SPRING BREAKERS Pokraczny pastisz z (prawie) morałem RECENZJA DVD

materiały prasowe
materiały prasowe

Reklamowany jako objawienie na festiwalu w Wenecji film nie jest niczym więcej jak słodką i kompletnie nieodżywczą landrynką. Opis zdezelowanego moralnie pokolenia? Może i by tak było, gdyby nie niedorzeczna i obrażająca intelekt druga połowa filmu. „Bling Ring” miał swoje wady, ale stawiał przynajmniej diagnozę. „Spring Breakers” wyłącznie olśniewa wizualnie, choć za jeden motyw chrześcijanie go mocno pochwalą.

Film Harmony Korine’a podzielił widownie jak każde dzieło naznaczone autorskim pazurem. Tego bowiem znanemu z niezależnego kina twórcy odmówić nie można- „Spring Breakers” to zupełnie bezkompromisowa, szczera i niezależna od wyznaczników Hollywood wizja krnąbrnego filmowca, pisarza i muzyka. Problem tkwi w tym, że Korine zamiast skupić się na istocie zła jakie pokazuje w swoim filmie, popada w onanistyczny samo zachwyt nad kunsztem realizatora 90- minutowego teledysku. Szkoda, bo moglibyśmy dostać pięknie opakowaną diagnozę upadku pokolenia dzisiejszych nastolatków. Zostaje nam niestety wyłącznie opakowanie, które w środku dosłownie świeci pustką. Jest to o tyle zaskakujące, że Korine jest współautorem scenariusza do pamiętnych „Dzieciaków”.

„Spring Breakers" opowiada o czterech dziewczynach z college’u, które nie mając środków finansowych na wiosenną przerwę w szkole napadają na przydrożny bar. Dzięki sterroryzowaniu klientów pistoletami na wodę wyruszają na Florydę, gdzie w morzy wódy, kokainy i grupowego seksu świętują wakacje. Po jednej z imprez trafiają „na dołek”, z którego wykupuje je lokalny gangster Alien, wyglądający jak Sean Paul. Od pierwszych minut filmu Korine puszcza do nas oko, dowodząc, że mimo zatopienia swojego filmu w stylistykę rodem z MTV, zamierza wbić szpilę w jego produkty. Główne żeńskie grają bowiem idolki nastolatek: Selna Gomez i gwiazda „High School Musical” Venessa Hudgens. W roli lekko poważniejszej wersji „Ali G” widzimy zaś jednego z najinteligentniejszych i najzdolniejszych aktorów młodego pokolenia ( nominacja do Oscara za „127”) Jamesa Franco. Znane z filmów Disneya niewinne dziewczynki zamieniają się w wiecznie niewyżyte seksualnie kocice, aktor wcielający się w poetę Allena Ginsberga przeistacza się w debila ze złotymi zębami i plakatem Tonego Montany nad łóżkiem.

Gdy Korine pokazuje imprezy młodziaków z przeciętnego amerykańskiego college’u rzeczywiście przyprawia o dreszcze. Wiele zmieniło się od lat 90-tych, gdy Larry Clark poraził świat swoją opowieścią o rozpasaniu moralnym młodocianych w filmie „Dzieciaki”, ze scenariuszem zawierającym nazwisko Korine. W porównaniu do świata studenciaków ze „Spring breakers” dzieciaki od Clarka są niemal zachowawczymi nudziarzami. Czy nie jest to wypaczony świat? Trudno powiedzieć, aczkolwiek piszący te słowa już 15 lat temu kończąc amerykańskie liceum zdał sobie sprawę, że „American Pie” nie jest żadną parodią. „Spring breakers” został zaś nazwany przez część krytyków pastiszem. Podzielam ten pogląd. Jednak ten pastisz kończy się na poziomie igrania z popkulturowymi schematami narracyjnymi. Wyśmienicie nakręcona jest scena, gdy podniecone prowincjonalną gangsterką Aliena dziewczyny tańczą z karabinami w rękach w rytm hitu Britney Spears, który z wymalowanym uczuciem na twarzy śpiewa ich idol. Doskonale Korine obrazuje też płyciznę marzącego o tym by być czarnym raperem, chłoptasia, który wierzy, że jest nową wersją „Człowieka z blizną”. Wszystko to podlane jest fenomenalną ścieżką dźwiękową i oniryczną wirtuozerią reżyserską.

Wrażenie robi też jednoznaczność, z jaką twórca filmu potępia ogłupioną telewizją, i wyprutą z wyższych wartości młodzież. „Spring breakers” przywołuje nakręcony dwa lata temu przez Olivera Stone’a „Savages”. Film opowiada o dwóch wesołych przystojniakach handlujących beztrosko narkotykami, którzy nagle wpadają w świat meksykańskich karteli narkotykowych, i doświadczają czym jest przemoc widziana bez szkiełka telewizora czy tabletu. Dwie Studentki w Korine’a również zdają sobie w jak daleki od ich wyobrażeń świat wdeptują. Dla części z nich jest jednak za późno na otrzeźwienie. W tym kontekście bardzo ciekawie prezentuje się postać Faith ( nie do końca przekonująca łopatologia), którą widzimy na początku na spotkaniu z „born again Christian” wyglądającym notabene jak facet po przejściu libertyńskiej doliny. Czy fakt, że dziewczyna miała charakter zbudowany na fundamentach wiary pozwolił jej się uratować od szponów Aliena? Trudno inaczej interpretować jej postawę. Szczególnie, że wpisuje się ona w poprzednie filmy Korina’a, gdzie również mogliśmy oglądać upadek moralny apokaliptycznych rozmiarów.

Tutaj mam największy problem ze „Spring Breakers”. Film w pewnym momencie zamienia się w opowiastkę ocierającą się o jeden motyw świetnych „Desperatek” z 1996 roku. Korine bardzo szybko porzuca publicystyczne zacięcie Sofii Coppoli z „Bling Ring” i wchodzi w balansujące na granicy autoparodii kino gangsterskie. Finał filmu jest jednak zbyt poważny by traktować go jak wariację zainspirowaną finałem arcydzieła Briana De Palmy o życiu Tonego Montany. Z drugiej strony komiksowość finalnych scen jest tak ostra, że traktowanie całego filmu jako istotnej przypowieści jest obrazą inteligencji widza. Wiele innych elementów filmu pozwalają przypuszczać, że reżyser zatrzymał się w rozkroku. Dziewczyny, które w końcu paradują z karabinami u boku karykaturalnego gangstera nie przypominają wyretuszowanych leleczek z TV, mają cellulitis, tłuszczyk na udach i przypominają normalne fanki popkultury. Z drugiej strony bez mrugnięcia okiem, niczym postacie z Marvela strzelają do swoich wrogów. Gdzie tu jakakolwiek logika gatunkowa?

O ile więc z filmu Coppoli, który pojawił się mniej więcej w tym samym czasie w Polsce co „Spring Breakers”, wyszedłem prawdziwie wstrząśnięty i zaniepokojony o przyszłość mojego synka, to po „dynamicie” Korine’a czułem wyłącznie satysfakcje obcowania z pięknie zrealizowanym 90- minutowym klipie. Nie o to chyba chodziło reżyserowi, będącemu wyraźnie przerażonym tym co stało się z młodzieżą w ciągu ostatnich dwóch dekad, które minęły od nakręcenie „Dzieciaków”. Nie uważam, że Korine skaleczył się kiczem, którym chciał wojować ze współczesnym światem, jak pisała część krytyków. Ubolewam, że zatrzymał się w pół drogi i zamiast do końca zmasakrować nihilizm młodych Amerykanów, wycofał się na bezpieczne rejony prostego pastiszu, z lekko zarysowanym morałem.

Łukasz Adamski

„Spring Breakers”, reż. Harmony Korine, wyst: James Franco, Selena Gomez, Vanessa Hudgens, Ashley Benson

Autor

Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej Nowa telewizja informacyjna wPolsce24. Oglądaj nas na kanale 52 telewizji naziemnej

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych