Ćpun szuka JEZUSA. Fragment książki BÓG W HOLLYWOOD

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Nazywany współczesnym Babilonem, miastem grzechu a nawet Sodomą i Gomorą Nowy Jork jest jedną z najczęściej eksploatowanych na „srebrnym ekranie” metropolii. Ba, amerykańskie kino wręcz kojarzy się w „Wielkim Jabłkiem”. Jednak reżyserów, którzy są w stanie oddać smak, zapach, klimat i atmosferę tego miejsca jest niewielu. Stojąc niegdyś na jednej z booklyńskich ulic nie mogłem odłączyć jej od widoku dzielnicy z kultowego obraz u Wayne’a Wanga i Paula Austera „Dym”. Przejeżdżając przez Małą Italię widziałem świat Martina Scorsese, natomiast przechadzając się po Central Parku oczami wyobraźni obserwowałem sprzeczającego się o Bergmana, seks i psychoterapię Woodego Allena. Jest jeszcze jeden Nowojorczyk, który nieodłącznie kojarzy się z „miastem grzechu”.

Jego filmy na dodatek w najmocniejszy sposób podkreślają słowo „grzech”, którego użyłem w opisie NY. Reżyser będący wiecznym outsiderem, upadłym wyrzutem sumienia świata filmu, który po przejściu ciemnej doliny co rusz drażni świat filmowy swoimi bezkompromisowymi obrazami zwie się Abel Ferrara. „Bohaterowie” jego filmów to gangsterzy, ćpuny, upadli gliniarze, prostytutki i wszelkie postacie wypełniające rynsztok nowojorskich „ulic nędzy”. W przeciwieństwie do innych ponurych historii rodem z NY, los postaci Ferrary jest nieodłączny od krzyża. A ten nadaje ferrarowskiemu kinu wyjątkową głębię. Widać to było najlepiej po premierze „Złego porucznika” Wernera Herzoga. Ferrara słusznie oburzał się, że Herzog ukradł mu główną linię historii i tytuł filmu. Opowiadający o upadłym gliniarzu w Nowym Orleanie „Zły porucznik” nawet nie zbliżył się poziomem do filmu Abla Ferrary z 1992 roku. Nie chodzi tylko o to, że Harvey Keitel jako uzależniony od narkotyków detektyw był o wiele bardziej przekonujący niż wiecznie umęczony Cage.”Zły porucznik” bez religijnego ukąszenia był jedną z wielu opowieści o ciemnej stronie policji. Abel Ferrara zrobił zaś teologiczny traktat, osadzony na brudnych ulicach Nowego Jorku.

Abel Ferrara to jeden z najbardziej niepokornych i niezależnych twórców amerykańskiego kina. Gdy nie mógł znaleźć pieniędzy na swój kolejny film, wyjechał do Włoch. Po trzech latach wrócił argumentując, że nie jest w stanie kręcić filmów niegdzie poza Nowym Jorkiem. Ferrara do dziś mieszka na Mulberry Street, słynnej mordowni Małej Italii, która mieści się tuż obok Chinatown. Swego czasu „The Guradian” opublikował ciekawy tekst o Ferrarze, gdzie postawiono tezę, że reżyser jako jeden z ostatnich reprezentuje nieistniejący już Nowy Jork. Ferrara nakręcił nawet w 2008 roku dokumentalny film o swojej dzielnicy, która mimo tego, że nie ma na niej już postaci wyjętych z „Chłopców z ferajny”, to jednak przyciąga turystów. „To kiedyś było serce włosko-amerykańskiego życia. Dziś mieszkam w jednym budynku z kapiszonami i modelkami. W mojej kamiennicy nie ma ani jednego Amerykanina włoskiego pochodzenia”- mówił twórca „Króla Nowego Jorku”. Ten nieistniejący już świat odbija się nie mniej mocno na samej karierze Ferrary. W końcu ostatnim szeroko dystrybuowanym filmem reżysera był mafijny „Pogrzeb” z Christopherem Walkenem, Benicio de Toro i Vincentem Gallo. Kontrowersyjna „Maria” z Juliette Binoche i Forestem Whitakerem mimo wyróżnienia na festiwalu w Wenecji nawet nie weszła do amerykańskich kin.

Bardzo często filmy Ferrary są traktowane jedynie jako pełne brutalności i scen seksu opowieści dla niegrzecznych facetów. I możliwe, że takie by pozostały, gdyby twórca, który debiutował pornograficznym filmem „Nine Lives of a Wet Pussy” przez całe swoje życie nie zmagał się z dwiema rzeczami: narkomanią i katolicyzmem. Po premierze jego „Uzależnienia” z 1995 roku większość krytyków przekonywała, że mamy do czynienia z filmem o narkotykach i ich epidemii w Ameryce przełomu lat 80-tych i 90-tych. Jest to połowiczna prawda. „ Uzależnienie” i „Zły porucznik” są najlepszymi dowodami poszukiwań duchowych filmowca, który zaczął swoją przygodę z narkotykami już w wieku nastoletnim. Jak wielu artystów w początkowej fazie uzależnienia, usprawiedliwiał narkotyzowanie się wyzwalaniem artystycznej kreatywności. W jednym z wywiadów przyznał nawet, że uzależnienie od narkotyków i alkoholu było dla niego niezbędne by robić filmy. Na początku osobowość reżysera fascynowała Hollywood i powodowała, że producenci mogli przekonywać, że promują niekonwencjonalnych artystów. Bardzo szybko jednak wyskoki Ferrary zaczęły drażnić ich na tyle mocno, że coraz trudniej było mu znaleźć środki na swoje filmy. Bezrobotny Ferrara zamiast na nowojorskich salonach zaczął się więc pojawiać w mrocznych barach oraz narkotykowych libacjach. Wejście w świat nowojorskich „ulic nędzy”, które tak perfekcyjnie pokazał Martin Scorsese w „Taksówkarzu” zaowocowało kilka lat później realizacją takich filmów jak „Król Nowego Jorku”, „Zły porucznik” czy „Pogrzeb”. Te filmy należą do jego największych osiągnięć. Mimo tego, że Ferrara miał romans z kinem hollywoodzkim ( „Crime Story”, Dangerous game”, „Inwazja pożeraczy ciał”) to zdecydowanie najlepiej czuł się w kinie autorskim. Zarówno Christopher Walken jak i Harvey Keitel uwielbiają pracować z nim.

Niejednokrotnie przyznawali, że Ferrara pozwala im na pełną improwizację. Z drugiej strony reżyser otacza się współpracownikami, którzy swoim losem zaświadczają, że filmy sygnowane nazwiskiem Ferrara są bardzo realistyczne. Nieraz za bardzo. Współscenarzystka „Złego porucznika” Zoe Lund umarła w wyniku wieloletniego zażywania heroiny 8 lat po realizacji filmu. To właśnie ona w jednej ze scen filmu zażywa z bohaterem „Brown sugar”. Nomen omen było to jej jedyne pojawienie się na ekranie.

Można śmiało stwierdzić, że Ferrara był bliski tego samego losu. Wydaje się, że właśnie przeżycia Ferrary spowodowały, że jego „Uzależnienie” z 1995 roku jest tak porażającym i głębokim filmem. Abel Ferrara jest zresztą twórcą wielbiącym kino gatunków. Od początku kariery opowiada tą samą historię upadku i odkupienia. Za wyjątkiem komercyjnego „Crime Story”, który posłużył jako pilot do słynnego serialu lat 80-tych, Ferrara zapędzał się w rejony niechętnie odwiedzane przez innych reżyserów. W „Uzależnieniu” poszedł w stronę wampirycznego horroru. Była to szalenie odważna decyzja po triumfie „Wywiadu z wampirem”. Na marginesie warto zresztą zauważyć, że kino wampiryczne nie ma jedynie pustej twarzy „Zmierzchu”. Nawet mocno osadzone w popkulturze działa dotykają duchowej sfery swoich bohaterów. Duet Rodriguez/Tarantino nakręcił slasherowy „Od zmierzchu do świtu”, gdzie pastor odzyskuje wiarę ( znów Harvey Keitel) dopiero po zetknięciu się z czystym wampirycznym złem meksykańskiego baru „Titti twister”. Łowca wampirów Jack Crow w carpentenowskich „Wampirach” ma zawsze u boku duchownego, który srebrnymi kulami strzela w wysłanników piekieł od wampira Valka. Niezwykle ciekawie również wygląda zmaganie z wiarą najsłynniejszą autorkę wampirycznej sagi o Lestacie Ann Rice, której religijne perypetie przypominają rollercoaster. Jednak żaden z filmów o wampirach nie ma tyle dawki religijności, ile zdumiewająca opowieść Ferrary.

88Zrealizowane na czarno-białej taśmie „Uzależnienie” opowiada historię doktorantki filozofii Kathleen (Lili Taylor), zajmującej się w problemem zła, które tak często triumfowało w XX wieku. Nie tylko zgłębia ona filozofię egzystencjalistów, ale również niemal natrętnie bierze udział w wystawach poświęconych holokaustowi czy komunistycznym ludobójstwom. Jednocześnie dziewczyna poszukuje namiętnie istoty Zła i pragnie zgłębić problem odpowiedzialności za nie. W jednej z pierwszych scen filmu wykładowca Kathleen, jej guru i późniejszy kochanek, mówi o predestynacji, która zdejmuje z człowieka odpowiedzialność za grzechy. Nie przez przypadek katolik Ferrara umieszcza monolog profesora ( Paul Calderon) niedługo przed kluczową sceną swojego obrazu.**

Kathleen wracając w nocy z jednej z wystaw zatrzymuje się na ulicy obok pięknej, eleganckiej kobiety ( jak zwykle zmysłowa Annabella Sciorra). Ta niespodziewanie wciąga dziewczyną w ślepy zaułek i wbija zszokowanej dziewczynie w szyję zęby. „Wystarczy, że każesz mi odejść”- mówi wampirzyca. „Wtedy nic ci nie zrobię”- dodaje włoska piękność. Czy jest to igranie z wolną wolą dziewczyny, która może wybrać swój los, ale paraliżuje ją strach. Czy to właśnie strach doprowadził miliony zamordowanych ludzi nad przepaść w piekielnym XX wieku, który- jak przekonuje Szatan w „Adwokacie Diabła”, należał do niego? Czy słynna maksyma mówiąca, że aby zło zatriumfowało wystarczy, że przyzwoici ludzie nic nie robią, skrywa się pod dnem scenariusza Ferrary? Nie tylko to pytanie krąży wokół „Uzależnienia”.

Kathleen przeistacza się w wampirzycę. Nie jest w stanie funkcjonować w świetle dnia, rozsypują się jej relacje z najlepszą przyjaciółką Jean ( Eddie Falco późniejsza Pani Soprano ze słynnego serialu) i przede wszystkim nie potrafi ona zaspokoić coraz większego głodu krwi. Objawy „przemienienia” są jakby żywcem wyjęte z książek Ann Rice. Jednak w przeciwieństwie do opowieści „matki” Lestata, która dopiero w późniejszym okresie nawróciła się na katolicyzm (i go w końcu porzuciła) , Ferrara od samego początku naznacza historię swojej bohaterki krzyżem. Scenarzystą „Uzależnienia” jest przyjaciel Nocolas St. John, który napisał trzy inne scenariuszy dla Ferrary. Autornigdy nie ukrywał swoje głębokiej wiary. Niegdyś kazał nawet paść na kolana i prosić Boga o wybaczenie Harveya Keitela, gdy ten uznał, że chrześcijaństwo jest metaforą.

„Wina nie przemija z czasem. Wina jest wieczna i zostaje z nami do końca”- mówi swojej przyjaciółce wampirzyca. Kathleen jednak nie może pozbyć się poczucia winy. Jednocześnie wciąga ona w swój świat kolejne ofiary usprawiedliwiając się w sartrowski sposób. „Nie jesteśmy źli z powodu zła, jakie czynimy, tylko czynimy zło, ponieważ jesteśmy źli. Jaki wybór mają tacy ludzie? Chyba żadnego...”- przekonuje sama siebie. Czy czuje ciężar własnego postępowania? Paradoksalnie dopiero, gdy umarła dla świata, stając się chodzącym trupem, poczuła odpowiedzialność za własne czyny. Jej niepohamowany głód pcha ją do przemieniania wszystkich napotkanych na swojej drodze ludzi, łącznie z bliską jej sercu Jean oraz kochankiem z uczelni. Nowa natura pociąga Kathleen. Nie może oprzeć się złu, i stosuje przed zainfekowaniem go swoim ofiarom tę samą perfidną sztuczkę, którą zastosowano na niej. „Powiedz, żebym Cię zostawiła, a to zrobię”- mówi przed ugryzieniem Jean. Lestat przemieniając Louisa daje mu szansę jakiej sam nigdy nie miał, pozostawiając mu możliwość śmierci. Ofiary Kathleen nie mają takiego wyboru. Oni muszę postawić się swojemu nemezis. Czy jest to przewrotny postulat bohatera „Fanatyka”, który nienawidził Żydów za to, ze bali się przeciwstawić nazistom? U Ferrary pobrzmiewa ta sama nuta.

W pewnym momencie Kathleen spotyka na swojej drodze Peina ( doskonały Christopher Walken), wampira, który nauczył się kontrolować swoje uzależnienie i niepohamowany głód krwi. „Ludzie egzystowali zawsze poza dobre i złem. Co z tego wynikło?”- pyta Peina dziewczynę. „Ja”- wykrzykuje. Kim jest Peina? Czy jest to wcielone Zło, które wybrali odrzucający Boga ludzie? Czy może jest to ostatnia deska ratunku, jaką Bóg rzuca potępionym? A może Peina to jedynie pośrednik między Bogiem a upadłą kobietą?

Kathleen w końcu zderza się z ostatecznością. Organizując krwawą rzeź swoim gościom, których zaprosiła z okazji obrony doktoratu, spotyka młodego ewangelizatora ( Michael Imperioli). Pierwszy raz powstrzymuje się od przemienienia swojej ofiary. Czy dlatego, że stanowczo odmówił on udania się do mieszkania Kathleen? Czy dlatego, że tak jawnie z jej pokusą ( dziewczyna wabiła ofiary swoim seksapilem) wygrał człowiek mający w sercu Jezusa Chrystusa? W bardzo emocjonalnej scenie wampirzyca patrzy na ulotkę z wizerunkiem krzyża i krzyczy, że się nie złamie. Wydaje się, że Jezus nie dotarł do serca świeżej doktorantki filozofii, która wraz z „przeobrażonymi” przez siebie wampirami masakruje zebranych gości.

Kathleen w końcu doświadcza VII kręgu piekła Dantego. Idąc po ulicy oblana krwią niewinnych jest jak ćpunka po przedawkowaniu heroiny. Życie „wampirzycy” zmienia się na szpitalnym łóżku, gdzie musi wybrać między krzyżem wiszącym na ścianie, a pojawiającą się znów ponętną Włoszką, która dokonała przemienienia Kathleen. W pewnym momencie cień jaki padał na krzyż przez siedzącą naprzeciwko Katheleen kobiety, zostaje zdjęty. Światło Pana oświetla całą salę włącznie z uśmiechniętą dziewczyną. Czy to właśnie krzyż w cieniu powoduje, że wampiry panicznie się go boją? Dlaczego Kathleen na widok Chrystusa nie pada jak klasyczny wampir?

„Uzależnienie” to też jeden z najciekawiej skonstruowanych filmów Ferrary. Wybór czarno białej taśmy był spowodowany chęcią skupienia uwagi widza na wnętrzu bohaterów. Dokładnie ten sam manewr zastosował Martin Scorsese kręcąc arcydzieło „Wściekły byk”. Lili Taylor stworzyła jedną ze swoich najlepszych ról. Szkoda, że Hollywood najczęściej obsadza tą aktorkę jedynie w drugoplanowych, charakterystycznych rolach. Trudno nie zwrócić też uwagi na doskonały epizod jednego z ulubionych aktorów Ferrary Christophera Walkena, który chyba najmocniej po seansie zapisuje się w głowach widzów. „Uzależnienie” nie jest jedynie rozliczeniem Ferrary ze swoim uzależnieniem od narkotyków. Nie jest to również wyłącznie opowieść o uzależnieniu ludzkości od Zła, które może pokonać jedynie Jezus Chrystus. „Uzależnienie” to traktat o Świetle, jakiego potrzebujemy my wszyscy. Jest to zaledwie 80- minutowa, skromna, czarno-biała opowieść o tym, że bez oświetlenia naszej drogi nigdy nie przejdziemy przez dolinę ciemności. Abel Ferrara za pomocą wampirycznego filmu zaprasza nas do duchowej podróży, która jest nie mniej złożona niż porażający „Zły porucznik”.

Czy film o gliniarzu, który handluje kokainą, ma w głębokim poważaniu własną rodzinę i jest uzależniony od narkotyków, hazardu oraz seksu z prostytutkami może prezentować chrześcijańskie wartości? Czy film o zepsutym do szpiku kości policjancie, który masturbuje się przy złapanych w samochodzie nastolatkach może być uznany za głęboko religijny? Jednak to „Zły Porucznik” pozostaje punktem odniesienia dla twórczości tego niezwykłego twórcy. „Przez znakomitą część filmu miałem wrażenie, iż religijna interpretacja „Złego porucznika” to jakiś ponury żart. Przed seansem wiedziałem, że autor scenariusza pracuje na co dzień jako katecheta – mimo to, oglądając obraz najgłębszego, moralnego upadku bohatera brawurowo odegranego przez Harveya Keitela, upadku ukazanego bez aluzji czy niedopowiedzeń, życia przeszytego najgłębszą rozpaczą, niemożliwą już do stłumienia hazardem, narkotykami i alkoholem, zastanawiałem się, cóż chrześcijańskiego może być w tej przejmującej wizji piekła na ziemi. Odpowiedzi udziela finał filmu”- pisał o obrazie pisarz Szczepan Twardoch, który dobrze uchwycił problem z tym małym arcydziełkiem.

Początkowe sceny filmu uniemożliwiają czucie jakiejkolwiek sympatii dla porucznika. Zło tego faceta jest wręcz porażające. Odwożąc dzieci do szkoły nie może się doczekać jak znikną za drzwiami by móc spokojnie wciągnąć w samochodzie kokainę. Porucznik zadaje się niemal wyłącznie z bukmacherami, prostytutkami i ćpunami, którym kradnie narkotyki i idzie je ćpać na melinach. Wszystko zmienia dramatyczne wydarzenie mające miejsce w polskim kościele. W jednej z najbardziej przyszywających scen jakie oglądałem w kinie, Ferrara pokazuje jak dwóch Latynosów gwałci na ołtarzu zakonnice. Porażające sceny kaleczenia kobiety krucifiksem, przeplatane z wizerunkiem krzyczącego Jezusa na krzyżu pozostają w głowie długo po seansie. Na miejsce kaźni przyjeżdża porucznik. Jego zdziwienie całym zajściem jest porównywalne do uczucia Ferrary, który opowiadał o tym jak usłyszał o podobnym zdarzeniu w jednym ze swoich wywiadów. Jego lektura pokazuje osobowość reżysera i jego nastawienie do spraw duchowych.

„W 1982 roku w Harlemie zgwałcono zakonnice. Kościół zaoferował nagrodę za złapanie sprawców. To samo zrobiła mafia. Każdy gliniarz w Nowym Jorku ścigał tych kolesi. Złapali ich po „10 minutach”. Zastanawiam się dlaczego tak wszyscy przejęli się tą kobietą”- pytał Ferrara. Dziennikarz prowadzący wywiad odpowiedział, że dlatego, iż była zakonnicą. „I co z tego? Bo nosiła habit i dlatego wszyscy oszaleli? A co z jakąś 13-latką, która jest gwałcona w Bronxie. Nikt jakoś o nią nie dba.”- odpowiedział Ferrara. „Bo ona należała do Kościoła”- odparł dziennikarz. „ Wszyscy należymy do Kościoła”- upomniał go Ferrara. „Ja nie”- wyraził zdecydowanie żurnalista. „To nie ty o tym decydujesz. Jezus istnieje i nie masz w sumie żadnego wyboru”- odparł mu Ferrara. Przytaczam ten znamienny dialog by pokazać nie tylko osobowość reżysera, ale również zwrócić uwagę na ducha samego filmu.

Porucznik od początku filmu jest w jakimś stopniu złączony z Kościołem. Przynajmniej na poziomie deklaratywnym. „Nikt mnie nie zabije! Jestem pobłogosławiony. Jestem katolikiem!”- krzyczy do bukmachera w jednej ze scen porucznik o twarzy Harveya Keitela, który dwie dekady wcześniej tak fantastycznie wcielił się w gangstera zmagającego się z wiarą w “Ulicach nędzy” Scorsese. Symbole chrześcijańskie otaczają wręcz zatapiającego się po uszy w grzechu porucznika. W jego samochodzie wisi różaniec. Podczas zatrzymania dwóch nieletnich dziewcząt, które są upalone trawką i nie mają prawa jazdy porucznik zmusza je do symulowania seksu oralnego, podczas gdy on się masturbuje. Jedna z dziewcząt ma na sobie wielki krucyfiks. W momencie, gdy jego córka przyjmuje pierwszy raz Komunię Świętą, porucznik dogaduje z mafijnym bukmacherem zakład na kolejny mecz baseballa. Ten samej nocy wciąga on kokainę używając do tego komunijnego zdjęcia córki. Nawet pieniądze od handlarzy narkotyków, które przyjmuje skorumpowany gliniarz są umieszczone w pudełku z wizerunkiem Maryi. Niemal każdy grzech porucznika jest symbolicznie przez Ferrarę zestawiany symboliką religijną. Upadły glina nie może więc zapomnieć o Bogu. On go zupełnie świadomie odrzuca. Jason Mark Scott w swoim bardzo ciekawym eseju o filmie zauważa, że porucznik znalazł sobie nową wiarę. „Jak przestajesz wierzyć w Boga nie stajesz się niewierzący. Zaczynasz wierzyć w cokolwiek”- pisał Chesterton. Porucznik uwierzył w baseballistę Dodgersów Strawberrego. Bohater przez cały film słucha relacji z meczy, na które stawiał coraz większe pieniądze. Z każdym meczem jednak jego ukochana drużyna jest coraz gorsza. On jedna wbrew sugestiom kolegów i specjalistów wciąż w nią wierzy i niemal z religijnym namaszczeniem stawia na nią pieniądze. W czasie wizyty u dilera, od którego dostaje pudełko z wizerunkiem Maryi wypełnione 30 tysiącami dolarów, kompletnie naćpany mówi starszej kobiecie, że Dodgersi wygrają. Ta siedząc z nim na kanapie przykrytej kocem z wizerunkiem Jezusa wręcza mu różaniec z prośbą by go zatrzymał.

Oswojenie z symboliką katolicką, która jest dla niego wyłącznie tradycją jest nawet czymś innym niż palenie wizerunki Maryi podczas ślubowania w Cosa Nostrze. Abel Ferrara dotknął tematu mafii i katolicyzmu w „Pogrzebie” z 1996 roku- jego ostatnim komercyjnym z sukcesie w USA. Mafijna rodzina braci Tempio chce za wszelką cenę dowiedzieć się kto zabił Johnnego Tempio, komunizującą czarną owcę rodziny. Bracia w czasie przepojonej katolicką symboliką trzydniowej żałoby tuż po modlitwie do Jezusa podnoszą broń i idą na polowanie. Żona głowy rodziny jako jedyna ma poważne obiekcje związane z wiarą. I choć przesiąkła mafijnym sposobem myślenia, wątpi w jego sens, gdy zaprzyjaźniony z familią duchowny uświadamia jej, że jej „katolicyzm” to nic innego jak pogaństwo.

Tym samym zdaje się kierować porucznik. Pogańska wiara w drużynę besjsolową pierwszy raz została zestawiona ze Zbawicielem o istnieniu, którego porucznik zapomniał? Jego życie ulega powolnej zmianie po kontakcie ze zgwałconą zakonnicą. Prowadzać śledztwo nie może on początkowo zrozumieć dlaczego zakonnica nie chce podać nawet rysopisu swoich oprawców. Pewnego razu policjant podsłuchuje przez przypadek spowiedzi jakiej zakonnica udzieliła proboszczowi parafii. „Ci biedni zagubieni chłopcy przyszli do mnie po pomoc. Byli gwałtowni jak większość potrzebujących”- mówi zakonnica. Wyznaje też, że za gwałcicieli, którzy uczą się w katolickiej szkole. Jej zdaniem są oni „dobrymi chłopcami”. Zakonnica nie chce wyjawić ich imion nawet w czasie spowiedzi, bowiem sama chce zamienić „nasienie goryczy z życiodajną spermę”. Zakonnica chce zamienić nienawiść w miłość by ocalić ich dusze. Porucznik nie mogąc słuchać jej słów wychodzi w gniewie z kościoła. Gdy zakonnica mówi, że Jezus kochał tych, którzy mu urągali porucznik opuszcza progi świątyni.

Porucznik nie może pojąć jej chrystusowej postawy. Postanawia złożyć kobiecie propozycję. Jedyną jaką zna jego świat. On w przeciwieństwie do swoich kolegów, którzy wpakują gwałcicieli do poprawczaka, z którego ci wyjdą, wymierzy im sprawiedliwość. Ma to być starotestamentowa sprawiedliwość. Ząb za ząb. Oko za oko. Zakonnica obwieszcza jednak, że chłopcom wybaczyła. Chrystusowa Dobra Nowina zwycięża chęć odwetu. “Czy masz prawo im wybaczyć?”- pyta porucznik. “Twoje wybaczenie pozostawi krwawe żniwo. Co jeśli oni to zrobią innym dziewicom. Potrafi siostra udźwignąć taki ciężar?”- pyta w bezsilności. Siostra radzi mu by porozmawiał z Jezusem i pyta go czy wierzy, że Jezus odkupił jego grzechy. I tutaj zderzamy się z najmocniejszą, najbardziej kontrowersyjną i w moim przekonaniu najpiękniejszą sceną pojawienie się Jezusa Chrystusa na kinowym ekranie. Scena, która podczas seansu musi, przepraszam za kolokwializm, wbić w fotel nawet skończonego niedowiarka. Scena, która nie pozwala o sobie zapomnieć lata po seansie „Złego porucznika”. Scena, która dzięki fenomenowi Harveya Keitela może być postawiona obok najwspanialszych w historii kina. Porucznik zostaje sam z różańcem jaki dostał o zakonnicy. Trzecim różańcem jaki pojawia się podczas całej akcji filmu. Pada na kolana. Wyje w duchowym bólu. Widzi Jezusa. Krzyczy na Niego. Wyzywa Go. Ma pretensje, że Go nie było w jego życiu. Bluzga i bluźni zarzucając Bogu, że Ten go opuścił. “Gdzie do diabła byłeś”- płacząc. Chrystus milcząco stoi. Porucznik w końcu wykrztusza z siebie słowo “przepraszam”. Przyznaje, że wyrządził tak wiele zła, bo jest słaby. Czołgając się po podłodze kościoła by ucałować stopy Pana, porucznik symbolizuje jednocześnie upadek człowieka oraz jego odrodzenie w Chrystusie. Tylko w Nim jest zbawienie. Tylko w Nim jest odkupienie grzechów i życie wieczne. Tylko w Nim jest możliwa przemiana ducha. Przemiana totalna. Przemiana bezkompromisowa. Przemiana powodująca, że kochamy naszych wrogów i nadstawiamy drugi policzek.

Porucznik zobaczył Jezusa w czarnoskórej kobiecie wchodzącej do świątyni. Trzymała ona w ręku złoty puchar, który znalazła w lombardzie swojego męża. Puchar pochodził w kościoła, gdzie zgwałcono zakonnicę. Kobieta wskazuje porucznikowi dokładne imiona i miejsce zamieszkania chłopców, którzy kosztowność przynieśli do sklepu. Co Jezus, który jeszcze przed chwilą stał w miejscu kobiety chce powiedzieć błagającemu o wybaczenie policjantowi? Ten uprowadza chłopców z ich meliny, i w mierząc do nich z pistoletu opowiada o przebaczeniu jakiego udzieliła im zakonnica. Następnie wiezie ich na dworzec i ze łzami w oczach oddaje im pudełko z 30 tysiącami dolarów, karząc wsiąść do autobusu i nigdy nie wracać do Nowego Jorku. Przypomnijmy, że chodzi o pudełko z wizerunkiem Maryi. Jest to ostatnia rzecz jaką policjant robi w swoim życiu. Chwilę potem zostaje zastrzelony w swoim samochodzie przez gangsterom, którym był winien pieniądze za przegrane zakłady.

(…)

Łukasz Adamski

Książka „Bóg w Hollywood” ukaże się nakładem wydawnictwa AA w lutym 2014 roku

Autor

Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv Wesprzyj patriotyczne media wPolsce24.tv

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych