Warto wiedzieć, co czytają nasze dzieci. Nie po to aby sporządzać konserwatywno-katolickie nowe indeksy ksiąg zakazanych, z „Harrym Potterem” jako pierwszą pozycją. Ale choćby po to aby umieć z nimi porozmawiać na temat lektur, które mamy zwykle skłonność bagatelizować.
Taka myśl mnie naszła, kiedy obejrzałem ostatnio na Canal Plus ostatni film z cyklu „Zmierzch”, zatytułowany „Przed świtem, część 2”. Książek pani Stephanie Meyer nie czytałem, za to filmowe adaptacje obejrzałem po kolei z ciekawością, już choćby dlatego, że to kolejny po Potterze fenomen masowej i niezwykle popularnej powieści dla młodzieży, całkiem innej niż te, które my kiedyś czytaliśmy. Do kompletu brakowało mi zakończenia. Teraz nadrobiłem tę zaległość.
To nie jest duża sztuka, nawet nie na miarę przywoływanego przed chwilą Pottera, który to cykl wyróżniał się oryginalnością tworząc osobny i całkiem wciągający świat. Tak wciągający, że po obejrzeniu filmów usiadłem i przeczytałem książki. Meyer to typ pisarki zgrabnie żerującej na emocjach, ale w taki sposób, że wszystko tu jest wyspekulowane, zaplanowane na zimno. Mam wrażenie, że ona wie, gdzie zagrać na jakiej strunie duszy nastolatka (a właściwie nastolatki), ale sama tego nie przeżywa ani trochę. Rowling podobno płakała, gdy uśmiercała Harry’ego (ostatecznie nie definitywnie). Może zresztą się mylę i pani Meyer przeżywa także. Nie o to jednak chodzi.
Także nawet nie oto, że to najbardziej znany, choć bynajmniej nie jedyny reprezentant nowego podgatunku: horroru dla gimnazjalistek. Co w końcu powstać musiało, bo przecież coraz młodszym ludziom oferuje się rozrywki przeznaczone kiedyś wyłącznie dla starszych.
Rzecz w czymś innym. Przez wiele części „Zmierzchu” pokazywano nam gigantyczne rozterki głównej bohaterki, która chce być ze swoim ukochanym, wiecznie młodocianym wampirem, ale też czuje, że przybranie jego postaci wiąże się z istotnymi i niekoniecznie dobrymi konsekwencjami. W pierwszej części jeden z członków wampirycznej „rodziny” Cullenów twierdzi nawet, że nie mają oni duszy, a inna z przedstawicielek gatunku przestrzega ludzką dziewczynę przed strasznym brzemieniem nieludzkiej nieśmiertelności.
Te dylematy, nieco operowe i mocno pretensjonalne, były jednak tak sugestywne, że spotkałem nawet takich, co twierdzili, iż powieść jest swoiście „konserwatywna”. Wampir Edward Cullen grany przez Roberta Pattinsona nie chce przecież z Bellą Swan uprawiać seksu, bo to mogłoby go sprowokować do przerobienia jej w istotę na swój obraz i podobieństwo. Cóż za pochwała wstrzemięźliwości i odpowiedzialności za siebie i bliźniego!
Finał jest wszakże zabawny i mocno unieważniający te złudzenia. W części przedostatniej i ostatniej rozterki zostają porzucone. Bella zostaje wampirem i jest szczęśliwa. Rzuca się w wir rozgrywek między wampirzymi klanami i staje po stronie tych „lepszych”. Zanim wszystko to co opisuję, wyśmiejecie, bo gardzicie albo horrorami, albo romansami dla pensjonarek, powtórzę: wasze dzieci traktują to śmiertelnie poważnie. Takie „przełamania” są skądinąd dla współczesnej popkultury typowe. To Thomas Harris zaczął od opisywania doktora Lectera jako przykładu fascynującego, ale jednak bezwzględnego zła, a potem się w psychopatycznym kanibalu zakochał i w trzeciej części nieomal rehabilitował abstrahując od wcześniej opisanych przez siebie faktów. Było to tak absurdalne, że Ridley Scott kręcąc „Hannibala” zmienił wraz ze scenarzystą Davidem Mametem zakończenie uznając, że widownia nie jest gotowa na tak bezceremonialny pakt z diabłem.
W książkach i filmach o wampirach bywało podobnie. Kiedyś pokazywano je jako symbol jednoznacznego zagrożenia. Albo zabijały, albo co gorsza zmieniały innych na swój obraz i podobieństwo. Anne Rice napisała w latach 80. XX wieku, a Neill Jordan nakręcił kilka lat później „Wywiad z wampirem”, w którym krwiopijca Louis robi złe rzeczy, ale zaprząta nam głowę swoimi żalami i dylematami.
Potem Rice, skądinąd utalentowana pisarka, posunęła się jeszcze dalej. W kolejnych „kronikach wampirów” zło już właściwie znika. Wampir Lestat, w „Wywiadzie…” jeszcze antypatyczny w swoim sadyzmie, okazuje się w powieści o nim samym nieomal niewiniątkiem. Po prostu zabija tylko przestępców. Tą drogą potrafią iść zresztą także autorzy seriali kryminalnych, np. wielosezonowej opowieści o Dexterze zabijającym okrutnie okrutnych morderców.
O przemianie książek i filmów o wampirach można by napisać cały traktat, który ilustrowałby zmiany w popkulturze. Tendencja do ich rehabilitacji przybrała postać zastraszającej epidemii – od komedii i pastiszów po psychologizujące opowiastki, np. o przyjaźni człowieka z wampirem w szwedzkim, a potem amerykańskim filmie „Pozwól mi wejść”.
Ale saga „Zmierzch” jest czymś szczególnym, bo konsumuje tę samą myśl z pogodną bezmyślnością kina familijnego. Oczywiście po części myli tropy. Chwilami sztuczki mające obejść problem natury wampirów przypominają igraszki autorów filmów dla dzieci, którzy szukają recepty na to, jak pokazać naturę sympatycznych drapieżników i nie przyznać, że pożerają one inne zwierzątka. Bo dzieci nie są na to jeszcze przygotowane i mogłyby takiego lwa czy wilka przestać lubić.
Ale jednak w tej ostatniej części sagi „Zmierzch” jest znamienna scena. W ramach przygotowań do wojny „dobrego” klanu Cullenów ze „złym” klanem Volturich para sympatycznych wampirów dociera do swojego krewniaka, który ma być ich sojusznikiem. Przerywają mu normalne zajęcie – właśnie napadł na ulicy jakiegoś przypadkowego młodego człowieka i ma zamiar go zagryźć. W poprzednich częściach w podobnych sytuacjach Cullenowie nawet ludzi bronili. Ale tu nie, pakt zostaje szybko zawarty, po czym „dobry” wampir wraca do wypijania krwi ze swej ofiary.
Skoro to ma być pokazywane z ich perspektywy, czemuż by nie? Tylko, że to pokazuje, iż decyzja Belli nie jest tak całkiem niewinna. No ale autorzy filmu (więc i pani Meyer) ma jedno objaśnienie. Dziewczyna jest zakochana, więc wszystko inne przestaje się liczyć.
I taki jest morał tego cyklu. Szaleńcza miłość wszystko usprawiedliwia. Można porzucić człowieczeństwo, które zresztą przestaje być wartością. Nieistotne, że to horror. Ważniejsze, że podsuwa bardzo szczególny stosunek do świata. Dawno się pogodziłem z pewną brutalnością popkultury, ale uczenie młodych ludzi obojętności na cudze cierpienie i na fakt posiadania lub nieposiadania duszy, ciągle przyprawia mnie o niepokój.
Co radzę? Nie ma uniwersalnego wzorca, ale odradzam zaczynanie od deklamacji, że to wszystko głupoty, bo wampirów przecież nie ma, podobnie jak wilkołaków, które też w tej opowieści odgrywają istotną rolę. Młodzi ludzie to akurat raczej wiedzą. Chyba lepiej powiedzieć swemu dziecku, że wybór bohaterki jest co najmniej kontrowersyjny. Porzuca rodzinę i świat ludzkich wartości z młodzieńczym radykalizmem, ale potem nie ma już powrotu. Może to nawet jest dobra okazja aby przed tym dobitnie przestrzec. Nawet jeśli mariaż opowieści o wampirach z kinem dla nastolatek wyda nam się wyjątkowo infantylny, potraktujmy go serio.
Piotr Zaremba
------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do naszego sklepu wSklepiku.pl!
Znajdziesz tam:książki,audiobooki, poradniki oraz bardzo atrakcyjne gadżety portalu!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/249641-zaremba-warto-wiedziec-co-czytaja-i-ogladaja-nasze-dzieci-zmierzch-niegrozny
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.