HOLLAND: Jestem lewicowo-liberalną konserwatystką

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź
screenshot z YouTube
screenshot z YouTube

Agnieszka Holland udzieliła ciekawego wywiadu „Rzeczpospolitej”. Trzykrotnie nominowana do Oscara polska reżyserka, która obecnie jest przewodniczącą zarządu Europejskiej Akademii Filmowej opowiada o kondycji europejskiego kina oraz swojej pracy dla amerykańskiej telewizji. Holland odnosi się również do swojej ideologii, określając się…lewicowo-liberalną konserwatystką. Co to oznacza?

Z dystansu widać to samo, co z bliska. O czym mam opowiadać? Że okładamy się nawzajem trupami, że naród jest podzielony, że coraz silniejszy jest katolicki nacjonalizm? Coś tam skrobię, piszę o ludziach, którym chciałam się przyjrzeć, ale sytuacja tak dynamicznie się degraduje, że nie mogę nadążyć. Bardziej liczę na film według Tokarczuk, który może się stać prowokacją.

Holland uważa, że Polsce jest dziś potrzebna prowokacja.

Polsce prowokacja jest potrzebna. Podobnie jak uczciwe spojrzenie na siebie. Bo nie da się niczego budować na nienawiści, a nie wiem już, jaka ilość piachu byłaby potrzebna, żeby zasypać rowy, które dziś dzielą ludzi. Niedawno od pewnego polskiego polityka usłyszałam, że moje wypowiedzi są bardzo skrajne. A to nieprawda. Jestem lewicowo-liberalną konserwatystką i odnoszę się do wartości, które w Europie są przyjęte i uznawane. Tylko kogo w Polsce uważa się za konserwatystę? Ojca Rydzyka. A w Anglii Camerona, który wprowadził małżeństwa dla gejów. Będąc w Europie, nie jesteśmy w niej, bo używamy tych samych terminów na oznaczenie zupełnie innych rzeczy. Dziś moją nadzieją są już tylko młodzi inteligenci. Nie z prawej strony, bo ta jest dla mnie trudna do przyjęcia. Ale z centrum z Kulturą Liberalną czy z lewicy z Krytyką Polityczną. To ciekawe grupy, szkoda, że tak wąskie.

O wiele ciekawsze przemyślenia Holland ma na temat kina. Nie są one równie nudne i poprawne politycznie jak powyższa wypowiedź reżyserki takich znakomitych dzieł jak „W Ciemności” czy „Całkowite zaćmienie”. Agnieszka Holland ostatnio dużo pracuje dla amerykańskiej telewizji. Wyreżyserowała dla HBO nie tylko „Gorejący krzew”, ale również kilka odcinków takich seriali jak „Wire” czy „Treme”. Czy przyszłością dla wielkich artystów kina jest właśnie telewizja?

Amerykanie przy pomocy reszty świata hodują jeszcze w kinie trochę osobowości. Bracia Coen, Paul Thomas Anderson, Wes Anderson i kilkunastu innych reżyserów średniego pokolenia mogą funkcjonować, zachowując swoją tożsamość. Ale wielu twórców rzeczywiście ucieka do telewizji. W HBO odrodziły się nawet tak specyficzne gatunki jak western, który rozkwitł w serialu „Deadwood".

mówi Holland, która narzeka, że w Polsce telewizja publiczna nie realizuje ciekawych seriali. Za taki uważa swoją „Ekipę”, która był kilka lat temu emitowana w Polsacie.

Wtedy zatrzymał ją Wildstein. Ale PiS-u dawno już nie było, gdy moi producenci próbowali doprowadzić do realizacji drugiej części serialu. Pół roku temu dostali odpowiedź, że TVP nie jest zainteresowana tą produkcją z powodów wizerunkowych. To znaczy, że mogę kręcić filmy dla telewizji amerykańskiej, a nie jestem dość atrakcyjna dla polskiej? Ja myślę, że decydenci z telewizji publicznej – choć uważają się za liberalnych miłośników sztuki – wciąż żyją w głębokiej komunie. Na razie więc zdecydowałam się właśnie wyreżyserować dla NBC serię, która jest nową adaptacją „Rosemary's Baby". Polański czytał scenariusz i podobał mu się. Rzeczywiście, jest dobrze napisany.

Jaka jest według Holland kondycja europejskiego kina?

Wbrew temu, co słyszę od krytyków, mam poczucie, że kryzys naszego kina pogłębia się. Kiedyś było ono ważnym przekaźnikiem emocji, wartości, wiedzy. Dziś jest utrzymankiem Unii, bo wciąż są kraje, które czują się w obowiązku, żeby je dofinansować. W Europie stosunkowo łatwo jest film zrobić, ale bardzo trudno go wydystrybuować, a jeszcze trudniej zbudować wokół niego atmosferę entuzjazmu. To widać także po nagrodach Europejskiej Akademii. Oscar przyciąga do laureatów nową falę publiczności. A czy znajdzie się choćby 100 tysięcy widzów, którzy pójdą do kina, żeby obejrzeć film, który zdobył Europejską Nagrodę Filmową?

Q/rp.pl

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych