„A ja? Ja nie muszę nic w tym życiu robić. Na mnie pracuje czas. Czy ludzie się z tym godzą czy nie, czy tego chcą czy nie, ja i tak zostanę w historii. Każdy by chciał zyskać sławę.”- mówił w jednym z wywiadów autor błyskotliwych powiedzonek, kamieniarz, pisarz i aktor najlepszych polskich komedii.
W polskim kinie brakuje nierozłącznych "dwójek", które na trwałe wpisałyby się w pejzaż rodzimej kinematografii. W końcu, "co dwie głowy, to nie jedna". Przekonali się o tym Jan Himilsbach i Zdzisław Maklakiewicz Krótko po pogrzebie, Himilsbach zadzwonił do domu Maklakiewicza: -Czy jest Ździchu? -Panie Janku, przecież pan wie że Zdzisio nie żyje. -Wiem, tylko że mi się, k...a wierzyć nie chce. Taka to była przyjaźń...- pisał jakiś czas temu na wNas.pl Aleksander Majewski. Nie ma chyba równie kochanego przez całe pokolenia duetu jak ta dwójka „hard corowców”. O ile jednak Maklakiewicz był profesjonalnym aktorem, który tworzył ciekawe role w takich arcydziełach jak „Rękopis znaleziony w Saragossie”, o tyle Himilsbach był stuprocentowym naturszczykiem. I to jakim!
Legendarne są nawet narodziny Himilsbacha. W metryce jego urodzenia urzędniczka wpisała pomyłkowo datę 31 listopada 1931 roku. Najprawdopodobniej przez ojca, który zbyt intensywnie świętował narodzenie syna. To świętowanie było znakiem rozpoznawczym gwiazdy „Rejsu” przez całe jego życie. I choć niewiele wskazywało, że Himilsbach wejdzie do historii polskiego kina( pracował jak ślusarz, palacz na statku, kamieniarz, piekarz), to już pierwsze pojawienie się na ekranie stało się kultowe. Mimo tego, że Himilsbach pochodził „ z ludu” to niewiele wiadomo o jego życiu. Jak zauważył Majewski: człowiek, którego życiorys wciąż pozostaje zagadką, a i sam zainteresowany dołożył za życia swoją cegiełkę do tak niejasnego obrazu własnej osoby. Aktor - naturszczyk, prozaik i scenarzysta - samouk, z zawodu... kamieniarz. Inspirację dla kultowego już aktora zawsze stanowiła ulica." Wszystko to, co obserwował od najmłodszych lat, pozbawiony prawdziwego domu (według niektórych relacji Himilsbach był potomkiem zamordowanych w Holocauście Żydów). Po tym jak Himilsbach dostał rolę w „Rejsie” Marka Piwowskiego, pojawił się jeszcze w kilku kultowych obrazach: "Jak to się robi", "Trzeba zabić tę miłość", "Przepraszam, czy tu biją?", "Jan Serce" i "Nie ma róży bez ognia".
„Jasiu” choć parał się pisarstwem, to uważał kamieniarstwo za zawód ważniejszy niż pisanie, to jego styl naznaczył filmy, w których grał. Nie można jednak nie docenić faktu, że Himilsbach odniósł sukces jako pisarz ("Monidło", "Przepychanka", "Łzy sołtysa”) i wzbudzał ciekawość literackich krytyków. Na podstawie jego utworów powstały takie filmy jak "Monidło" Antoniego Krauze z 1969 r., "Zabawa w chowanego" Janusza Zaorskiego z 1984 r. i w wielu kręgach najsłynniejszy obraz Jerzego Gruzy „Przyjęcie na dziesięć osób plus trzy”, gdzie "zagrał" ze swoim przyjacielem Zdzisławem Maklakiewiczem.
W filmie można było usłyszeć głos aktora. Himilsbach zdubbingował młodego Jerzego Stuhra. Improwizacja była notabene nieodłącznym elementem filmów, w których pojawiali się Zdzisiek i Jasiu. Istnieje opinia ( w przypadku życia i pracy tego drugiego istnieją tylko opinie i legendy, a nie fakty) "Rejs" nakręcono po to, żeby Jan Himilsbach miał pieniądze na wódkę. Jedna z najsłynniejszych scen filmu, w której Zdzisław Maklakiewicz wygłasza monolog o stanie polskiego kina, nakręcona była "na procentach". „Normalnie powinniśmy wszystko zrealizować w godzinę, straciliśmy jednak cały dzień. Najpierw upił się Maklakiewicz. Gdy zabraliśmy się intensywnie za jego trzeźwienie, urżnął się Himilsbach. Albo jeden, albo drugi był pijany. To, co jest na filmie, to jedyna wersja, na której nie widać, że aktorzy są zamroczeni.”- wspominał operator "Rejsu" Marek Nowicki.
„Gazeta Wyborcza” w rocznicowym tekście o Himilsbachu przypomina jak wyglądały słynne wywiady z aktorem. Gazeta cytuje wspomnienia Stanisława Manturzewskiego.
Zwykle odbywało się to przy wódce: dziennikarz stawiał, a Jaś, człowiek dobry i uczynny, opowiadał swoje życie, za każdym razem trochę inaczej, żeby naczelny nie zarzucił rozmówcy-fundatorowi plagiatu. W ten sposób gazetowy żywot Himilsbacha meandrował i rozwidlał się jak delta Missisipi.
mówi autor filmu "Himilsbach - prawdy, bujdy, czarne dziury". Krytycy filmowi i ludzie kultury szybko poznali się na talencie autora nieśmiertelnych powiedzonek. Ciekawie o „Jasiu” pisał krytyk Krzysztof Mętrak.
Ale ja wiem, że największą kreacją literacką Himilsbacha był on sam. (...) Czy był dobrym aktorem? Nie musiał: w kinie ważne jest 'bycie', a nie rola. Prawda, że film stworzył mu w pewnym momencie nową rzeczywistość. Liczył się jego niepowtarzalny wygląd, timbre głosu, zdolność do improwizacji, poczucie sytuacyjnego humoru. Byłem w 1971 roku na festiwalu w Pesaro, gdzie pokazywano 'Rejs' Piwowskiego. Gdy tylko na ekranie pokazała się gęba Jasia, już poszedł szmer po widowni: Spencer Tracy, Spencer Tracy.
Natomiast współautor scenariusza do „Rejsu” Janusz Głowacki opisał w swojej książce "Ścieki, zlepy, karaluchy" fenomen duetu Himilsbach- Maklakiewicz.
Zdzisława Maklakiewicza i Jana Himilsbacha kochano, bo im nie zazdroszczono. Dla zmęczonego i sfrustrowanego narodu stanowili dowód, że nie trzeba wyglądać jak Beata Tyszkiewicz, żeby zrobić karierę. I że nie ma się o co bić, bo z tej kariery nic nie wynika. Artyści - i na ekranie, i w życiu - byli jak większość narodu. Napici, dosyć obdarci i pożyczali pieniądze.
To chyba najbardziej błyskotliwe podsumowanie fenomenu zmarłego 25 lat temu artysty. Jednak pisząc o Himilsbachu trudno nie oddać głosu jemu samemu. To w końcu on był autorem złotych myśli, które ożywiały niejeden scenariusz wykształconych na najlepszych uczelniach filmowych twórców. To również on "uszył" na potrzeby ludu swoją biografię. Pytany w 1985 roku czym jest sława aktor i kamieniarz powiedział:
To Sława Przybylska. Spotkałem ją nie tak dawno na warszawskiej Starówce, ale w żadnym szczególe nie wyglądała jak Sława. A ja? Ja nie muszę nic w tym życiu robić. Na mnie pracuje czas. Czy ludzie się z tym godzą czy nie, czy tego chcą czy nie, ja i tak zostanę w historii. Każdy by chciał zyskać sławę. Jeden zmywa naczynia, drugi gra w orkiestrze. Ci wszyscy ludzie kiedyś odejdą. Ja natomiast zostanę jako mumia. Zapeklowany Ramzes II. To jest sława.
Q
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/kultura/249577-25-rocznica-smierci-jana-himilsbacha-tyle-drog-buduja-tylko-k-nie-ma-dokad-isc?wersja=mobilna
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.