Nie zwalczam unowocześniania na siłę klasyki teatralnej dlatego, że są szargane narodowe świętości, choć czasem i na nie oddaje się mocz. Ja się oburzam przede wszystkim dlatego, że cierpi zdrowy rozsądek.
„Gazeta Wyborcza” opisała w euforycznym tonie szykowaną na 30 grudnia premierę „Wesela” Stanisława Wyspiańskiego. Podkreślając, jak wspaniałą sceną jest Teatr Polski z Bydgoszczy, który się tego podjął. I jak to dobrze, że dostaje dodatkowe pieniądze od prezydenta Bydgoszczy Rafała Bruskiego z PO – 200 tysięcy złotych na tę premierę.
Kiedy przeczytałem, że według dyrektora teatru Pawła Łysaka „Wesele” opisuje nasze grzechy, kompleksy i „nieustanne marzenia o tym, jaka ma być Polska”, nic nie pomyślałem. Bo to stwierdzenie znaczy nic, albo wszystko.
Ale kiedy Paweł Sztabrowski, nazwany „odpowiedzialnym za dramaturgię” poinformował mnie, że według niego „Wesele” jest o poszukiwaniu przez nas symboli i że jemu to kojarzy się z wojną o tęczę w Warszawie, albo ze sporem o nazwę mostu w Bydgoszczy (czy Lecha Kaczyńskiego, czy nie – P.Z.), zacząłem się zastanawiać, o jakie sceny mu chodzi. Jakie wątki, jakie postaci? Może chodzić o każdą, tylko co z tego wynika?
Reżyser Marcin Liber utwierdził mnie, że jest tak. jak zwykle. Oczywiście będą grali we współczesnych strojach, co jest już taką rutyną, że trudno to uznać za eksperyment. Czasem zresztą nawet mającą sens, tyle że już doszczętnie zgraną. Eksperymentem byłoby zagranie w ubraniach z epoki Wyspiańskiego.
Ale reżyser dał nam też przykład nowych znaczeń: oto będzie to również sztuka o polskiej ksenofobii i, uwaga, rasowej segregacji, bo pojawia się tam postać Racheli. Rzeczywiście wątek relacji polsko-żydowskich jakoś jest w „Weselu” obecny, tyle że jako dygresja. Znając dzisiejszy świat teatralny i duch tzw. środowisk artystycznych, stanie się to głównym wątkiem. A poza tym pan od dramaturgii z reżyserem niczego jak zapewniają, Wyspiańskiemu nie dopisali. A jednak skończy się inaczej niż w oryginale, np. Pan Młody porzuci Pannę Młodą. Jak to osiągną nie zmieniając tekstu, nie wiem, pewnie dopisaną jednak pantomimą. A tendencja wydaje się znajoma każdemu, kto w ostatnich latach choć wyrywkowo zagląda do teatru – Jan Klata to tylko wierzchołek góry lodowej. Będzie próba przekonania nas, i sądząc z tych przykładów na dokładkę naciągana i toporna, że tekstem Wyspiańskiego można zilustrować dowolną tezę.
A przecież jeśli komuś się wydaje, że oryginalne „Wesele” się zestarzało, nie ma obowiązku go wystawiać. Chciałbym jednak coś przypomnieć. W roku 1973 Andrzej Wajda nakręcił „Wesele” filmowe, w strojach z epoki i bez udziwnień, choć z kilkoma dodatkowymi sekwencjami, które się ze stylistyką oryginału wszakże nie gryzły. I był to film o Polsce lat 70. Wystarczyła odrobina inteligencji, nie za wielka nawet. Byliśmy mądrzejsi, cierpliwsi?
„Wesele” nie jest sztuką o ksenofobii i Pan Młody ani nie musi, ani nie powinien porzucać Panny Młodej. Jest to natomiast sztuka o polskiej niemożności, letniości naszego narodowego charakteru, o zastępowaniu narodowego wysiłku narodową malowanką. Czy to pasuje do dnia dzisiejszego? Nie wiem, trzeba pewnie dużego talentu reżyserskiego aby nas o tym przekonać. Nie jest to łatwe, bo Wyspiański operował aluzjami, nie zawsze dziś czytelnymi i na dokładkę pisał wierszem, do którego daleko nie każdy ma cierpliwość.
Ale wierzę, że klucz do tej sztuki, do uznania jej za aktualną dziś, mógłby się znaleźć. Tylko nie na tej zasadzie, że będziemy epatować prostymi odniesieniami do współczesności. W teatrze najwspanialsze jest to, co najcieńsze, podane nie wprost. Inaczej robi się z tego, nikogo nie urażając, Kabareton. Albo „Spadkobiercy” – przy całej sympatii do inwencji Artura Andrusa i jego kompanów.
Niestety w tę stronę ewoluuje współczesna sztuka inscenizacji. Gdy Grzegorz Jarzyna robi z „Makbeta” Szekspira widowisko o amerykańskim militaryzmie początku XXI wieku, można go spytać, dlaczego zamiast tych śmiesznych wygibasów, nie napisze po prostu własnego dramatu? Dlaczego Maja Kleczewska zamiast inkrustować „Oresteję” Bergmanem nie spróbuje dorównać tekstom i Ajschylosa i Bergmana? Nie mają talentu? Dlatego muszą się posługiwać cudzym tekstem naginając go dowolnie i bez sensu do własnych aktualnych potrzeb. I ani to w końcu dawne sztuki, ani ich oryginalne współczesne dzieła. Tworzy się bałamutna mieszanka, obrażająca inteligencję wszystkich: aktorów i widzów.
Naturalnie w przypadku „odczytanego na nowo” „Wesela” mam tylko poszlaki, że tak będzie. Nie mam dowodów. Ale premiera pojutrze, więc się przekonamy. Na koniec podkreślę: ja się nie oburzam, bo są szargane narodowe świętości, choć czasem bez sensu i na nie oddaje się mocz. Ja się oburzam przede wszystkim dlatego, że cierpi zdrowy rozsądek. Bo wygrywa łatwizna i pustka. Bo triumfuje brak sensu i szarlataneria.
Oby tym razem było tak w jak najmniejszym stopniu, bo opowieść o współczesnym teatrze staje się opowieścią o minimalizowaniu strat. Niestety. A prezydent da pieniądze i tak, bo „Wyborcza” i tak pochwali. Bo unowocześnianie jest dla niej wartością samą dla siebie, albo w tych topornych odniesieniach do dnia dzisiejszego odnajduje kawałek własnej ideologii. Tylko czy po to istnieje teatr?
Piotr Zaremba
————————————————————-
————————————————————-
TYLKO wSklepiku.pl, możesz nabyć, unikatowe gadżety z logotypem wPolityce.pl!
Zestaw toreb zakupowych wPolityce.pl
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/249985-kolejny-teatralny-eksperyment-przerobka-wesela-wyspianskiego-wyborcza-wniebowzieta
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.