Zmarł PETER O'TOOLE. Od pornograficznego KALIGULI do CRISTIADY

Kadr z filmu "Cristiada"
Kadr z filmu "Cristiada"

Miało być o nowym teledysku Sokoła i Marysi Sadowskiej, miało być o tym, jak bardzo Daniel Radcliffe kocha aktorstwo czy wreszcie o złotej edycji ostatniej płyty Deep Purple. Dziś jednak nie ma miejsca na błahostki. Śmierć Petera O'Toole'a przyćmiła wszystkie wydarzenia...

To wielka strata dla światowego kina. Te słowa nie są wyłącznie kurtuazją. Choć O'Toole sławę zdobył dawno, dawno temu w czasach, gdy Hollywoodem rządziły wielkie historyczne produkcje, również w ostatnich latach swojego życia świetnie odnajdywał się na dużym ekranie. Polskiej publiczności przypomniał się głównie za sprawą roli o. Christophera w "Cristiadzie". Jego kreacja była jednym z najmocniejszych punktów tego dość przeciętnego filmu o bardzo ważnym przesłaniu.

To jednak tylko kropla w morzu artystycznego dorobku O'Toole'a. Irlandzki aktor w ciągu 81 lat swojego życia zgromadził aż 8 (słownie: osiem) nominacji do Oscara i nie otrzymał żadnej statuetki, nie licząc kurtuazyjnej nagrody za całokształt twórczości, z której przyjęciem nestor aktorstwa ociągał się. Nie było w tym za grosz pozerstwa, ale wyraz niezwykłej artystycznej ambicji aktora, który przecież już swoje w kinie zrobił. Jego umiejętności zostały lepiej uhonorowane przez kapitułę Złotych Globów. O'Toole otrzymał 7 nominacji i aż 4 Złote Globy!

Zanim został aktorem służył w marynarce. Następnie pojawiał się na małym ekranie. Aktor grał nie tylko w filmach takich twórców jak Bernardo Bertolucci („Ostatni cesarz”) czy komercyjnych hitach („Troja”). O’Toole nie bał się również projektów bardzo ryzykownych jak półpornograficzny „Kaligula” czy „Dynastia Tudorów”. Jednak filmem, który otworzył mu ten mistrzowski dorobek i wrota do wielkiej kariery był "Lawrence z Arabii" Davida Leana z 1962 roku. Tytułowa rola, brawurowa gra, pomnikowa uroda sprawiły, że O'Toole stał się obiektem uwielbienia widowni (zwłaszcza jej piękniejszej części) i uznania krytyków.

Z drugiej strony aktor grał w takich filmach jak choćby „Gwiezdny Pył” i podkładał głos w „Ratauj”. W 1999 roku zadebiutował jako reżyser i producent komediodramatu telewizji BBC "Jeffrey Bernard jest niedysponowany". W 2012 roku na miesiąc przed swymi 80. urodzinami ogłosił, że kończy karierę, choć wystąpił jeszcze we wspomnianej wcześniej "Cristiadzie" i zapowiedział nawet, że zamierza grać jedynie w filmach o wątkach chrześcijańskich. O’Toole nie zawsze jednak był przykładnym człowiekiem wiary. Irlandczyk miał opinię awanturnika i pijaka, który bywał trudny na planie niczym George C. Scott.

Moje życie zawodowe na scenie i ekranie przyniosło mi poparcie ludzi, spełnienie emocjonalne i komfort materialny. Połączyło mnie też ze wspaniałymi ludźmi, dobrymi towarzyszami, z którymi dzieliłem nieuchronny los wszystkich aktorów: sukcesy i klapy -

tak swoją karierę w jednym z wywiadów podsumował O'Toole.

O klasie irlandzkiego aktora najlepiej świadczy jednak fakt, że potrafił zestarzeć się w sposób piękny. Nie odszedł w cień, nie stał się karykaturą samego siebie, ani obawiającym się ryzyka podstarzałym statystą. Z godnością udźwignął ciężar dojrzałości, pokazując, że również doświadczony aktor może "robić różnicę" na planie. Wyróżnienia były tylko sympatycznym ukoronowaniem tej postawy.

Tylko wielcy mistrzowie potrafią w takim stylu zejść ze sceny.

Aleksander Majewski/Q

Autor

Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl Wspólnie brońmy Polski i prawdy! www.wesprzyj.wpolityce.pl

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych