CZARNY CZWARTEK już jutro z wSieci Historii. WYWIAD z ANTONIM KRAUZE

Film w reżyserii Antoniego Krauzego, „Czarny czwartek” przedstawiający wydarzenia na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku dołączony jest do części grudniowego wydania miesięcznika „wSieci Historii”. To z pewnością film, który obejrzeć trzeba. Dlaczego? – o to Agnieszka Żurek pyta prof. Jerzego Eislera, w rozmowie publikowanej w książce, do której dołączona jest płyta DVD z filmem.

Myślę, że „Czarny Czwartek” to najlepszy polski film historyczny, jaki powstał po 1989 r. Wyróżnia się tym, iż jego twórcy zaufali historii. Wielu reżyserów ma tendencję do ubarwiania rzeczywistości. Tymczasem to, co wydarzyło się w grudniu 1970 r., jest tak potworną historią, że nie trzeba niczego do niej dodawać, wystarczy ją opowiedzieć. Prawda jest najciekawsza i najstraszliwsza.

-czytamy w opublikowanej w książeczce rozmowie z prof. Jerzym Eislerem, historykiem, dyrektorem oddziału IPN w Warszawie, autorem licznych opracowań na temat Grudnia 1970 r., konsultantem merytorycznym filmu „Czarny Czwartek”.

Antoni Krauze dochował wierności prawdzie. W filmie „Czarny Czwartek” każde zdanie wypowiadane przez postaci historyczne ma swoje odniesienie do dokumentów bądź relacji świadków. Dotyczy to także sceny z „dobrym zomowcem” – tę historię opowiedziała Stefania Drywa, żona głównego bohatera filmu. Antoni Krauze zaufał paradokumentalnej formule. Udokumentowana historycznie jest ­również scena katowania młodych ludzi w gmachu ­Prezydium Miejskiej Rady Narodowej w Gdyni. W tym samym budynku dwa dni wcześniej doszło do podpisania pierwszego w historii PRL porozumienia pomiędzy strajkującymi robotnikami a przedstawicielami władzy .

mówi prof. Jerzy Eisler. A co sam reżyser powiedział dziennikarce „wSieci”? Żurek rozmawia z Antonim Krauze w obecnym numerze „wSieci”.

Agnieszka Żurek: „Czarny czwartek” wypełnił w pewnym stopniu lukę edukacyjną. Wielu młodych ludzi dopiero po obejrzeniu pańskiego filmu dowiedziało się o masakrze z grudnia 1970 r.

Antoni Krauze: Któregoś dnia Jan Pospieszalski zwrócił mi uwagę na pewną rzecz. Powiedział, że w czasie spotkania z młodzieżą zauważył, jak wielkie znaczenie mają słowa i odpowiednie nazywanie określonych faktów. Dostrzegł np., jak szkodliwe jest to, że o Grudniu mówi się „wydarzenia grudniowe” .

Nie „masakra”, tylko „wydarzenia”.

Tak, mówimy „masakra w Jedwabnem”, ale „wydarzenia grudniowe”. Czyli pewne rzeczy zasługują na dramatyczne określenia, inne zaś nie. Pamiętam, że w czasach PRL o grudniu 1970 r. propaganda głosiła, że to wina robotników, którzy wyszli na ulice, plądrowali sklepy i podpalali komitety partyjne. Druga strona, czyli pokrzywdzeni robotnicy, nie miała wtedy żadnych możliwości przebicia się ze swoim głosem do opinii publicznej. Kiedy podjąłem decyzję o nakręceniu „Czarnego czwartku”, postanowiłem, że nie będzie to żaden film mający na celu „ważenie racji”, lecz opowieść o tej stronie, która stała się ofiarą. W grudniu 1970 r. strzelano do bezbronnych ludzi idących na polecenie władzy do pracy. Wprowadziliśmy wątek przedstawiający stronę rządową tylko po to, aby pokazać, kto podejmował decyzje i kto był za tę tragedię odpowiedzialny. Nie wdawaliśmy się jednak w szczegóły. Niektórzy mieli do mnie pretensje za to, że w filmie nie ma gen. Jaruzelskiego. Moim zdaniem jego rola w tamtym okresie nie była kluczowa. Oczywiście, był on ministrem obrony narodowej i bez jego podpisu żołnierze nie dostaliby ostrych naboi, a zatem – nie strzelaliby do ludzi. Decyzje zapadały jednak na wyższym szczeblu. Podstawą systemu było słynne zdanie Władysława Gomułki: „Władzy raz zdobytej nie oddamy nigdy”. W Gdyni niczego nie ukradziono, niczego nie spalono, nie wybito żadnej szyby, nastąpiła natomiast wspaniała samoorganizacja, powstał miejski komitet strajkowy. Z tych wzorów czerpała później w Gdańsku strajkująca „Solidarność”. Tymczasem właśnie w Gdyni doszło do najstraszliwszej masakry. Cel był zatem jeden – władza chciała przekazać komunikat: „Spacyfikujemy was, niezależnie od tego, co zrobicie”.

Po masakrze grudniowej chciano zabić pamięć o tym, co się stało. Walka o postawienie pomnika ofiar trwała dziesięć lat.

Myślę, że między 1970 a 1980 r. masakra grudniowa była największym tabu tamtego systemu. Była ona czymś haniebnym dla partii rządzącej, mającej na dodatek w nazwie przymiotnik „robotnicza”. Przedstawiciele władzy próbowali za wszelką cenę wymazać tę hańbę z pamięci. Jakoś tak się jednak dziwnie dzieje, że im bardziej próbuje się niszczyć pamięć o jakimś wydarzeniu, tym bardziej ugruntowuje się ona w świadomości społecznej.

Pamięć o grudniu 1970 r. kultywowała z początku niewielka grupa osób, narażając się na represje i szykany ze strony władz Tak, walka o pamięć i tożsamość trwała dziesięć lat. Bazą zwycięskiego strajku „Solidarności” był właśnie grudzień 1970 r. Masakra grudniowa pokazała, że ten system jest niereformowalny i że nie istnieje żaden „socjalizm z ludzką twarzą”.

Jak brzmiała „oficjalna wersja wydarzeń” na temat tego, co stało się w Grudniu?

Mówiła ona o chuliganach i zbuntowanych robotnikach, którzy dali się namówić imperialistycznym agitatorom. Propagandyści próbowali także wmówić mieszkańcom Wybrzeża, że ci zbuntowani są opłacani przez rewanżystow niemieckich, którzy postanowili przyłączyć Trójmiasto do RFN. Nie bardzo wprawdzie wiadomo, w jaki sposoó miano to technicznie przeprowadzić, bo między Polską a RFN leżało jeszcze NRD. Być może Trójmiasto miało zostać przewiezione na teren Niemiec Zachodnich samolotami.

Czy ludzie wierzyli w ten absurd?

Niektórzy niestety tak. Adam Gotner, zraniony siedmioma pociskami koło przystanku Gdynia Stocznia, opowiadał po latach, że został wrzucony do Nysy wraz z innymi rannymi. Opowiadał, że kiedy wieziono ich do szpitala miejskiego, samochód został zatrzymany przez oddział wojskowy. Oficer dowodzący oddziałem zajrzał do środka i zadał jakieś pytanie w języku niemieckim. Adam Gotner pochodzi ze Śląska i umiałby odpowiedzieć po niemiecku na to pytanie, był jednak tak silnie ranny, że nie miał fizycznie możliwości udzielenia odpowiedzi. Oficer dowodzący oddziałem miał po latach wyznać, że gdyby ktokolwiek udzielił odpowiedzi w języku niemieckim, zacząłby strzelać, ponieważ odpowiedź ta stanowiłaby potwierdzenie tezy, iż to, co stało się na Wybrzeżu, dokonało się z inspiracji niemieckiej. Myślę, że niestety dziś także nie brakuje ludzi skłonnych do wiary w absurdy. Smoleńsk jest tego najlepszym dowodem.

(…)

Cały wywiad z Antonim Krauze w obecnym numerze tygodnika „wSieci”. Zaś film „Czarny Czwartek” będzie dostępny już jutro w miesięczniku „„wSieci Historii”. Miesięcznik kolportowany jest w kioskach w całej Polsce w klasycznym formacie, objętości 100 stron i cenie 5,95 zł. Wydanie z książką i płytą dostępne jest w cenie 19,90 zł.

tytuł
tytuł

Zapraszamy do komentowania artykułów w mediach społecznościowych