Kilka dni temu premierę miała wznowiona wersja kultowej dla mojego pokolenia Baldurs Gate 2. Przyznam, że wrócił do mnie pewien czar wspomnień. „Baldury” były za moich lat grami kultowymi, wytyczającymi standardy a przy tym kojarzą mi się z czymś co dziś jest chyba powszechne – książkami powstałymi na podstawie gier.
Na zachodzie już wtedy, w końcówce lat 90-tych i na początku dwutysięcznych to była normalka, jednak w Polsce to chyba wydawnictwo TSR rozpowszechniło ten boom na tzw. novelisations, czyli „literaturyzacje” gier. Pamiętam i chyba do dziś tak jest, że półki uginały się pod ciężarem pozycji z logo tego czy innego świata (mówiło się „settingu), rozmaici autorzy i tysiące tytułów. Wszystkie swoją drogą, były wydane niezwykle ładnie, niestety miażdżąca większość z nich reprezentowała poziom, powiedzmy, bardzo niski.
Tak było właśnie z literaturyzacją samego Baldurs Gate dokonaną przez Philipa Athansa. Czytałem tylko część drugą i przyznam – była to lektura dość marna, choć jako dzieciak bawiłem się nieźle i czytałem szybko i z wypiekami. Fabuła opisywała losy Abdela, który był najemnikiem i synem Bhaala – boga mordu, który poszukuje prawdy o swoim pochodzeniu. Oczywiście, książka była wypełniona dość kiepsko napisanymi scenami walk i nieśmiało opisaną, jedna sceną erotyczną. Rzecz była mierna językowo i właściwie poza nabiciem wydawnictwu pieniędzy nie wiem czemu miała służyć. Wszak twórcy gier Baldurs Gate nigdy nie kryli literackich pretensji, wydając swoje gry w pudełkach graficznie przypominających księgi, zaś same gry fabularnie naprawdę przypominały co sprawniej napisane cykle fantasy. Co więcej, inne gry tych samych twórców – w cyklu Icewind Dale, miały bardzo dobrą bazę literacka, umiejscowioną w tym samym świecie, autorstwa R. A. Salvatore. I to po te pozycje właśnie warto sięgnąć, choć nie są one tak ściśle, fabularnie powiązane z grami.
Trochę inaczej prezentowała się sytuacja z książka „Raising the bar” na podstawie gry Half Life 2. Tytuł jest przy tym przewrotny bo „raising the bar” można w języku angielskim rozumieć dwojako – jako unoszenie (i uderzanie) łomem – co w grze czynimy dość często, a także podnoszenie poprzeczki dla gier, które to podniesienie po premierze Half Life’a 2 się dokonało. Jednak „Raising the bar” nie było pozycją na podstawie gry w ścisłym sensie – raczej opracowaniem na temat gry, wyjaśniającym wielu zainteresowanym pewne tajemnice i aspekty poruszone w gamingowym pierwowzorze. Książka nie została wydana w języku polskim.
Inną ciekawą książką, która przychodzi mi do głowy jest książka „Rosjanin” oparta na grze Battlefield 3. Tu jest pewien zgryz. Otóż battlefieldy to dość banalne strzelani, stąd literaturyzację traktowałem z lekceważeniem. Do czasu gdy dowiedziałem się, że autorem będzie Andy McNab. Autor znakomitych powieści sensacyjnych i przy tym były komandos, McNab napisał powieść fabularnie opartą o wydarzenia z gry, jednak w jego ujęciu o grze mogliśmy zapomnieć – „Rosjanin” okazał się świetną powieścią i nie ukrywam, że teraz, wraz z premierą kolejnej części – Battlefield 4 liczę na to, że McNab wróci do napisania kolejnej części.
Ostatnią powieścią o której chciałem powiedzieć jest „Mogworld” Bena Croshaw. Croshaw znany jest szerzej jako Yahtzee i słynie z tego, że jest najbardziej bezkompromisowym krytykiem branży oraz gier na całej planecie. Jego wideorecenzje zawsze osiągają rekordowe ilości wściekłych komentarzy, więc gdy zabrał się za książkę kontrowersje były oczywiste. Tymczasem „Mogworld” okazał się pozycją znakomitą. Croshaw opisuje w niej swoje dni, które spędził w grze „Word of Warcraft” – najpopularniejszej grze multiplayerowej na świecie, która przyczyniła się też do śmierci głodowej kilku osób na świecie. Jednak Croshaw odsuwa się od powagi sytuacji, opisując z pewnym zdziwieniem wirtualny świat. Dokonuje przy tym zabiegu bardzo przewrotnego – wcielając się w umysłowość bohatera, który w tamtym świecie funkcjonuje. Zachowania innych graczy stają się dla niego coraz bardziej niezrozumiałe, na tyle, że świat fantasy wydaje się bliższy rzeczywistości niż osobowości napotykane w wirtualnej krainie. To znakomita pozycja. Niestety, nie została wydana w języku polskim. A naprawdę warto, jednak zaznaczam – maestria językowa Croshawa wymaga wyjątkowo sprawnego tłumacza.
I to tyle – pozycji książkowych powstałych na podstawie gier, które są zarazem wartościowe jest naprawdę niewiele. Większość z nich ma tylko odciąć pieniądze od produkcji już obecnych na rynku. Szkoda, bo to grupa graczy jest spora i wydawcy mogliby przyciągnąć do gier więcej osób wydając wartościowe pozycje i zrzucić wreszcie odium niepoważnego medium.
Arkady Saulski
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/249686-ksiazki-na-podstawie-gier-warto-czy-nie