RECENZJA Duma z Mądrego Jajka czyli co się dzieje na WĘGRZECH

Czytaj więcej Subskrybuj 50% taniej
Sprawdź

Każdy, kogo interesuje dzisiejsza polityką, powinien przeczytać książkę „Węgry. Co tam się dzieje”, dzięki której wyrobi sobie obraz tego, co na Węgrzech zmieniły rządy Fideszu w ciągu ostatnich dwóch lat. Kraj ten borykał się z bliźniaczo podobnymi do naszych problemami, socjalistyczno-liberalne rządy doprowadziły do bankructwa i gigantycznego zadłużenia, wskaźniki demograficzne leżały i liczebność Węgrów spadła poniżej dziesięciu milionów. Na reformy Orbána i jego ekipy, która otrzymała 68 procent poparcia w wyborach w szczęśliwym dla nich 2010 roku, można patrzyć jak na rewolucję konserwatywną w świecie o wiele bardziej skomplikowanym niż za czasów Reagana. I nie tylko z powodu zajadłości mediów.

Książka oddaje głos stronie reformatorskiej, niekoniecznie politykom, ale też dziennikarzom czy różnego rodzaju prezesom i specjalistom. A że polityków i ekonomistów zazwyczaj omija talent literacki, dlatego część tekstów jest dość nużąca w lekturze – składają się one z kilkustronicowych wyliczeń regulacji prawnych, statystyk i sukcesów rządu. Zawsze są to osoby związane z Fideszem bądź sympatycy tegoż – można z tego uczynić zarzut jednostronności, ale weźmy pod uwagę, że medialna tuba opozycji ma w Europie moc o wiele silniejszą i to ona jest Goliatem kreującym „dyktaturę opinii publicznej”.

Ale są też teksty gorące w lekturze. Na przykład „Euro Europy czy Europa Euro” Istvana Várgi sensownie i kompetentnie wyjaśnia kryzys 2008 roku, porównując go do „strzału z kapitalistycznej Aurory” i opisując go jako zmowę światowej finansjery, mającą na celu gigantyczne zadłużenie państw i rządów, a przez to i szarych obywateli. Pieniędzmi publicznymi rządy ratowały banki, które były „zbyt wielkie, by upaść”, i w ten sposób bankowe długi prywatne zostały przerobione w dług publiczny. Węgry robią, co mogą, by się tego długu pozbyć i przestać być wasalem, a ciężar długu przerzuciły nie na biednych i emerytów, a na najsilniejszych – co się oczywiście nie mogło spodobać tym ostatnim. Starcie Węgier z Unią jest walką o niezależność ekonomiczną, nie dziwi zatem ostrość tej walki. Ale takie wyjaśnianie kryzysu według zachodnich dziennikarzy to od razu „populizm”. Prymat pracy nad spekulacją to przecież średniowiecze.

Podobnie „populistyczny” jest tekst László Csizmadii „Obywatele na polu gry” traktujący węgierskie „powstanie 2010” jako przykład prawdziwej, obywatelskiej demokracji. Autor liczy na to, że to z Węgier wyjdzie (być może już wyszła) iskra, która przemieni Europę. Wiosną w 2012 miał miejsce w Strasburgu „atak na demokrację”, ale premier obronił własny rząd. Oczywiście pojęcie demokracji się zatarło, ale to Fidesz reprezentuje demokrację, a nie Międzynarodowy Fundusz Walutowy.

Zoltán Kiszelly w „Laboratorium demokracji” mówi o drodze Fideszu do wielkiej polityki na tle historii Węgier i uprzytamnia podobieństwa ich historii do naszej. Zdaje się, że historia podobnie też ukształtowała nas mentalnie – Węgry to jeden z najbardziej indywidualistycznych narodów w Europie, ale oczekują pomocy socjalnej ze strony państwa i bardzo nie lubią płacić podatków („w końcu przez wieki wyprodukowane dobra były zawsze odbierane przez Turków, Austriaków czy Rosjan” – skąd my to znamy?).Orbán zachęca pracodawców do oferowania pracy, pracowników do jej szukania, opodatkowuje konsumpcję i namawia do oszczędzania. Należy trzymać kciuki za powstanie silnej węgierskiej klasy średniej, ku zgrozie liberałów i socjalistów. Na uwagę zasługują dwa teksty sygnowane nazwiskiem premiera. Pierwszy to niepublikowany wcześniej wywiad – zazdrość bierze, że nas Opatrzność nie raczyła obdarzyć mężem stanu podobnego formatu. Orbán myśli i globalnie, i „narodowo”, pragmatyzm łączy się z dozą idealizmu i zapowiada światowy renesans narodowy, odejście od globalizacji na rzecz regionalizacji. Ale – uwaga – ostrzega przed „narodowością” bez chrześcijaństwa, bo to grozi nacjonalizmem.

Drugi tekst Orbána, wygłoszony publicznie na początku 2013 roku raport o stanie państwa, też budzi zdumienie. Premier rzuca cytatami z literatury, sypie anegdotami i ma wizję Węgier wykraczającą w przyszłość poza datę kolejnych wyborów, co jest w polityce rzadkością. Wierzy, że wbrew pozorom, można – a nawet trzeba – pogodzić nowoczesność z tradycją. Wie, że na świecie i w polityce nie ma doskonałości, ale musi istnieć jej miara. Duma z osiągnięć Węgrów może nas bawić – premier jest dumy, że Węgrzy wynaleźli „maszynę do gry w szachy, dynamo, długopis, kostkę Rubika i grę logiczną smartegg (Mądre Jajko)”. My znaleźlibyśmy pewnie więcej powodów do dumy, ale się nie chwalimy, bo jeszcze ktoś uznałby to za obciach.

Na węgierskiej fladze kolor biały oznacza siłę, czerwony – wierność, zielony – nadzieję. Polacy, obserwując węgierski wiatr zmian, odzyskali nadzieję, której im dotychczas brakowało – jak widać, można przerwać błędne koło zadłużenia, można ignorować medialną kampanię nienawiści i dezinformacji. Póki co, ukryty w narodzie potencjał cierpliwie czeka.

"Węgry. Co tam się dzieje. Raport twórców węgierskich reform + węgierska konstytucja". Warszawa, Fronda 2013.

Sławomir Grabowski

Dziękujemy za przeczytanie artykułu!

Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.

Autor

Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24 Wspieraj patriotyczne media wPolsce24

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych