Arkady Saulski: Wkroczyłeś do świata literatury jako fantasta. Pisałeś ciekawą fantastykę historyczną, wchodzącą tak naprawdę w historię alternatywną. Historia to dobre tworzywo dla literatury?
Romuald Pawlak: Świetne! Trzeba tylko wiedzieć, co z nim zrobić. Możesz historycznej gliny użyć do wszystkiego. Jeśli masz do powiedzenia coś, co wydaje ci się istotne, możesz bez problemu znaleźć prawdziwe wydarzenia i do nich nawiązać, w ten sposób przekazać jakieś idee. Równie łatwo możesz na kanwie autentycznych zdarzeń stworzyć niezłą historię rozrywkową, pozbawioną wielkich idei. Możesz napisać fantastyczny kryminał albo fantastyczną komedię. Na przestrzeni epok masz mnóstwo atrakcyjnych scenerii, wydarzeń, osobowości. Magazyn, z którego możesz czerpać, jest więc bardzo obfity. Historia to bardzo podatna glina, choć wymagająca wprawnej ręki. Dla przykładu, alternatywne dzieje konkwisty posłużyły mi do zastanowienia się nad rolą przypadku w tym, co postrzegamy jako nieuchronną i nieubłaganą logikę dziejów - wrzuciłem małego, kompletnie nieważnego bohatera w wielki młyn starcia hiszpańsko-indiańskiego w XVI wieku. A z drugiej strony, całkowicie autentyczny zakaz pasowania zwłok, wydany we Florencji w połowie XIV wieku, posłużył mi do napisania sowizdrzalskiej powieści o rycerzu, który żadnym zarobkiem nie gardzi, a szlachectwo jest jedynym majątkiem, jaki posiada. Można więc wszystko. Ja to bardzo lubię. I dlatego do historii wracam często, choć nie zawsze uprawiam historię podręcznikową, wierną faktom.
Ostatnio padło sporo zarzutów o pisanie „historii alternatywnej” pod adresem Piotra Zychowicza, po publikacji jego książki o polskiej polityce międzywojennej i Powstaniu Warszawskim. Czy naprawdę Twoim zdaniem my Polacy nie powinniśmy pisać historii alternatywnych na temat własnych, często tragicznych dziejów?
Dla mnie historie alternatywne dotyczące naszych dziejów są nawet ciekawsze od tych opisujących wydarzenia z historii powszechnej! Jestem za, wszystkimi czterema kończynami, bardzo się cieszę, że one są pisane, że w pewnym momencie Narodowe Centrum Kultury wsparło tę twórczość - na tyle trudną dla czytelnika, że nie sposób liczyć na wielkie komercyjne sukcesy. Tylko pamiętaj, że "historia alternatywna" ma obecnie dwa znaczenia, to, które przywołałeś, oznacza rozminięcie się z faktami, zwykle nie w beletrystyce, tylko właśnie literaturze faktu. W beletrystyce jest to jeden z moich ulubionych gatunków. I im więcej będzie takich książek, tym będę miał więcej do czytania
W „Innych Okrętach” pisałeś między innymi o tym jak Polacy starają się wywalczyć dla siebie własną kolonię w Ameryce Południowej. To intelektualny żart czy może jakieś Twoje marzenie?
Bieg historii nie skierował nas na Atlantyk i w stronę Ameryki Łacińskiej czy Afryki, ale czy to oznacza, że historia nie mogła dać nam szansy? Mogła, po prostu nie zdarzyło się. Przy czym wyjaśnijmy, w mojej powieści szansa na kolonię nie oznacza ruszenia z dziesięcioma tysiącami żołnierza i wydarcia sobie samodzielnie kawałka ziemi, raczej jest próbą sprytnej intrygi, w wyniku której kawalątek ziemi stałby się protektoratem pod hiszpańskim bokiem i za zgodą wicekróla tych ziem. I to jest marzenie Polaków w tej linii historii. Zresztą, jak zapewne wiesz, jakieś tam zapędy kolonialne Polacy mieli, w XVII wieku patrzyliśmy na Afrykę Zachodnią...
Teraz piszesz więcej literatury obyczajowej, jednak zapowiadasz powrót do fantastyki. Coś ujawnisz?
Cały czas pracuję nad dużym cyklem dziejącym się w późnym średniowieczu i na początku nowożytności, opowiadającym o zmurszałej instytucji, która próbuje się przystosować do nowych czasów. Czyli o jakonie joannickim, w Polsce zwanym maltańskim, który kiedyś mnie zafascynował. W zasadzie jest to fantasy historyczna, bo zakon współpracuje ze smokami, zawarł z nimi umowę, w myśl której smoki mogą mieszkać na terenach kontrolowanych przez joannitów w zamian za wsparcie w walce z Turkami i innymi niewiernymi. Wplatam tu dużo autentyków, właściwie tylko smoki są elementem odróżniającym ten cykl od powieści historycznej, ale i one zachowują się, jak na realia powieści tego typu przystało, nie są w typie Smauga czy innych potężnych istot.
Miałem nadzieję skończyć pierwszą książkę w tym roku, ale stopień komplikacji mnie jednak trochę przerósł. Szybko to napisać można źle, a ja nie mam ciśnienia, żeby rzecz dać do druku w postaci, która do końca mnie nie satysfakcjonuje, nie ustanowiłem sobie żadnego deadline'u. Tym bardziej, że chociaż każdy tom jest osobną opowieścią, to jednak mają się złożyć w całość, w epicką panoramę przechodzenia zarówno średniowiecznego zakonu, jak i smoczych klanów, w świat nowoczesny. Trzeba więc uwzględnić zawczasu wszystkie powiązania, ruchy postaci w fabułach, etc. Zapowiada się więc, że skończę pierwszą powieść nie wcześniej niż wiosną.
Mam z nią sporo zabawy, dużo przyjemności wczytywania się w literaturę, zobaczymy, co z tego wyjdzie.
A jak oceniasz stan polskiej fantastyki? Moją opinię znasz – uważam, że nie jest dobrze mając na uwadze z jakich wielkich intelektualnie tradycji wyrasta. A może nie jest tak źle?
Polska fantastyka... temat-rzeka. Zależy, czy porównujesz do tego, co było dziesięć lat temu w polskiej literaturze, czy do światowej. Bo moim zdaniem, poziom się podnosi, myślę, że byłbym w stanie wymienić z dziesięć-piętnaście książek z ostatnich lat, które stoją na bardzo wysokim poziomie bez względu na to, czy kryterium wiodącym uczynisz warsztat i rozrywkę, czy grę idei. Z drugiej strony, wciąż bardzo niewiele książek dorównuje tym najlepszym zachodnim. Jednak wiadomo, tu wybierasz z setki, tam z tysięcy. Tam tacy Chiang czy zwłaszcza Watts, chociaż z kłopotami, się przebili. U nas - przecież nawet najbardziej popularni pisarze sf, czyli tacy, u których szukasz rozrywki intelektualnej, sprzedają się źle, wspomniany Watts to jakiś marketingowy wybryk.
Tylko wiesz, te tradycje... No owszem, mieliśmy Lema, teraz mamy Dukaja. Pewno nawiązujesz też do nurtu socjologicznego, bardzo mi bliskiego. Ale popatrz, jak to wygląda gdzie indziej. Zaryzykuję twierdzenie, że pomijając Anglików, to mamy drugą po Rosjanach fantastykę w Europie, chyba że bardzo o czymś nie wiem. Bo mamy jej dużo i jednak dobrej. A jeśli trochę odejdziesz od fantastyki będącej grą idei na rzecz czystej rozrywki, to już w ogóle nie mamy się czego wstydzić, częściej niż polskimi produktami, zażenowany jestem poziomem tego, co jako bestseller przychodzi z Zachodu.
Podsumowując, wiesz, sądzę, że tylko w jednym punkcie możemy mieć kompleks: fantastyki w duchu Wattsa, Egana, Chianga. Bo tam jest na nią miejsce i z tysiąca eksperymentów zawsze się da wyciągnąć coś dobrego, a u nas już na starcie większość autorów rezygnuje z sf, wiedząc, żer wydawca powie: - To się nie sprzeda.
Obaj przyznamy, że jest obecnie Polska rozdarta pewnym wielkim, światopoglądowym podziałem. Ten podział widać w naszej literaturze? W fantastyce? Czy może to tylko pewne złudzenie i literatura żyje własnym życiem i rytmem?
Hm, czy ja wiem? Mam wrażenie, że ten podział, który zapewne masz na myśli, akurat w fantastyce się słabo odbija. Jeśli dostrzegam jakiś podział, to na teksty "lewicowe" i "prawicowe". Przy czym celowo używam pazurków, bo tekstów głoszących lewicowe idee jak u Mieville'a, w polskiej fantastyce praktycznie nie znajdziesz. A i kiedyś było ich bardzo mało. Polska fantastyka odkąd pamiętam, zawsze była prokapitalistyczna, wolnościowa. I nadal chyba taka jest. Chociaż chętnie bym przeczytał coś gloryfikującego lewicę, a napisanego dziś, ale wątpię w postanie takiego dzieła
Natomiast tego rozdarcia opartego o wiarę nie dostrzegam. Owszem, istniał taki nurt, ale przygasł, fantastyka odeszła w inne rejony. I dobrze. Wiesz, ja nie jestem zwolennikiem pisania pod płaszczykiem literatury prostych w sumie manifestów ideowych. Jasne, za dobrą literaturą zwykle stoi jakiś zestaw założeń, światopogląd autora, wszystko to można wydobyć dzięki uważnej analizie. Tylko niech to będzie na trzecim planie, a nie krzyczy do mnie jak transparent z pochodu.
Wydaje mi się, że trochę ta nadmiarowa ideowość była wynikiem czasów, w których żyliśmy. A teraz nie ma takiego nacisku, więc i takich oczywistych sporów ideowych, publicystyki pod pozorem literatury, jest coraz mniej.
Rozmawiał Arkady Saulski
Romuald Pawlak, pisarz, autor książek fantastycznych, obyczajowych oraz dla dzieci.Debiutował w 1987 roku w tygodniku „Na Przełaj”. W latach 90. ubiegłego wieku współpracował z magazynem „Fenix”. Opowiadania publikował także w „Nowej Fantastyce”, „Science Fiction, Fantasy & Horror”, „Magii i Mieczu”, „Młodym Techniku”, a także wielu innych miejscach, w tym w „Gazecie Wyborczej”. Niektóre teksty podpisywał pseudonimami Rodney P. Randall i Konrad Amitersk. W roku 2003 ukazała się jego pierwsza powieść Inne okręty – historia alternatywna, w której inaczej przebiega podbój Peru przez konkwistadora Francisco Pizarra, a polski oddział próbuje wywalczyć skrawek ziemi dla Rzeczypospolitej (wydanie II zmienione 2011).W kolejnych latach ukazały się następujące książki fantastyczne: Rycerz bezkonny (2004), trylogia humorystyczna Czarem i smokiem (2005), Wojna balonowa (2006) oraz Smocze gniazdo (2008), powrót do historii alternatywnej w Armii ślepców (2007), a także dwa zbiory opowiadań: Wilcza krew, smoczy ogień (2006) i Bo to jest wojna, rzeź i rąbanka (2007). Wątki fantastyczne pojawiają się także w powieści historycznej Cabezano, król karłów (2010), opowiadającej o karle zbyt wysokim, aby być karłem, a zbyt niskim, aby ludzie uznali go za człowieka. (Wikipedia)
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/249757-romuald-pawlak-mamy-druga-po-rosjanach-fantastyke-w-europie-wywiad?wersja=mobilna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.