmi, samotnym życiem i związkami z mężczyznami Maria potwierdza, że jest najciekawszą francuską aktorką młodego pokolenia. Warto nadmienić, że za „Przeszłość” zdobyła Złotą Palmę w Cannes, wcześniej dostała zaś nominację do Oscara za „Artystę”. Świetne wypada też w roli introwertycznego i starającego się być (paradoksalnie) spoiwem zatracającej się rodziny najmniej znany z trójkąta aktorskiego Ali Mosaff. Mnie najmocniej poruszyła jednak rola Tahara Rahima, który zachwycił w „Proroku”, zdobywając za rolę młodego gangstera Cezara, zaś w „Dziewiątym Legionie” pokazał, że może o nim usłyszeć niebawem Hollywood. Na początku zdystansowana i leniwie nakreślona postać okazuje się być centralną postacią filmu i najważniejszym ogniwem historii Fahradiego. Historii, która przypomina o sile nierozerwalności małżeństwa i mrokach rozpadu związku. Może nie przez przypadek Farhaid wybrał na swój nowy film libertyńską Francję?

Oczywiście „Przeszłość” nie jest obrazem dla każdego. Widzowie przyzwyczajeni do telenowel albo podtrzymujących na duchu, prostych i optymistycznych opowieści miłosnych ze słonecznego Beverly Hills poczują znużenie i niewygodne ukłucie. „Przeszłość” jest filmem równie uderzającym jak „Rozstanie”. Jednak nawet ta daleka od podkoloryzowanego, filmowego życia opowieść może przypomnieć nam o istocie odwiecznych wartości, o których dziś zapominamy. Po śmierci Kieślowskiego długo czekałem na jego następcę. Niespodziewanie przyszedł on z Bliskiego Wschodu. A może to znak czasów i nieuchronna zmiana tożsamości zachodniego świata?

Łukasz Adamski

tytuł
tytuł

„Przeszłość’, reż: reż. Asghar Farhadi, dystr: Kino Świat

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych