Prof. Nowak o WOJCIECHU KILARZE: Modlitwa o miłość łaskawą

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
screenshot z wSieci
screenshot z wSieci

29 grudnia zmarł Wojciech Kilar. Jak podają wszystkie informatory, słowniki, encyklopedie muzyczne – jeden z najwybitniejszych polskich kompozytorów XX–XXI w.

Rangę pierwszego ambasadora muzyki polskiej obok Lutosławskiego, Góreckiego i Pendereckiego przyniosła mu seria przyjętych z entuzjazmem utworów z lat 70.: nawiązujące do folkloru góralskiego poematy muzyczne „Krzesany” (1974) i „Kościelec 1909” (1976) poświęcony Mieczysławowi Karłowiczowi, „Siwa mgła” na baryton i orkiestrę (1979), do których w 1986 r. dołączyła „Orawa” na orkiestrę kameralną. „Bogurodzica” (1975) na chór mieszany i orkiestrę „Exodus” (1979–1981), „Victoria” (1983) na chór mieszany i orkiestrę oraz „Angelus” na sopran, chór mieszany i orkiestrę symfoniczną (1982–1984) towarzyszyły wielkim poruszeniom zbiorowych emocji w Polsce, związanych z walką o wolność i tożsamość narodową, z pierwszymi pielgrzymkami Jana Pawła II do Ojczyzny oraz z wybuchem „Solidarności”.

Z okazji przypadającego jubileuszu 100-lecia Filharmonii Warszawskiej skomponował mszę w intencji pokoju na nowe tysiąclecie: „Missapro pace” (2000) na sopran, alt, tenor, bas, chór mieszany i orkiestrę symfoniczną. Dzieło zostało przedstawione przed Ojcem Świętym Janem Pawłem II w Watykanie, zaprezentowane w Berlinie w rocznicę wybuchu wojny, przyjęte z zachwytem w Nowym Jorku i w dziesiątkach innych muzycznych ośrodków współczesnego świata. W tym utworze, podobnie jak w wielu wcześniejszych, artysta dał wyraz swej głębokiej religijności, a także przywiązania do muzycznej i narodowej tradycji. W ostatnich latach jego wspaniały dorobek wzbogaciły m.in. tak ważne kompozycje jak: dwa koncerty fortepianowe (1997 i 2011) „Magnificat” na głosy solowe, chór mieszany i orkiestrę; Symfonia nr 3 („September Symphony” – hołd dla ofiar ataków terrorystycznych 11 września 2001 r.); 4 Symfonia („Sinfonia de motu”); Symfonia nr 5 „Adwentowa” na chór mieszany i orkiestrę; „Te Deum” na głosy solowe, chór mieszany i orkiestrę (z okazji 90. rocznicy odzyskania niepodległości Polski); „Veni Creator” na chór mieszany i orkiestrę smyczkową; „Hymn Paschalny” na chór mieszany a cappella.

To jest twórczość nie tylko wielkiego kompozytora, lecz i humanisty potwierdzającego centralne miejsce transcendencji w kulturze. Jego muzyka, jak napisał wielki polski krytyk muzyczny Bohdan Pociej, „przeniknięta jest tak sugestywnie – nam się udzielającym – oddechem Natury, w której obecny jest Bóg, która dzięki Niemu i przez Niego istnieje”.

Miliony, tak miliony, słuchaczy odbierają jednak twórczość Wojciecha Kilara przede wszystkim poprzez jego kompozycje do filmów. W tej dziedzinie zajął miejsce godne obok kilku największych: Nino Roty, Ennia Morricone, Miklósa Rózsy, Bernarda Herrmanna, Michela Legranda, Francisa Lai, Krzysztofa Komedy. Od 55 lat motywy muzyczne Kilara – z obrazów Andrzeja Wajdy („Ziemia obiecana”, „Korczak”, „Pan Tadeusz”, „Zemsta”), Wojciecha Hasa („Lalka”), Kazimierza Kutza (m.in. „Sól ziemi czarnej”, „Perła w koronie”, „Śmierć jak kromka chleba”), Krzysztofa Kieślowskiego („Przypadek”), z wszystkich niemal filmów Krzysztofa Zanussiego, z „Draculi” Francisa Forda Coppoli, ze „Śmierci i dziewczyny” czy „Pianisty” Romana Polańskiego, z „Portretu damy” Jane Campion, z „Truman Show” Petera Weira – przejmują nas dreszczem, zachwycają, porywają, nie dają o sobie zapomnieć.

Chyba każdy może przedstawić swoją indywidualną drogę do zachwytu tą twórczością. Dla mnie zaczyna się ona wraz z muzyką do „Przygód pana Michała” – cudownej ekranizacji powieści Henryka Sienkiewicza „Pan Wołodyjowski”. I stąd właśnie ośmielę się wyprowadzić najkrótszą próbę zrozumienia swoistego napędu, ruchu i kierunku muzyki Wojciecha Kilara.

A więc najpierw Kresy. „Pan Wołodyjowski” to nostalgiczna opowieść o utraconych Kresach, o bohaterskich rycerzach, którzy ich bronili. Wojciech Kilar urodził się we Lwowie. To miasto po tragedii II wojny światowej stało się nowym symbolem Kresów utraconych. Miasto ważne dla naszego kompozytora, dla kultury polskiej, dla Europy Środkowo- -Wschodniej, dla Zbigniewa Herberta, Stanisława Lema, Mariana Hemara, dla wielu innych wspaniałych twórców naszej kultury. Naszej to znaczy jakiej? Czyjej? Lwów nie jest miastem dla nacjonalistów. To było – tak jak opiewane przez Sienkiewicza Kresy – miasto spotkania wielu kultur, oryginalnego dialogu, w którym splatały się ormiańskie i austriackie korzenie Herbertów, żydowskie Lema i Heschelesa (znanego jako Hemar). Tak powstawała cudowna synteza kresowych Polaków: dziedzictwo ludzi dumnych i odważnych.

Z tego dziedzictwa wyrasta muzyka „Exodusu” Wojciecha Kilara, wspaniałego hymnu na cześć wolności, polskiej wolności roku 1980, oparta na motywie żydowskiej pieśni religijnej muzyka wolności uniwersalnej. Tak jak żydowska muzyka w „Pianiście” Polańskiego. Jak grany przez Jankiela koncert w „Panu Tadeuszu” Andrzeja Wajdy. Kresy to jednak nie tylko piękna opowieść o możliwej harmonii, o spotkaniu kultur. To także historia utraty domu, poświęcenia w jego obronie, upartej nadziei. O tym mówił piękny wiersz Mariana Hemara „17 września”, przypominający koniec Kresów: sowiecką agresję na Polskę w 1939 r., zajęcie Lwowa. Pozwolę sobie zacytować jego fragment, gdyż znajduję w nim to samo przesłanie, które jest obecne w nutach Kilara: Bóg nie taki bezbronny, wróg nie taki zbrojny, Historia nie skończyła się na nas. Front wojny Nie biegnie atramentem na mapach z papieru. Każda klęska jest tylko klęską charakteru.

[…]

Sprawiedliwość jest ślepa. Historia jest głucha, Nie słucha wycia płaczek i nie daje ucha Ani modłom żałosnym, ani wierszom rzewnym,

Mówi: Nic się nie kończy na polu bitewnym. Mówi: Nic się nie kończy traktatem z papieru I za zielonym stołem wyrokiem despoty. Każda klęska jest tylko klęską charakteru, Każde zwycięstwo zawsze jest zwycięstwem cnoty.

Tę cnotę, nadzieję, ten wspaniały, nieugięty charakter opiewał najpiękniej Sienkiewicz w postaci Pana Wołodyjowskiego, obrońcy Kamieńca, Kresów, honoru. Tym przemawiały do mnie, dziewięciolatka, ekranizacja tej powieści i muzyka Kilara. Wsłuchiwaliśmy się w pieśń o Małym Rycerzu na stepie szerokim, wracały do nas jej nuty w momentach kolejnych prób charakteru. Broniła nas ta pieśń przed nihilizmem, zniechęceniem, znijaczeniem. Tak jak broniła nas przed tym ascetyczna muzyka do wielkiego filmu Stanisława Różewicza „Westerplatte”, marsz kawalerii z „Kroniki wypadków miłosnych”, nuty bitwy z „Pana Tadeusza” Wajdy, przede wszystkim wznoszące się chóry „Bogurodzicy” z 1975 r. i „Victorii” z roku 1983… Jednak muzyka do filmu o Panu Wołodyjowskim niosła ze sobą coś więcej – tak jak więcej, dużo więcej, niesie ze sobą cała katedra dźwięków Wojciecha Kilara wciąż wznoszona wyżej. Muzyka do Pana Wołodyjowskiego budowała nie tylko opowieść o wojnie, walce, o rycerzach. Pięknie, z niezwykłą subtelnością opowiadała także o miłości, bo to ona jest największym napędem świata. Tego, co w nim dobre, wartościowe.

Pewnie najdojrzalej wyraził tę wielką prawdę Wojciech Kilar w swej 4 Symfonii – „Sinfonia de motu”. To utwór o ruchu, który został nadany przez miłość. „L’amor che move il sole e l’altre stelle: Miłość, co gwiazdy porusza i słońce”. Te słowa, zaczerpnięte z „Boskiej komedii” Dantego Alighieri, wieńczą symfonię Kilara. To słowa o miłości Boga do stworzenia, do człowieka. I ten religijny motyw miłości jest silnie obecny w całej dojrzałej twórczości Mistrza. Ta miłość wieczna przeplata się jednak z miłością ziemską, człowieka do człowieka. O niej tak przejmująco opowiadała muzyka Kilara w „Przygodach pana Michała” w scenie, kiedy jeden z bohaterów, Ketling, oświadcza się pięknej Krzysi. Zacytujmy słowa tej sceny: „Kochanie to niedola ciężka, bo przez nie człek wolny niewolnikiem się staje. Równie jak ptak, z łuku postrzelon, spada pod nogi myśliwca, tak i człowiek, miłością porażon, nie ma już mocy odlecieć od nóg kochanych… Kochanie to kalectwo, bo człek, jak ślepy, świata za swoim kochaniem nie widzi… Kochanie to smutek, bo kiedyż więcej łez płynie, kiedyż więcej wzdychań boki wydają? Kto pokocha, temu już nie w głowie ni stroje, ni tańce, ni kości, ni łowy; siedzieć on gotów, kolana własne dłońmi objąwszy, tak tęskniąc rzewliwie, jako ów, który kogoś bliskiego postradał…”.

Te słowa – samego Sienkiewicza – recytowane w filmie przez niezapomnianego Andrzeja Łapickiego wzmagały jeszcze swą poruszającą emocje siłę przez liryczny motyw muzyki Kilara. Słuchaliśmy go i nie wiedzieliśmy, czy to powieść i film jeszcze, czy to nasze tęsknoty rzewliwe tak ktoś za nas umie wypowiedzieć, wyśpiewać. To pytanie, a raczej ta niezwykła emocja, jaką chyba tylko muzyka potrafi obudzić, powtarzała się jeszcze wiele razy w nutach Kilara – w motywie Witka i Aliny w „Kronice wypadków miłosnych”, w walcach z „Trędowatej”, z „Ziemi Obiecanej”, w muzycznych scenach Tadeusza i Zosi, Tadeusza i Telimeny w filmie Wajdy. Doświadczenie uniwersalne W „Przygodach pana Michała”, w ślad za wciągającymi nas w miłosną nostalgię słowami Sienkiewicza, muzyka Kilara towarzyszy jednak dalej słowom przestrogi – może daremnej, ale ważnej – jakie wypowiada w tej samej scenie Ketling. To słowa „Sonetu V” największego poety polskiego baroku Mikołaja Sępa Szarzyńskiego. I ten wspaniały wiersz pozwolę sobie zacytować:

I nie miłować ciężko, i miłować Nędzna pociecha, gdy żądzą zwiedzione Myśli cukrują nazbyt rzeczy one, Które i mienić, i muszą się psować. Komu tak będzie dostatkiem smakować Złoto, sceptr, sława, rozkosz i stworzone Piękne oblicze, by tym nasycone I mógł mieć serce, i trwóg się warować? Miłość jest własny bieg bycia naszego; Ale z żywiołów utworzone ciało, To chwaląc, co zna początku równego, Zawodzi duszę, której wszystko mało, Gdy Ciebie, wiecznej i prawej piękności, Samej nie widzi, celu swej miłości.

W filmie padają słowa tylko dwóch pierwszych wersów tego utworu. Ja przytaczam cały sonet, bowiem odnajduję w nim pewnego rodzaju summę tego, co w muzyce Kilara potrafię odczuć. Summę polskiej kultury, jej związku z kulturą europejską, łacińską, światową. Summę, jaką tworzy wciąż ponawiana próba zakotwiczenia ludzkiego doświadczenia, ludzkiej nietrwałości – w miłości, wiecznej, nieulotnej, tej, którą otwiera perspektywa chrześcijańska. To jest – ośmielę się powiedzieć – najważniejszy kierunek ruchu muzyki, twórczości Mistrza z Katowic i ze Lwowa.

Różne są postacie tej ludzkiej miłości, którą opiewa Wojciech Kilar. To miłość do ojczyzny, tej utraconej, rodzinnej, kresowej, i do tej większej, z którą się żyje i obejmuje swym uczuciem oraz pracą – do Polski. To także ludzka miłość do drugiego człowieka – pierwsze zakochanie, dojrzała miłość do żony, wierna miłość do najbliższych. To jest współczucie dla ofiar ludzkiej nienawiści – jak to wyrażone w muzyce „Symfonii wrześniowej” albo wcześniej w nutach filmu „Korczak”, albo w najpiękniejszych może fragmentach tak niesłusznie schowanego dziś wielkiego obrazu Krzysztofa Zanussiego „Życie za życie” poświęconego ofierze ojca Kolbego, i wykorzystanych potem ponownie w przełomowej scenie filmu „Truman show” Petera Weira.

I jest wielka miłość między Bogiem oraz człowiekiem – Caritas – bez której nie ma harmonii w świecie. Tej Wojciech Kilar oddał w swym dziele najwięcej. To właśnie jest doświadczenie uniwersalne. Polski kompozytor daje mu wyraz w swej zmieniającej dusze twórczości. O muzyce pisać trudno. Ja nie potrafię. Dłużej nie będę męczyć Laureata i Dostojnych Gości. Na potwierdzenie tej lekcji, której uniwersalnym językiem muzyki udziela nam Wojciech Kilar, odwołam się na koniec raz jeszcze do wiersza. Wyraża on, jak sądzę, to samo doświadczenie, które przekazuje wspaniały sonet Sępa Szarzyńskiego i które jest zarazem doświadczeniem muzyki Kompozytora. To wiersz Szekspira, ostatnie słowa jego ostatniej sztuki – „Burzy”. Ta burza to ludzkie życie pod niebem. Życie, w którym szukamy harmonii, piękna i odpuszczenia win. O to prosi Szekspir w monologu Prospera, o to woła, o tym śpiewa muzyka Wojciecha Kilara, modląc się o powrót do utraconego królestwa młodości, niewinności, prosząc o łaskę dla nas, ludzi. Posłuchajmy zatem tego przesłania na koniec:

My ending is despair, Unless I be relieved by prayer, Which pierces so that it assaults Mercy itself and frees all faults. As you from crimes would pardon’d be, Let your indulgence set me free.

I rozpacz tylko czeka na mnie wszędzie, Jeśli modlitwa w pomoc nie przybędzie: Modlitwa bramy litości otwiera I błędów dawnych pamiątki zaciera, Jak sami chcecie grzechów odpuszczenia, Tak mi przebaczcie moje przewinienia.

Prof. Andrzej Nowak (wSieci)

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych