ZAREMBA: Nowa KOBRA- zbyt pospieszna i wymuszona. Jest jednak promyczek

Fot: TVP
Fot: TVP

Z czym kojarzy się telewizyjna Kobra? Pamiętam jeszcze z czasów swojej młodości parę konkretnych przedstawień, a także specyficzny klimat, dobrze wyrażony przez scenę z filmu Stanisława Berei „Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz”. To ta scena, w której warszawska kamienica w Alei 3 Maja przy wiadukcie przed mostem Poniatowskiego okazuje się być uniwersalną dekoracją do anemicznych samochodowych przejażdżek, a czasem pogoni, właśnie w czwartkowych Kobrach. Oglądaliśmy te przejażdżki, te cudzoziemskie napisy. Lubiliśmy to. Lubiliśmy także dlatego, że nie było wtedy aż tak wielu filmów sensacyjnych. Nie było w ogóle, a do nas docierały na dokładkę z kilkuletnim opóźnieniem (a niektóre wcale). Więc Kobry, czasem oryginalne sztuki, częściej adaptacje zachodnich powieści kryminalnych, straszyły naprawdę i w dodatku skrzyły się blaskiem wielkiego świata. Niekiedy były zresztą naprawdę solidną robotą.

Na próbę odrodzenia tego mitu premierą „Dawnych grzechów” nałożyła się szersza operacja. TVP próbuje ratować coś co umiera: teatr telewizji - organizując spektakle na żywo. To po części fikcja – są to na ogół widowiska przeniesione z teatrów, więc nie robione specjalnie dla telewizji. Mimo wszystko uważałem, że dobre i to, jeśli pokazując niezłe sztuki w niezłym wykonaniu, popularyzuje się sztukę teatralną jako taką. Nie hochsztaplerkę w stylu dyrektora Teatru Starego Jana Klaty, ale właśnie sztukę. Ba, próbuje się nawet rozbudzić swoisty snobizm zaczynając przedstawienie od obrazu ozdobnej kurtyny. Raz czy drugi to się nawet udało.

Czy udało się z Kobrą? Twórcy: reżyser Krzysztof Lang i czwórka znanych aktorów mieli do dyspozycji prawdziwą brytyjską sztukę Rogera Mortimera-Smitha (a w każdym razie jakąś jej wersją, zeznania samego autora, którego zaproszono przed oblicze publiczności w studio, były niejasne). I niby wszystko jest w porządku. Jest interakcja między trzema głównymi postaciami (czwarta to epizod), oparta na zasadzie łamigłówki, w której zmieniają się role. Zaczyna się od tego, że dwóch nieco dziwacznych mężczyzn o quasiprzestępczych koneksjach porywa młodą kobietę, córkę bogacza. A potem? Mamy wszystko: zabójstwo, szantaż, w finale znowu zabójstwo. Co ja jednak poradzę, że wszystko wydało mi się zbyt pośpieszne, a zakończenie jakieś dziwnie wymuszone. To nie była klasa układanek Agaty Christie, Georgesa Simenona, Joego Alexa-Słomczyńskiego czy rozlicznych autorów, których nazwisk nie pamiętam.

Bardziej jeszcze zmartwiło mnie co innego. Adam Woronowicz, Kamila Baar, Jan Frycz to aktorzy wytrawni. Nawet z Tomaszem Karolakiem, wychylającym się z każdej lodówki, zdążyłem się oswoić. Bywa naturalny. Tu jednak wydali mi się… niedbali, chwilami odbębniający swoje role. Mylili się często – a Woronowicz, który wydawał mi się zawsze największym perfekcjonistą - właściwie co chwila. Rozumiem, że trudno jest grać na żywo, ale przecież wszyscy oni robią to w teatrze.

Reżyser Krzysztof Lang ujawnił podczas końcowych gratulacji i aplauzów, że w pewnym momencie zmienili nawet przebieg akcji. Nie wiem, w którym, ale się nie dziwię. To za ich sprawą całość wydała mi się jeszcze bardziej niedorobiona.

Można szukać wielu powodów, dla których prawie już nie mamy teatru telewizji - brak pomysłów na ożywcze adaptacje klasyki i brak nowych dramatów nasuwają się przede wszystkim. Teraz dochodzi jeszcze jeden: brak aktorów, którzy mieliby czas i ochotę aby się porządnie przyłożyć.

A jednak nie uważam, żeby nie zdarzyło się nic pozytywnego. Andrzej Rychcik, wicedyrektor z programu TVP, obiecuje nam przyzwoity mieszczański teatr środka. Nie wiem, czy ten był przyzwoity. Ale mimo wszystko to już zaczątek normalności. A może raczej jej promyczek. Dobre i to.

Banalne? Może, ale niestety to na banale fundowano zawsze rozrywkę.

Piotr Zaremba

Dotychczasowy system zamieszczania komentarzy na portalu został wyłączony.

Przeczytaj więcej

Dziękujemy za wszystkie dotychczasowe komentarze i dyskusje.

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych.