RECENZJA Przeciw znikczemnieniu. TEORIA WIERSZA POLSKIEGO

1.Jeżeli wierzyć datom, którymi Przemysław Dakowicz opatrzył znaczną część tekstów zebranych w tomie „Teoria wiersza polskiego”, to mamy do czynienia z książką-erupcją. Z rezultatem silnego wybuchu wyobraźniowej energii. Kilku-, najwyżej kilkunastodniowego. Ale pozostawiającego głęboki ślad w dorobku autora. Niby wstrząs tektoniczny zmieniający krajobraz.

2. Dakowiczowe wiersze przerywają sen, w jaki wprowadza współczesną poezję kontemplacja spraw prywatnych, celebracja indywidualnego „ja”. Wychodzą poza laboratoryjne eksperymentowanie z formą i językiem (gdyby kto pytał: nie mam tego nikomu za złe). Uprzytamniają, że powinnością wiązanej mowy jest również mówienie de publicis. Że poezja może, nawet powinna, uprawiać własną – czemuż by nie – politykę historyczną. Wypowiadać się w przedmiocie narodowym. Wszystkim zaś pięknoduchom, co podobno nie interesują się polityką, zwracać uwagę, że prędzej czy później polityka zainteresuje się nimi; za nic sobie mając ich apolityczne mrzonki, tudzież roszczenia rzuci ich na pożarcie faktom dokonanym.

3. Dlaczego? Choćby dlatego, iż pomimo wszelkie deklaracje oraz traktaty, położenie Polski nie zmieniło się ani odrobinę. Polska zbiorowość wciąż tkwi w pułapce geopolityki. Tkwi jak ziarno (pamiętacie jeszcze bajkę Żegoty z „Dziadów III”?) pomiędzy młyńskimi kamieniami sąsiednich potęg. Zamieszkiwane przez nią terytorium zachowuje nieustannie status kraju pogranicznego: po jednej stronie cywilizacja/ w czarnych szatach, Zyfgryd de Löwe, Sigurd,/ Brunhilda ,Krymhilda, wszyscy na kupie./ Strzelają, piją — rządzą. Czytają Goethego./ Po drugiej stronie konopne sznurki i dyndające/ pukawki, machorka i matrioszka, obejmują się,/ płaczą, żałują, a potem szast-prast, domy w rynku/ puste, skośnoocy kopią umocnienia. (wiersz: „Zagłada dachów”). Nadbużański Sokal (Dakowicz rad uderza w kresową strunę) można potraktować jak miniaturę kraju okupowanego po wojennej klęsce. Po klęsce wolnościowej narracji, zadanej przez agresywne narracje ościenne, wrogie mitom bohaterstwa, męczeństwa i wiary. Logika najeźdźców zamierza zepchnąć podbity kraj w nicość, zamkną go w Nigdzie, wraz z generałami nieistniejącego państwa (por. „Opowieść zimowa”), z roztrwonionymi pokoleniami („Chłopcy”) z językiem wrzuconym do dołów kaźni („Elizja”), z doświadczeniem pielgrzymim Popaprańców Bożych w drodze do Domu, którego Nie Ma. („Jeszcze nowsze Ateny”). Polskie trwanie bowiem, nie rymuje się z żadną „rozumną” doktryną polityczną. Wyrasta nad dyplomatyczną i militarną pragmatykę. Osiąga pułap metafizyczny. Dlatego sąsiednim imperiom wydaje się kamieniem obrazy. Wizję Polski męczeńskiej wywiódł poeta z myślenia romantyków, wzmocnionego refleksją nad konsekwentnie przywoływanymi tragediami dwudziestego stulecia. Podmiot tych wierszy unika osądu, przyjmuje postawę świadka. Staje jednak po stronie Antygony, rozumiejąc, że dla narodowej świadomości groźna bywa nie tyle zewnętrzna agresja, ile obojętność sumienia, która nakazuje Nie wchodzić w dyskusje./ Przemykać skrajem. Z daleka od zgiełku,/ unosząc ze sobą cichociemne: nie wiem./ Krok mieć miarowy, twarz pogodną. Trzymać/ w ryzach emocje. Zająć się konkretem,/ myć okna. („Syndrom Ismeny”). Obojętność taka prowadzi do — użyjmy tu określenia wzniosłego — moralnego znikczemnienia. Wtrąca w niewolę bardziej haniebną niż upokorzenia więzień i udręki łagrów. Bo może tylko duchowa wielkość skutecznie się przeciwstawia arbitralności oraz przypadkowości dziejów wzmiankowanej w cytacie z Fukuyamy, stanowiącym motto zbioru. Owa siła z pogranicza szaleństwa lub autodestrukcji motywuje zbiorową wolę trwania. Bardziej przemożną niż sama poezja.

4. Zaiste, nie są to wiersze dla fajnopolaków czy dla zagorzałych wyznawców poglądu o końcu paradygmatu romantycznego. Wymagają rzetelnie wypracowanego stosunku do tradycji literackiej i narodowych fantazmatów, poszerzonego o kolejne motywy obiegowe (most graniczny pomiędzy strefami okupacyjnymi, lód, baraki, zegarki zrabowane przez sołdatów). Wymagają ponadto ppodstawowego oczytania w twórczości Mickiewicza, Norwida, Słowackiego. Zwłaszcza Słowackiego z imponującą zręcznością (oktawa!) imitowanego w poemacie dygresyjnym „Szesnastu”. Znajomość co ważniejszych wierszy Mikołaja Sępa-Szarzyńskiego takoż się przyda, aby lekturowo zmierzyć się z „Centonem”. Pomimo zagęszczenia rozmaitych wyimków nie odnoszę wrażenia, aby autor posługiwał się dykcją anachroniczną. Ba, momentami wygląda na to, że swój dyskurs inspirował pomysłami podsuwanymi przez praktyków literatury ponowoczesnej: gra trawestacjami, pisze na marginesach biografii lub naukowych cytatów, swoiście interpretuje istotę gatunków hybrydycznych. Tak wymodelowana dykcja ma sporą szansę dotrzeć nawet do odbiorców zawieszonych w ahistorycznym Teraz i ostrzec,

5. …że nie ukończona jeszcze dziejów praca. A nie wiadomo kto, kiedy, po raz kolejny gwałtownie zaprzęgnie do niej całe generacje i narody.

Piotr W. Lorkowski

Przemysław Dakowicz, Teoria wiersza polskiego, Biblioteka „Toposu”, Sopot 2012.

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.