Prof. Andrzej Paczkowski, autor m.in. książki „Wojna Polsko-Jaruzelska” analizuje popularny serial pod kątem historycznym. „To serial dla młodzieży. Przystojni młodzieńcy i ładne dziewczyny, kino akcji, fikcja, a nie film dokumentalny. Ale tło epoki jest zbliżone do rzeczywistego.”- mówi historyk.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: ZAREMBA: Bronię CZASU HONORU, choć czasem zgrzytam zębami
Paczkowski w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” opowiada szczegółowo o historycznych faktach z okresu, który naświetla popularny serial „Czas honoru”. W kilku miejscach historyk odnosi się bezpośrednio do produkcji TVP. Czy jego zdaniem serial odkłamuje takie kultowe produkcje jak „Stawka większa niż życie”?
To, że Hans Kloss był agentem sowieckiego wywiadu, jest zaznaczone tylko na początku i na końcu "Stawki...", generalnie usiłowano zatrzeć to, dla kogo pracował. Był tam też jakiś ruch oporu, ale bez podkreślania jaki dokładnie, bo nie chciano wspominać o AK. Natomiast w "Czasie honoru" mamy wizerunek innej strony - już nie sowiecki agent J-23 czy chłopcy od psa Szarika (w tym jeden Gruzin, w dodatku Saakaszwili). Tak jakby jednym z założeń było odkłamanie obrazu z PRL-owskich seriali: skoro przez tyle lat AK była bez znaczenia, a AL była tak eksponowana, to trzeba pokazywać tak, jak było naprawdę. A było odwrotnie: AK - silna, AL - słaba.
mówi historyk.
Dziennikarki „GW” zwracają uwagę, że akcja serialu toczy się przed wyborami z 1947 r., które zostały przez komunistów sfałszowane.
To jeden z mankamentów serialu - nie widać w nim upływu czasu, zmieniających się okoliczności. Cały czas jakby jedna pora roku, lato 1945. Inny mankament to to, że została całkowicie pominięta legalna opozycja (PSL i jego lider Stanisław Mikołajczyk). Nie ma Kościoła, harcerstwa. Nie twierdzę, że należało o tym szerzej mówić, ale "wrzucić" jeden czy drugi obrazek. Bo tak są tylko konspiratorzy, sowieccy zarządcy, polscy czekiści i ich konfidenci. Oraz nieproporcjonalnie rozległa galeria gestapowskich szpicli.
zauważa prof. Paczkowski. Według historyka serial dosyć wiarygodnie natomiast pokazuje dramat ludzi, żyjących w tamtych czasach, łącznie z tymi, którzy mają już dosyć walki z komunistami po latach walk z nazistami. Czy serial jednak nie jest jednak wygładzony bowiem nie pokazuje najgorszych aspektów wojny? Według Paczkowskiego „cukierkowy obraz epoki” może być nam potrzebny skoro tak długo wojna i okres powojenny był zakłamany.
Proszę się nie martwić. Zawsze po jakimś czasie znów następuje wahnięcie. I zobaczymy gnój, błoto, zbrodnię, zimno, papierosów nie ma, wódki nie ma. Nie przypadkiem Amerykanie nakręcili "Cienką czerwoną linię" dopiero niedawno. Początkowo było miejsce tylko dla patetycznych filmów o dzielnych chłopakach walczących ze szkopami i japońcami. Na tym polega narodowa edukacja - coś się idealizuje, a dopiero potem szuka czarnych plam.
mówi historyk. Dziennikarki „GW” zwracają uwagę, że serial nie pokazuje zdemoralizowania i zdziczenia obyczajów.
Oczywiście, ale nie można powiedzieć, że wszyscy byli zdemoralizowani. Jeżeli się np. przyjrzymy akcjom "żołnierzy wyklętych", to ogromna ich część to napady na sklep, kasę na kolei i na sokistów, by zabrać im karabiny. I to w pewnym stopniu jest w serialu. Pokazane są, oczywiście skrótowo, relacje z chłopami - wieś ma tych żołnierzy szczerze dosyć, bo zabierają żywność, czasem kradną. I to niezależnie od opcji, bo "żołnierze wyklęci" to wszyscy ci, którzy zostali w lesie. I ci z AK, i ci z NZS.
odpowiada Paczkowski. Historyk odnosi się też do zarzutów, że serial nie niuansuje pewnych tematów i jednoznacznie pokazuje żołnierzy AL po wojnie.
Na razie mamy problem wielkich zaniedbań w edukacji historycznej, trzeba stworzyć fundamenty wiedzy historycznej, choćby najbardziej ogólnej i może uproszczonej. Na masową skalę. Bez tego samo "niuansowanie" nic nam nie da, bo ludzie nawet nie będą wiedzieli, o co chodzi z tym wyważaniem racji.
mówi Paczkowski, który broni też mody ( określenie dziennikarek „GW”) na seriale historyczne wywołane „pisowskią” polityką historyczną.
Na pewno wzbudziła dodatkowe zainteresowanie, ponieważ przeszłość i stosunek do niej zostały postawione jako ważny problem społeczny (i polityczny). Zainspirowało to różne inicjatywy, które niekoniecznie trzeba utożsamiać z PiS. Wiele osób uważa - i ja się z nimi zgadzam - że poznanie przeszłości jest ważną częścią patriotyzmu i elementem wychowania obywatelskiego. A na tym poziomie - i trudno, żeby było inaczej - jest to w pierwszej kolejności przeszłość albo heroiczna, albo martyrologiczna, najczęściej obie zostają zlane.
Prof. Andrzej Paczkowski komentuje też pojawienie się innych filmów dotykających trudnych kwestii z historii Polski.
Ale przecież filmy takie jak "Pokłosie" czy "Ida" to nie jest popkultura. Wydaje mi się, że kino idzie raczej za pisarzami niż za naukowcami czy nawet poważną publicystyką, choć bywają wyjątki. Nie dziwię się, że autorzy popularnych seriali nie przenoszą na ekran wniosków historyków, ale powinni dobrze znać realia epoki, nawet jeśli względy komercyjne nakazują im nie liczyć się zbytnio z prawdziwą historią. I pod tym względem mam do autorów "powojennych" odcinków "Czasu honoru" sporo pretensji.
Q/Gazeta Wyborcza
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/249738-czy-czas-honoru-to-bajka-i-cukierkowy-serial-historyk-analizuje-hit-tvp
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.